Zbigniew Bródka i Kamil Stoch, którzy w sobotę triumfowali na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, otrzymali w niedzielę specjalne złote medale. Zawierają fragmenty meteorytu, który spadł w okolicach Czelabińska dokładnie przed rokiem - 15 lutego 2013 roku.
Ceremonia wręczenia medali odbyła się w niedzielę wieczorem.
Wyjątkowe medale trafiły do wszystkich siedmiu mistrzów olimpijskich, którzy triumfowali w swoich konkurencjach w sobotę, w tym do dwóch Polaków - Zbigniewa Bródki, który zwyciężył w wyścigu łyżwiarzy szybkich na 1500 m oraz Kamila Stocha, który został mistrzem na dużej skoczni.
Pomysł wyszedł z Czelabińska
Pomysł przypomnienia wydarzenia sprzed roku wyszedł od władz Czelabińska.
15 lutego o godzinie 9.22 czasu lokalnego nad Uralem zaobserwowano potężny błysk. Towarzyszył on spalaniu się w ziemskiej atmosferze meteoroidu o średnicy 20 metrów, który wyzwolił energię równą 500 tysiącom ton TNT (jest to 40-krotność bomby jądrowej zrzuconej na Hiroszimę).
Fragmenty kosmicznej skały spadły na kilka rosyjskich obwodów, w efekcie czego prawie 1500 osób zostało rannych, a koszty strat oszacowano na ponad miliard rubli (33 miliony dolarów).
Takie rzeczy się dzieją. Teraz przekonał się o tym cały świat
To wydarzenie stało się alarmem dla naukowców na całym świecie, którzy zajmują się wypatrywaniem zagrożenia z Kosmosu.
- Tego typu zdarzenia nie są hipotetyczne - powiedział David Kring, z Lunar and Planetary Institute w Houston, na dorocznym spotkaniu American Geophysical Union (AGU) w San Francisco. - My mówiliśmy o tym od wielu lat, ale teraz cały świat wie, że może dochodzić do takich wypadków - dodał specjaliska.
Pierwsza katastrofa w historii ludzkości
Meteor czelabiński wybuchł około 23 km nad ziemią. Eksplozja wygenerowała potężną falę uderzeniową.
Wydarzenie z Czelabińska "było pierwszą tego typu katastrofą w historii ludzkości", powiedział Clark Chapman, z Southwest Research Institute w Boulder w stanie Kolorado. Podczas spotkania AGU, naukowiec dodał, że "mimo, że nikt nie zginął, to szkody warte kilkadziesiąt milionów dolarów sprawiają, że można zakwalifikować to wydarzenie jako poważną klęskę".
Zagrożenia nie udało się przewidzieć
Jak na ironię, właśnie 15 lutego 2013 roku w niedalekiej odległości od Ziemi przeleciała planetoida 2012 DA14. W momencie największego zbliżenia znalazła się około 27 675 km od powierzchni naszej planety. Wcześniej naukowcy trafnie ocenili, że obiekt ten nie zagraża w żaden sposób Ziemi. Nikomu jednak nie udało się przewidzieć meteoroidu czelabińskiego.
Brak pieniędzy, nie ma też sprzętu
Naukowcy wiedzą, że istnieje wiele więcej kosmicznych skał - podobnych do tej z Czelabińska - których nikt nie potrafi dostrzec. Przemierzają one ciemne zakątki Kosmosu i spędzają sen z powiek astronomom na całym świecie.
Od dziesięcioleci specjaliści informują, że brakuje im pieniędzy i sprzętu, by skutecznie wypełniać luki na mapie asteroid krążących w niedalekiej odległości od Ziemi. Czelabińsk stał się dla nich następnym argumentem, którego nikt nie może podważyć.
Pierwsze kroki zostały poczynione?
- Dwa miesiące po wydarzeniach z Czelabińska (termin był przypadkowy) odbyła się konferencja na temat ochrony naszej planety przed zagrożeniem płynącym z Kosmosu - powiedział David Morrison z Ames Research Center (NASA). A kilka tygodni później Rosja i Stany Zjednoczone zaczęły prowadzić rozmowy na temat współpracy w poszukiwaniu broni przeciwko niebezpiecznym asteroidom.
Ponadto po 15 lutego również Kongres USA przeprowadził kilka rozpraw o ochronie naszej planety. Aż wreszcie w czerwcu ubiegłego roku przedstawiciele NASA poinformowali o swoim programie "Grand Challenge". Projekt opiera się na opracowaniu sposobów na wykrywanie i unieszkodliwiania potencjalnie niebezpiecznych asteroid. Pomysły do "Grand Challenge" płyną ze świata nauki, inżynierii i społeczeństwa.
Nadzieja w środkach prywatnych
Dodatkowo, ważną rolę w wykrywaniu zagrożenia mogą odgrywać innowacyjne urządzenia finansowane ze środków prywatnych, na przykład: Sentinel Space Telescope (według planów jego misja rozpocznie się w 2018 roku i będzie bardzo skuteczny w wyszukiwaniu planetoid).
- Posiadamy wystarczającą technologię do odpierania asteroid, ale nie możemy zrobić nic z obiektami, o których istnieniu nie wiemy - napisał na swoim blogu były astronauta z NASA, prezes fundacji B612 (prywatna fundacja działająca na rzecz ochrony Ziemi przed zagrożeniem płynącym z Kosmosu).
Autor: kt/mj / Źródło: space.com, PAP