Co najmniej sześć osób zginęło, a 31 zostało rannych po erupcji wulkanu-wyspy White w Nowej Zelandii. Zaginionych nadal jest osiem osób. Władze podkreślają, że szanse na odnalezienie żywych są niewielkie.
W wyniku erupcji wulkanu-wyspy zginęło sześć osób, a 31 zostało rannych. Jednak, jak poinformowała premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern, podczas lotów zwiadowczych nie znaleziono żadnych oznak życia.
Podczas erupcji na wyspie były 24 osoby z Australii, dziewięć z USA, pięć z Nowej Zelandii, cztery z Niemiec, po dwie z Chin i Wielkiej Brytanii oraz jedna z Malezji.
Za zaginione nadal uznawanych jest osiem osób. - Zdecydowanie sugeruję, że na wyspie nikt nie przeżył - powiedział o zaginionych zastępca komisarza policji John Tims.
Cała wyspa pokryta jest wulkanicznym popiołem. Nowozelandzka agencja geologiczna ostrzega, że istnieje 50 procent szans, że w ciągu najbliższych 24 godzin dojdzie do kolejnej erupcji.
"Szokujące doświadczenie"
Spośród 31 rannych osób co najmniej 27 doznało poparzeń na ponad 71 procent powierzchni ciała. Niektórzy z nich mogli doznać dodatkowo innych obrażeń - poinformował dyrektor ds. medycznych rządu, Peter Watson. - Ludzie byli w krótkich spodenkach i koszulkach, więc mieli dużo odsłoniętej skóry - powiedział jeden z pilotów śmigłowca biorący udział w akcji ratunkowej.
- To było szokujące doświadczenie - skomentował jeden z ratowników, Russel Clark, w nowozelandzkich mediach. - Wszystko było pokryte popiołem - dodał.
Jak powiedziała na konferencji prasowej premier kraju, wiadomo, że w momencie erupcji na wyspie przebywały dwie grupy ludzi - ta, którą można było ewakuować i ta, która znajdowała się blisko wybuchu.
Kamera umieszczona na obrzeżu krateru będąca własnością nowozelandzkiej agencji ds. zagrożeń geologicznych, pokazała, że na minutę przed erupcją jedna grupa ludzi oddala się od krawędzi krateru. Geoff Hopkins, którego grupa wycieczkowa opuszczała wyspę w czasie wybuchu, powiedział, że pomógł najbardziej rannym osobom wchodzić do łodzi. Dodał, że wiele osób uciekając wbiegało do morza.
"Jesteśmy zdruzgotani"
Nowozelandzka policja poinformowała o rozpoczęciu śledztwa w sprawie wybuchu na wyspie.
- Skala tej tragedii jest druzgocąca - powiedziała premier Nowej Zelandii. - Łączymy się w smutku z tymi, którzy stracili rodziny i przyjaciół. Jesteśmy zdruzgotani - dodała.
W akcji ratunkowej brały udział śmigłowce. - Chcąc wydostać ludzi z wyspy, mając na uwadze niebezpieczeństwa, podjęli niezwykle odważną decyzję - mówiła premier. - Największym zagrożeniem była znaczna ilość popiołów - relacjonował jeden z pilotów. Inny dodał, że głównym powodem do niepokoju były możliwe kolejne erupcje.
Największa atrakcja turystyczna
Do erupcji doszło w poniedziałek po godzinie 3 w nocy polskiego czasu. Wyspa-wulkan White położona jest około 50 kilometrów od drugiej największej wyspy Nowej Zelandii - Wyspy Północnej. Wulkan White to jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w tym kraju. Jest równocześnie jedną z największych atrakcji turystycznych tamtejszego regionu. Przez cały rok wyspę-wulkan odwiedzają tysiące ludzi.
Nowozelandzka agencja ds. zagrożeń geologicznych GeoNet w listopadzie podniosła poziom ostrzeżeń ze względu na wzrost aktywności wulkanicznej. Ostatnia tragiczna erupcja miała miejsce w 1914 roku, kiedy zginęło 12 górników.
- Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zaskoczony, gdy słyszę, że byli tam turyści, ponieważ naukowcy ostrzegają, że wulkan wchodzi w fazę wzmożonej aktywności - skomentował wulkanolog Uniwersytetu Drexela Loÿc Vanderkluysen.
Autor: ps,dd/aw / Źródło: Reuters, tvnmeteo.pl