Próbki pobrane od osób, które mogły zakazić się koronawirusem, na razie wysyłane są do badań za granicę. Ministerstwo Zdrowia informuje, że w ciągu najbliższego dnia lub dwóch może się to zmienić. W Polsce nie potwierdzono do tej pory żadnego przypadku koronawirusa.
Minister zdrowia, Łukasz Szumowski, poinformował, że do tej pory było w Polsce kilkanaście osób z podejrzeniem koronawirusa z Chin. Podkreślił jednak, że ostatecznie nie potwierdzono dotąd żadnego przypadku.
W ciągu najbliższego dnia lub dwóch mają dotrzeć do Polski primery, czyli części genetyczne koronawirusa, umożliwiające badanie próbek pobranych od osób, które mogły zakazić się koronawirusem. W tej chwili próbki osób podejrzewanych o zakażenie wysyłane są za granicę, głównie do szpitala klinicznego Charité w Berlinie.
Kiedy primery dotrą do Polski, nie będą mogły być wykorzystywane we wszystkich placówkach medycznych.
- Aby testy były wiarygodne, muszą być robione w certyfikowanych laboratoriach. To są duże szpitale zakaźne i laboratoria sanepidu - podkreślał Szumowski.
Koronawirus przyspiesza
- Zaczyna być niepokojąco, bo tempo epidemii zaczyna przyspieszać - mówiła we "Wstajesz i wiesz" na antenie TVN24 prof. Grażyna Cholewińska-Szymańska, ordynator Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.
- To jest wirus lotny, czyli taki, który najdłużej utrzymuje się w cząsteczkach wydychanego powietrza. Koronawirusa znaliśmy wcześniej, ale niepokojące jest to, że to jego nowa odmiana. Musimy przystosować metody laboratoryjne i diagnostyczne. Nie ma leku i nie znamy sposobów skutecznej prewencji. Możemy stosować tylko bariery mechaniczne w postaci ograniczonych wyjazdów czy izolacji osób podejrzanych o zakażenie. Na dzisiaj to są metody wystarczające, jeżeli chodzi o Polskę - tłumaczyła.
"Śmiertelność może się zwiększyć"
Nie wszystkie osoby, u których stwierdzono zakażenie koronawirusem, przebywały w ostatnim czasie w mieście Wuhan, ognisku wirusa.
W Niemczech, w Bawarii, potwierdzono cztery przypadki zakażenia. Wszystkie cztery osoby są pracownikami tej samej firmy. Pierwsza z nich to 33-letni mężczyzna z okolic miasta Landsberg am Lech, który 21 stycznia zaraził się podczas szkolenia z koleżanką z Szanghaju - poinformowało Bawarskie Ministerstwo Zdrowia. Również kierowca autobusu wycieczkowego w Japonii nigdy nie był w Wuhanie, zaraził się od chińskich turystów z Wuhanu, których przewoził.
Jak powiedziała prof. Cholewińska-Szymańska, taka droga zarażenia jest możliwa, ponieważ w większości chorób wirusowych najwyższa zakaźność występuje zanim pojawią się pierwsze objawy. Okres wylęgania wirusa może trwać do dwóch tygodni, najczęściej 5-6 dni.
W tej chwili śmiertelność nowego koronawirusa według Światowej Organizacji wynosi 2 procent. Jak zauważyła ordynator, w przypadku epidemii wirusa Ebola śmiertelność wynosiła 60, a w niektórych momentach 90 procent.
- Śmiertelność może się zwiększyć, bo chorują osoby starsze z obniżoną odpornością, wyczerpanym systemem immunologicznym i chorobami w układzie oddechowym. Im trudniej walczyć z infekcją - zaznaczyła.
Ordynator podkreśliła, że nie zaleca podróży do Chin i Azji Południowo-Wschodniej. Dodała, że należy wstrzymać się z podróżami czekając na rozwój sytuacji związanej z epidemią. - Wirus dobrze czuje się w organizmach ludzi i zwierząt, ale jest nietrwały w środowisku. To osłonkowy wirus i łatwo go zniszczyć. Jest bardzo wrażliwy na środki dezynfekcji i mydło, dlatego pamiętajmy, aby jak najczęściej myć ręce, bo to profilaktyka wirusowa - tłumaczyła.
Posłuchaj całej rozmowy z Grażyną Cholewińską-Szymańską:
Autor: ps/aw / Źródło: TVN24, PAP, Reuters