W niedzielę wczesnym popołudniem przez zachodnią część stanu Waszyngton przeszła potężna burza nazwana "marcowym szaleństwem". Porywy wiatru miejscami dochodziły do 120 km/h. W Seattle powaliły potężne drzewo, które spadło na zaparkowane auto. Pień przygniótł i zabił na miejscu znajdującego się w środku mężczyznę. Niemowlę, które siedziało w foteliku z tyłu samochodu, doznało lekkich obrażeń.
W piątek w specjalnym komunikacie firma Puget Sound Energy, która dostarcza prąd do waszyngtońskich domów, ostrzegała przed zbliżającym się "marcowym szaleństwem". Tak nazwano potężną burzę, która w niedzielę późnym popołudniem miała przetoczyć się przez stan.
W rzeczywistości porywy pojawiły się kilka godzin wcześniej, bo zaraz po godz. 12. Przybierały na sile w zastraszającym tempie. Osiągały od 80 do 120 km/h. Wiatr był na tyle potężny, że powalił wielkie drzewo w parku Seward w Seattle. Gruby pień spadł na zaparkowane BMW X3, w którym znajdował się ojciec z córeczką. Mężczyzna zginął na miejscu. Dziecko, które siedziało z tyłu, przeżyło.
Zmiażdżone auto zauważył przechodzień. Szybko wyjął niemowlaka z auta i zawiózł do szpitala. Poinformował też straż pożarną o całym zdarzeniu, a ona niezwłocznie przyjechała na miejsce. Niestety mężczyzny nie udało się uratować. Strażacy przez dwie godziny próbowali dostać się do jego ciała. Dziewczynka doznała tylko niewielkich obrażeń. Została w szpitalu na obserwacji.
Zniszczenia
Niedzielny wiatr był na tyle potężny, że zdecydowano się zamknąć główne autostrady na zachodzie stanu. Istniała bowiem obawa, że będzie spychać auta z drogi.
Silne porywy pozostawiły 200 tys. domów bez prądu, z czego 39 tys. w Seattle i 168 tys. w innych miejscach. Jego przywracanie zajmie służbom dwa dni.
Autor: mar/map / Źródło: ooyuz.com