Tuż przed wymarciem dinozaurów na Ziemi mogło dojść do jeszcze jednego wielkiego kataklizmu. Według amerykańskich naukowców, wzmożone erupcje wulkaniczne miały doprowadzić do ocieplenia klimatu i zniszczenia życia na dnie oceanów.
Najsłynniejsze wielkie wymieranie w dziejach naszej planety wydarzyło się 65 mln lat temu, kiedy wyginęły dinozaury. Najprawdopodobniej zostały one zgładzone w wyniku uderzenia w Ziemię planetoidy o średnicy co najmniej 10 km. Przypuszcza się, że śladem po tym uderzeniu jest krater na półwyspie Jukatan w Meksyku.
Jednak według najnowszych badań wcześniej wyginęło wiele organizmów morskich, takich jak różne gatunki mięczaków. Przyczyną mogły być długotrwałe erupcje wulkaniczne na wyżynie Dekanu (dziś Indie).
Wina gazów cieplarnianych
- Erupcje rozpoczęły się 300 tys. do 200 tys. lat przed uderzeniem planetoidy i mogły trwać jakieś 100 tys. lat - wyjaśnia główny autor badań, Thomas Tobin z University of Washington w USA.
W wyniku erupcji atmosfera Ziemi wypełniła się drobinkami pyłu, zwanymi aerozolami. Początkowo ochłodziły one planetę, później jednak nastąpiło ocieplenie klimatu na skutek pojawienia się dużych ilości dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Długotrwały efekt cieplarniany doprowadził do pierwszego wymierania.
- Aerozole są aktywne w skali roku - dziesięciu lat, a dwutlenek węgla wywołuje długotrwałe skutki w skali setek do dziesiątków tysięcy lat - opisuje Tobin.
Nie ma bezpośrednich dowodów
Zespół prowadził badania na Seymour Island, wyspie bogatej w skamieniałości, leżącej u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego.
Nie ma żadnych bezpośrednich dowodów, że pierwsze wymieranie wywarło bezpośredni wpływ na drugie, jednak - jak podkreśla Tobin - wydaje się nieprawdopodobne, żeby nie było między nimi żadnego związku
Wyniki badań zespołu ukazały się na łamach "Palaeogeography, Palaeoclimatology, Palaeoecology".
Autor: mm/ŁUD / Źródło: PAP