- Najpierw będzie trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć - to przepis na porządny thriller według Alfreda Hitchcocka. Można powiedzieć, że w sobotę poczułam się jak gwiazda jego filmów, biorąc udział w pewnym biegu - opowiada nam Anna Szlendak, producentka TVN24. Przeczytajcie jej relację z V Biegu Tygrysa.
TVN METEO ACTIVE TO NAJBARDZIEJ WIARYGODNE INFORMACJE O ZDROWYM STYLU ŻYCIA! JAK OGLĄDAĆ TVN METEO ACTIVE?
Ten dreszczowiec to V Bieg Tygrysa, czyli tak zwana Duża Beczka. Jego akcja rozegrała się na 30 kilometrach, pośród 100 przeszkód rozstawionych na poligonie wojskowym w Orzyszu. W roli głównej wystąpiłam ja, moi koledzy z drużyny Bravehearts Legionowo i prawie 300 innych statystów.
Na planie stawiliśmy się tuż po 6 rano. Wypiliśmy kawę, naładowaliśmy się pozytywną energią, bananami i motywującymi przemówieniami żołnierzy. Ubrani w wojskowe mundury, ciężkie buty i zaopatrzeni w batony, żele energetyczne, napoje, plastry oraz błyszczyki upchane po kieszeniach czekaliśmy na pierwszy klaps rozpoczynający rywalizację.
W parach z belką
Nasze role były rozpisane na pary, a żeby nie było nam smutno to na trasie zostawiono nam pod opieką 5 kilogramową belkę. Ochrzciliśmy ją imieniem Kasia i wraz z Arturem Szostakiem, drużynowym kolegą z Bravehearts Legionowo, targaliśmy ją na zmianę. Chociaż prawdę mówiąc, Kaśka jako kobieta bardziej upodobała sobie plecy mojego kompana. A ja nie byłam o nią zazdrosna w najmniejszym stopniu tym bardziej, że po kilku kilometrach znienawidził ją i przestał szeptać jej czułe słówka.
Z rzeki w przeszkody
Ale zacznijmy od początku.
Zaczęło się od wpuszczenia nas do rzeki, przez którą musieliśmy się przebiec. A potem było już tylko gorzej: mokrzy, dociążeni namoczonymi spodniami i ubłoconymi butami stanęliśmy przed torem przeszkód, gdzie czekały na nas niebywałe atrakcje.
Na przykład skoki w dwumetrowe doły z błotnistą wodą. Czyli musisz zmoczyć nogi i wyskoczyć, tak z pięć razy. Potem do góry i w dół na drewnianych wysokich ściankach, kolejne były skoki po oponach, z oponami, zapamiętywanie ciągu cyfr, czołganie się i wchodzenie do kanałów w totalnych ciemnościach.
Pytania, których się żałuje
Mniej więcej na dwudziestej przeszkodzie zastanawiałam się: gdzie jest to bieganie? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pożałuję, że zadałam to pytanie.
Z placu zabaw i przeszkód pokierowano nas w stronę poligonu. Piękna asfaltowa droga, lekko truchtamy, mimo ciężkich nóg humory dopisują. Trzymamy się z innym duetem znajomych, Piotrkiem i Wojtkiem, którzy również chcą być Tygrysami.
Sprytne rozwiązania
Pierwsze pięć kilometrów to dla mnie masakra, nie fizyczna, nie kondycyjna ale psychiczna. Zastanawiam się: jak ja dalej dam radę biec w tych mokrych butach i w spadających, przydużych spodniach moro? Na szczęście pomysłowy Artur wpada na pomysł, żeby wykorzystać pasek od swojej saszetki, która przez przypadek schował do plecaka. Zakładam, trochę pomaga. Biegniemy dalej.
Tak, może być gorzej
Kończy się asfalt, zaczyna coś, co nas miażdży totalnie: błoto. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. To nie jest takie zwykłe błoto, to błoto wciągające, pozostawiające na nas ślady, nie pozwalające biec dalej.
Nasze myśli? jest źle. Ale jak się okazuje może być jeszcze gorzej. Czekają nas górki i pagórki, błotne podbiegi a nogi coraz cięższe, podobnie jak siły. Wraz z Arturem zwalniamy, koledzy z teamu partnerskiego nas wyprzedzają, a my decydujemy się coś zjeść. W moim przypadku to żel energetyzujący o smaku zielonego jabłuszka, w przypadku Artura - żelki o smaku porzeczkowym.
Po nabraniu odrobiny sił lecimy dalej. I znowu to błoto, męczące błoto. Gdzieś po 15 kilometrach zaczynam czuć odcisk na pięcie. Na szczęście woda, która stale dostaje się do buta, troszkę znieczula i do samego końca nie decyduję się na założenie plastra.
Gdzieś po drodze czeka na nas jeszcze rzut, niestety nietrafiony, dwoma granatami do beczki. Ponieważ nie trafiliśmy musimy czekać karne dwie minuty. Mimo, że to kara postrzegamy ją raczej jako nagrodę bo możemy chociaż chwilę odpocząć i napić się wody od żołnierzy stojących na warcie.
Często na trasie pojawiała się refleksja, że jest źle, bardzo źle ale niedługo potem okazywało się, że może być jeszcze gorzej. Przekonaliśmy się o tym kilkakrotnie.
Po biegu w błocie z odciskami czekał na nas błotny plac zabaw. Dziesięć kilometrów przed metą musieliśmy przewracać lufę od czołgu i robić z nią brzuszki. Akcja "filmu" rozkręcała się coraz bardziej - kazali nam czołgać się pod oponami w błocie po kolana, wskakiwać do rowów, na ścianki i z nich.
Jeszcze tylko dziesięć kilometrów.
Wciąż do przodu
Nie wierzymy ale chyba damy radę, wspieramy się, klniemy na wszystko, ale - ale! - lecimy dalej.
Staramy się omijać błoto, wchodząc na leśne ścieżki. Nieprzytomni staramy się uniknąć potknięcia. Wpadamy znowu w błoto, znowu woda, a pod nią lód. Przedzieramy się przez to, wyczekując momentu gdy wrócimy na asfalt.
Ostatnie trzy kilometry dłużą się niemiłosiernie.
Dobiegamy do asfaltu i już prawie meta, jeszcze tylko dwa kilometry i ponowny tor przeszkód: doły, ścianki, opony, czołganie się, odpytywanie z cyfr i wierszyka, który trzeba było zapamiętać na początku trasy. Cyfry spisaliśmy na karteczce kredką bambino, o wierszyku zapomnieliśmy i za karę musieliśmy skakać do głębszych i błotnistych dołów.
Wspinanie się na dwumetrowe ścianki po trzydziestu kilometrach trasy nie było pozytywnym i bezpiecznym doświadczeniem. Ciężko jest utrzymać równowagę na górze, ale udało się przeskoczyć wszystkie przeszkody bez szwanku.
Jeszcze tylko mostek, lina, skok do rzeki i meta. Wreszcie.
"Jesteśmy Tygrysami"
Dobiegliśmy, doczołgaliśmy się do mety. Startowało 300 uczestników. 126 osobom nie udało się dotrzeć do mety. My to mamy - jesteśmy Tygrysami, zwycięzcami. Na przekór panu konferansjerowi z rozgłośni Tygrys, który z samego rana stwierdził, że nie wyglądamy na biegaczy bo "jesteśmy za delikatni".
Jak widać delikatne osoby też mogą powalczyć ze sobą, z bólem, psychiką, wodą i błotem.
A co do błota to uprzedzam: jeśli ktoś wpadnie na pomysł, aby sprezentować mi błotne SPA, informuję, że w zamian sprezentuję mu pakiet na następny Bieg Tygrysa.
Mimo tej morderczej walki wiem, że w sierpniu wystąpię w sequelu tej zacnej tygrysiej produkcji, czyli w letniej edycji biegu.
Jednego mogę być pewna: błota na pewno nie będzie.
Autor: Anna Szlendak/stella/map / Źródło: TVN Meteo Active
Źródło zdjęcia głównego: TVN Meteo Active