Ludzie nie wylądują na Marsie w ciągu najbliższych dwóch dekad, bo najpierw muszą powrócić na Księżyc - oświadczył szef Europejskiej Agencji Kosmicznej Johann-Dietrich Woerner. Dodał, że są już podejmowane pierwsze kroki w tym kierunku.
Szef Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) na początku swojej kadencji w styczniu 2016 r. przedstawił wizję "wioski księżycowej" ("Moon village"). Stała baza ludzi na Srebrnym Globie miałaby powstać dzięki maszynom. Elementy budynków byłyby wydrukowane przez trójwymiarowe drukarki.
Według wizji przedstawionej przez Woernera, osiedle miałoby korzystać z zasobów naturalnych pozyskiwanych lokalnie i w ten sposób być do pewnego stopnia niezależne od zasobów sprowadzanych z Ziemi.
Przystanek na drodze na Marsa
- Przewiduję, że w ciągu dziesięciu lat na powierzchni Księżyca ponownie pojawią się ludzie - powiedział Woerner w wywiadzie dla PAP. Dodał, że pierwszym krokiem będzie przyszłoroczna misja kapsuły Orion, która - na razie bez załogi - ma wejść na orbitę Księżyca. Jest to wspólne przedsięwzięcie NASA i ESA.
W ocenie Woernera, Księżyc powinien zostać naturalnym przystankiem w drodze na Marsa. Uważa, że ludzie trafią na powierzchnię Marsa nie szybciej niż za dwadzieścia lat.
- Przy dzisiejszej technologii potrzebne są dwa lata, żeby dotrzeć na Marsa i z powrotem. Nie śmiałbym wysłać teraz człowieka w dwuletnią podróż, nie mając żadnej możliwości ściągnięcia go w międzyczasie - tłumaczył. Dodał, że na przykład w przypadku choroby, po kilku tygodniach lotu w kierunku tej planety nie można byłoby astronauty zawrócić na Ziemię przy dzisiejszych rozwiązaniach technologicznych.
- Nie mogę podjąć takiego ryzyka i nikt nie powinien - przekonywał Woerner.
Szef ESA zaznaczył, że projektu "wioski księżycowej" nie musi realizować tylko ESA. Jest to wizja, w której urzeczywistnienie mogą włączyć się różne kraje i organizacje - stwierdził.
Badania trwają
ESA informuje na swoich stronach internetowych o planach budowy nowej stacji kosmicznej - Deep Space Gateway, która ma orbitować wokół Księżyca. Jej konstrukcja ma ruszyć w latach 20. naszego wieku. Oprócz ESA w przedsięwzięcie zaangażowane są NASA, RosKosmos, JAXA (Japońska Agencja Kosmiczna) i CSA (Kanadyjska Agencja Kosmiczna). Jak czytamy na stronie ESA, ma to być pierwszy statek umieszczony w głębokiej przestrzeni kosmicznej, który ma pomóc ludzkości w eksploracji Układu Słonecznego, w tym Marsa.
Szef ESA przypomniał, że kierowana przez niego organizacja włącza się również w przedsięwzięcie rosyjskiej agencji kosmicznej RosKosmos - Łuna 27. Jest to sonda kosmiczna przeznaczona do badania powierzchni Księżyca, która ma trafić na jego powierzchnię w najbliższych latach.
Międzynarodowa współpraca
Woerner, rozmawiając w zeszłym tygodniu z dziennikarzami podczas Big Science Business Forum 2018 w Kopenhadze, podkreślał, że przyszłość eksploracji kosmosu może zapewnić jedynie bardzo szeroka współpraca agencji z różnych krajów, jak również wsparcie ze strony podmiotów komercyjnych.
Pytano go, przedstawiciel jakiego kraju ponownie jako pierwszy postawi nogę na Księżycu. - Wszystko jedno, ważne, by ludzie ponownie tam byli - odparł.
Jadeitowy Królik Chińczyków
Aktywni na polu eksploracji Księżyca w ostatnich latach są również Chińczycy. Szykują próbnik, który w 2018 roku ma polecieć na ciemną stronę Księżyca i po raz pierwszy w historii miękko tam wylądować. W dalszej kolejności planują oni wysłanie misji bezzałogowej, która pobierze próbki ze Srebrnego Globu, a później - utworzenie stałej bazy orbitalnej. Chiny, jako trzecie państwo świata po Związku Radzieckim i USA, wysłały człowieka w przestrzeń kosmiczną przy użyciu własnej rakiety. W 2013 r. na Księżycu z powodzeniem wylądował pierwszy chiński pojazd Chang'e 3 z łazikiem o nazwie Jadeitowy Królik.
Autor: amm//rzw / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: NASA