4280 nowych przypadków zakażenia koronawirusem to najwięcej zachorowań, jakie odnotowano w Polsce od początku epidemii. Specjaliści są zaniepokojeni pogarszającą się z dnia na dzień sytuacją i apelują do społeczeństwa o respektowanie obostrzeń. Jak mówiła na antenie TVN24 doktor nauk medycznych Joanna Jursa-Kulesza, coraz większe problemy z opanowaniem pandemii mają także szpitale.
W czwartek odnotowano najwięcej zakażeń SARS-CoV-2 od początku epidemii w Polsce. Jak podało Ministerstwo Zdrowia, przybyło 4280 zakażonych. Informacje te są niepokojące, także patrząc na współczynnik reprodukcji wirusa. Jak mówiła na antenie TVN24 doktor nauk medycznych Joanna Jursa-Kulesza, specjalistka mikrobiologii lekarskiej i kierownik katedry lekarskiej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, tak zwana liczba R, oznaczająca współczynnik reprodukcji wirusa wynosi już ponad 1,5. Oznacza to, że jedna osoba może zakazić średnio 1,5 osoby. Jak mówiła, jest to bardzo zła wiadomość, ponieważ jeśli dzisiaj odnotowano 4280 nowych zakażeń, niebawem liczba ta będzie półtora razy większa.
- To jest bardzo niekorzystne zjawisko, dlatego że będzie bardzo dużo pacjentów, wymagających hospitalizacji, którzy nie poradzą sobie w warunkach izolacji domowej - mówiła.
CZYTAJ WIĘCEJ: CZYM JEST WSPÓŁCZYNNIK REPRODUKCJI WIRUSA?
Zostań w domu
Specjalistka wspomniała, że na specjalnym spotkaniu w wojewódzkim szpitalu w Szczecinie, lekarze i specjaliści omawiali stopień przygotowania placówek medycznych na wzrost zakażeń.
- Jesteśmy bardzo zmartwieni tą sytuacją. Brakuje personelu medycznego, my też chodzimy na kwarantanny, ludzie są nadal nieodpowiedzialni, przychodzą chorzy do pracy. Potem okazuje się, że było to zakażenie koronawirusowe. Całe oddziały czasami wymagają takich kwarantann, narażeni są pacjenci. Jest to olbrzymi problem już w tej chwili [...]. Do Państwa apeluję, jeżeli ktoś się czuje źle, zostaje w domu, nie idzie do zakładu pracy, nie idzie do szkoły, nie idzie do szpitala, jeśli jest pracownikiem medycznym - opowiadała.
Specjalistka powiedziała, że jak najszybciej powinno się ograniczyć aktywność społeczną tam, gdzie to możliwe.
- Nie chodźmy z dziećmi popołudniami na różne zajęcia pozaszkolne, zostańmy w domu, nie chodźmy do galerii, róbmy zakupy w sposób bardzo przemyślany [...] To, co można zrobić, to trzeba zrobić. Tego czego nie trzeba, dajmy sobie na razie spokój - powiedziała. Dodała także, że jeśli przez najbliższe dwa tygodnie uda nam się pokazać, że wirus nie rozprzestrzenia się aż tak bardzo, istnieje szansa na przetrwanie pandemii.
Czy grypa już przeszkadza?
Jeśli chodzi o sezon grypowy, Jursa-Kulesza stwierdziła, że na razie nie widać zachorowalności na tę chorobę. Będzie ona dopiero wysoka w styczniu, lutym i marcu. Dopiero wtedy będziemy w pełni widzieć problem dwóch niebezpiecznych wirusów.
- Wtedy będziemy mieć zwiększoną zachorowalność na grypę i wtedy zobaczymy, jak te dwa wirusy się nawzajem znoszą - mówiła. Wspomniała też, że istnieje jednak spore prawdopodobieństwo wynikające z podobnej budowy wirusów, że jeden może wyprzeć drugiego w nadchodzących miesiącach.
Pomoc dla szpitali
Lekarz dodała, że trudno mówić o jednej strategii walki z COVID-19 obranej przez państwo, ponieważ dynamicznie się ona zmienia. Ale w przypadku pandemii jest to normalne.
- Pandemia wymaga elastyczności działań. To co zakładamy na początku, niekoniecznie dwa tygodnie później będzie się sprawdzało. Ważne, że podejmowane są jakieś działania. Na pewno powrót do szpitali jednoimiennych, bo myślę, że taki powrót nastąpi, będzie dobrą decyzją, dlatego, że my już nie jesteśmy w stanie hospitalizować jednej grupy osób zakażonych - tak zwanych pacjentów bez COVID-19, którzy wymagają w tej chwili również opieki. Coraz częściej przyjmujemy do szpitala ludzi bardzo zaniedbanych zdrowotnie, pacjentów z sepsą, o różnej etiologii, starszych ludzi z urosepsą, z zapaleniami płuc bakteryjnymi, którzy właśnie na tych teleporadach w domach byli tygodniami leczeni w sposób niekoniecznie do końca trafiony - opowiadała.
Doktor dodała, że wiele szpitali nie ma możliwości architektonicznych, aby wydzielić odpowiednio grupy pacjentów, dlatego konieczne jest podjęcie szybkich kroków, aby wesprzeć szpitale i personel medyczny na każdym stopniu.
- [Jest to konieczne - przyp. red.], bo nie damy rady. Personel medyczny też choruje, absencja jest w tej chwili bardzo wysoka, wynikająca z kwarantann, z chorób personelu medycznego - tłumaczyła.
Całość rozmowy zobaczysz tutaj:
Autor: kw/dd / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock