Od wielu dni pożary trawią Kalifornię. Ogień podsycany był przez suchy i silny wiatr, który na razie ucichł, ale według zapowiedzi meteorologów ma ponownie przybrać na sile. Jednak wiele wskazuje na to, że tegoroczny sezon pożarowy będzie jednym z najspokojniejszych w ostatnich latach.
Według danych amerykańskiej Narodowej Służby Pogodowej podczas tegorocznego sezonu pożarowego do tej pory spłonęło łącznie "jedynie" 81 tysięcy hektarów lasów i traw. Dla porównania - w 2018 roku było to 765 tysięcy, a w roku 2017 - 525 tysięcy. W ubiegłym tygodniu w Kalifornii wybuchły 183 pożary, ale większość z nich została dość szybko powstrzymana.
Po tych danych widać, że strażacy odnieśli duży sukces w łagodzeniu i zwalczaniu pożarów przy ekstremalnych warunkach pogodowych.
Dłuższe, silniejsze, bardziej niszczycielskie
W ciągu ostatnich lat w Kalifornii i innych zachodnich stanach Ameryki zaobserwowano wzmocnienie się sezonów pożarowych. Ogień spala coraz większe tereny, niszczy coraz więcej mienia, a sezon trwa coraz dłużej.
Mają na to wpływ zmiany klimatu, które zachwiały naturalnymi warunkami pogodowymi w Kalifornii. Dla Kalifornijczyków stało się normą, że jesienią wybuchają pożary.
Dzieje się tak ze względu na oddziaływanie wiatru Diablo na północy (okresowego, gorącego i suchego, który zwykle występuje w zatoce San Francisco, a jego nazwa pochodzi od góry o takiej samej nazwie) i wiatru Santa Ana na południu (to z kolei silne i suche porywy, pochodzące z chłodnych mas powietrza), które wieją w dół zboczy, przez lasy i wysychające z powodu upałów tereny podmokłe. Ekstremalnie silne porywy sprawiają, że ogień szybciej się rozprzestrzenia, tworząc nowe "punktowe" pożary w całym stanie.
"Ekstremalnie czerwony" tydzień
W zeszłym tygodniu porywy wiatru rozpędzały się do ponad 160 kilometrów na godzinę. Wilgotność względna w niektórych częściach stanu osiągnęła raptem jeden procent.
Warunki pogodowe w południowej Kalifornii były tak niestabilne, że amerykańska Narodowa Służba Pogodowa została zmuszona do stworzenia zupełnie nowej, "ekstremalnie czerwonej" kategorii ostrzeżeń używanej w przypadku pogody sprzyjającej pożarom. Teren szczególnego ryzyka był zaznaczany na mapach nie czerwonym, a fioletowym kolorem.
Problemy z prądem
Największe przedsiębiorstwa energetyczne prewencyjnie wyłączyły dostawy prądu do milionów mieszkańców. Mają bowiem w swojej historii pożary lasów wywołane przez wietrzną pogodę i iskrzący sprzęt.
Przerwy w dostawie prądu miały być ostatecznością w przypadkach najbardziej ekstremalnego ryzyka pożarowego. Jak się okazało, skala odcięcia od prądu była równie bezprecedensowa, co porywy wiatru.
- W pewnym sensie tego właśnie oczekiwała opinia publiczna, ale tak naprawdę nie zastanawiali się, jak długo będą musieli to znosić i co to może oznaczać - stwierdził Thomas Cova, profesor geografii na Uniwersytecie Utah, który bada zagrożenia środowiskowe i zarządzanie kryzysowe.
Strażacy poinformowali w środę, że zidentyfikowali sprzęt jednej z firm energetycznych jako przyczynę dwóch pożarów w hrabstwie Contra Costa, które doprowadziły do wielu ewakuacji w północnej Kalifornii. Ustalili, że miejsce, w którym wybuchł pożar, znajdowało się pod liniami energetycznymi, a na nagraniu, do którego dotarli widać było iskry z transformatora spadające na pobliską roślinność. Również w Oakley śledczy potwierdzili awarię transformatora. Tam także iskry podpaliły trawy. Przedsiębiorstwo energetyczne poinformowało, że nie ma jeszcze wystarczających informacji, aby oficjalnie skomentować te dwa pożary i przekazało, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by powiedzieć, że ich sprzęt zawinił.
Byli gotowi
W pewnym sensie nad przygotowaniem do największego pożaru - Kincade i innych, mniejszych strażacy pracowali od kilku miesięcy.
- Prewencja jest bardzo ważna - powiedział w rozmowie z Guardianem Scott McLean, urzędnik z Cal Fire, państwowej agencji zarządzania gruntami i pożarami, która koordynuje operacje związane z pożarami. W tym roku zatrudniono setki nowych strażaków sezonowych, przygotowano wiele dodatkowego sprzętu do jak najszybszego zwalczania pożarów.
- Te pożary, z którymi mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich trzech lat, rozpalały się tak szybko, że trzeba było nauczyć się, jak je atakować i to jest coś, co robimy - powiedział McLean.
Biorąc pod uwagę bezprecedensowe warunki pogodowe w październiku tego roku, strażacy działali z dużą ostrożnością. Podczas najwyższych ostrzeżeń przed pożarami patrolowali wzgórza w poszukiwaniu nowych zagrożeń.
Pożary rozprzestrzeniały się dużo wolniej, bo w ciągu dni, a nie jak poprzednio - godzin. Dzięki temu można było dokładniej zaplanować akcje ratunkowe. - Mieli kilka dni. I wyciągnęli wnioski z ostatniego pożaru - powiedział Cova. - Czasami wygląda to tak, że działają dobrze i sprawnie, ale tak naprawdę mieli dużo więcej czasu na przygotowanie - dodał.
Autor: kw/aw / Źródło: The Guardian, cbsnews.com