- Nie widziałem takiego pożaru, jak długo żyję - przyznał Stephen Hirst, dowódca straży pożarnej w Nowej Południowej Walii. Sytuacja jest naprawdę patowa. Strażacy we wtorek postanowili celowo połączyć dwa pożary, by opanować sytuację. "To ryzykowny krok, biorąc pod uwagę prognozy na środę przewidujące silniejszy wiatr i nieznaczne opady deszczu" - przestrzegają meteorolodzy.
Z powodu letnich pożarów premier Nowej Południowej Walii Barry O'Farrell już w niedzielę ogłosił stan wyjątkowy, podkreślając, że "szykujmy się na najgorsze, mając nadzieję na najlepsze". Wtorkowy deszcz dał nadzieję na szybsze opanowanie żywiołu.
Dwa w jednym, by szybciej się wypalił
Pożary trawiące wschodnią część kontynentu zostały we wtorek przez strażaków celowo połączone w pobliżu miasta Lithgow, leżącego w północno-zachodniej części Gór Błękitnych. Umożliwił to wtorkowy słaby deszcz i współpraca setek strażaków z pobliskich stanów.
Strażacy mają nadzieję, że w ten sposób łatwiej opanują jego granice, a ogień straci na sile, gdy zacznie mu brakować naturalnego paliwa, które - dzięki połączeniu - szybciej się wypali.
Działanie strażaków odnosi skutek - granica ognia jest zachowana dzięki pracy setek strażaków i blisko 90 samolotów gaśniczych, jednak meteorolodzy ostrzegają przed środą.
Będzie jeszcze gorzej?
Meteorolodzy przewidują, że sytuacja może znów się pogorszyć. Na środę prognozowane są silne wiatry, a temperatura powietrza ma wzrosnąć. To może sprawić, że połączone dwa pożary nabiorą siły i zajmą kolejne tereny. Temperatury mają wzrosnąć do 35 stopni Celsjusza, wiatr ma się wzmocnić do 100 km/h. "To ryzykowny krok" - przestrzegł meteorolog telewizji ABC.
Od czwartku pożary spowodowały zniszczenia, które szacuje się na blisko 93 miliony dolarów. Płomienie strawiły przeszło 120 tysięcy hektarów terenu i 200 domów. Tysiące ludzi zostały bez dachu nad głową, a życie stracił 63-letni mężczyzna, który zmarł na atak serca
Autor: mb/mj / Źródło: ReutersTV