Awarie i usterki potrafią być niebezpieczne na Ziemi, a co dopiero w kosmosie. Przekonał się o tym m.in astronauta Luca Parmitano, któremu podczas jednego z kosmicznych spacerów do kasku zaczęła napływać woda. Choć śmierć przez utonięcie w kosmosie brzmi absurdalnie, szansa na tragiczny finał była ogromna. O awariach i wpadkach w kosmosie opowiada Karol Wójcicki.
W kosmosie o kłopoty nietrudno. Praca setki kilometrów nad powierzchnią planety to ogromne ryzyko, a każdy - nawet najmniejszy błąd - może astronautę kosztować życie.
Jak rybka w akwarium
Zaledwie kilka miesięcy temu przekonał się o tym przebywający na ISS (Międzynarodowa Stacja Kosmiczna) Włoch Luca Parmitano, któremu dane było przekonać się jak czują się rybki w akwarium.
- Kiedy jednak myślę o sposobach, w jakich można zginąć w kosmosie, to utonięcie, tj. utopienie się jest chyba ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mi do głowy - przyznaje Karol Wójcicki.
- Jednak szansa na utopienie się we własnym skafandrze była całkiem realna - zaznacza z pełną powagą przywołując groźnie wyglądającą usterkę. W lipcu ubiegłego roku w skafandrze jednego z astronautów pojawiło się około pół litra wody co wymusiło natychmiastowe przerwanie wyjścia i powrót do stacji.
Kłopoty większe i mniejsze
To nie pierwsza tego typu usterka - sprzęt w kosmosie potrafi być kapryśny i sprawiać kłopoty, a kłopoty ze skafandrem nie są w zasadzie niczym nowym.
W 1965 roku kiedy doszło do pierwszego spaceru w otwartą przestrzeń kosmiczną (wykonał go Aleksiej Archipowicz Leonow - przyp. red.) i gdy mężczyzna oddalił się około 5 metrów od statku jego skafander nagle... opuchł. Przybrał takie rozmiary, że Rosjanin nie był w stanie przecisnąć się przez właz z powrotem do środka.
- Tam sytuacja była o wiele bardziej niebezpieczna, ponieważ Leonow był sam podczas spaceru kosmicznego, gdy pojawił się bardzo poważny problem - tlen się kończy, trzeba wracać, a do statku nie można wejść - zaznaczył Wójcicki. Leonow wtedy ręcznie spuścił ciśnienie ze skafandra, i jak podkreśla Wójcicki "tętno skakało mu do niesamowitych wartości" ze strachu.
Śmiercionośna panika
Choć sytuacja brzmi zabawnie, była śmiertelnie poważna. W skafandrze ruchy są wyjątkowo ograniczone, a panika jest reakcją wręcz zakazaną. - Astronauta nie może pozwolić sobie na strach - podkreśla Wójcicki. Dla niego panika zwykle jest równoznaczna ze śmiercią, bo traci zdolność do trzeźwej oceny sytuacji.
- W lotach kosmicznych najsłabszym ogniwem zawsze jest człowiek, nie żadna uszczelka, zębatka, czy cokolwiek innego - podkreśla. - Jest kapryśny, potrzebuje mieć odpowiednią temperaturę, musi mieć wodę, jedzenie i musi być szczęśliwy 300 kilometrów nad powierzchnią Ziemi - wyjaśnia.
Precyzyjnie chaotyczne lądowanie
Historia kosmicznych podbojów ma także i mniej groźne, ale niezwykle zabawne historie. Jedną z nich jest spektakularny powrót sondy Genesis transmitowany na żywo dla milionów ciekawskich, wyniesioną na orbitę w 2001 roku.
- Sonda wracała 10 lat temu (8 września 2004 roku) po bardzo precyzyjnej misji zbierania cząsteczek wiatru słonecznego. Miała być przechwycona przez śmigłowiec jeszcze podczas opadania na spadochronach - wyjaśnia Wójcicki. Miała być przechwycona na podobieństwo sond szpiegowskich. Plan zupełnie nie wypalił - wskutek ludzkiego błędu, czyli złego zamontowania czujników, sonda Genesis nie wystrzeliła w odpowiednim momencie spadochronów.
- Skończyło się wbiciem na pół metra w ziemię, co oglądał cały świat na żywo - przypomina ze śmiechem Wójcicki, przyznając że to jego ulubiona "kosmiczna wpadka". - Ze specjalnych kolektorów miano wyciągać delikatne cząsteczki wiatru słonecznego, a zamiast tego wygrzebywano piach - precyzuje.
Autor: mb/aw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: NASA