Służby Arabii Saudyjskiej oświadczyły, że poszukiwania Jana Lisewskiego, który chciał samotnie pokonać Morze Czerwone na desce kitesurfingowej nie zostaną przerwane i będą prowadzone także nocą - poinformował PAP konsul RP w Rijadzie Igor Kaczmarczyk. Lisewski najpierw dwukrotnie nadał sygnał "CHECK IN/OK", ale potem znów wysłał wezwanie o pomoc. Przed godz. 19 nadszedł kolejny sygnał SOS.
42-letni gdańszczanin w piątek rano wystartował z egipskiej El Gouny na desce kitesurfingowej z zamiarem dopłynięcia do brzegu Arabii Saudyjskiej. Chciał pokonać dystans ok. 200 km i pod wieczór dobić do portu Duba w Arabii Saudyjskiej, ale jeszcze kilka godzin wcześniej stracono łączność z jego lokalizatorem GPS.
SOS/OK/HELP - nie wiadomo, co z Polakiem
O godzinie 17 (jeszcze w piątek) odebrany został pierwszy sygnał SOS, o 19:55 drugi, a o 20:12 zlokalizowano pozycję surfera.
Lisewskiego szukają od rana w sobotę ratownicy z Egiptu i Arabii Saudyjskiej. Polak co jakiś czas wysyła przez GPS ponownie sygnał SOS. O godz. 9.19 przyszedł sygnał z jego pozycją. Wynika z niego, że Lisewski może znajdować się ok. 60 km od brzegu Arabii Saudyjskiej.
Około godziny pierwszej lokalizator Polaka dwukrotnie wysłał sygnał "CHECK IN/OK" zamiast "SOS". Może to oznaczać, że albo został podjęty z wody przez śmigłowiec lub łodzie ratunkowe, albo udało mu się ponownie wystartować i ruszyć w drogę. Potem znów zaczęły przychodzić sygnały "SOS". Nie jest więc pewne w jakiej sytuacji jest Polak. Według danych, które nadeszły wraz z jednymi z ostatnich sygnałów, Lisewski miał przemieszczać się pod wiatr. Sam nie byłby w stanie tego zrobić.
Trudne warunki poszukiwań
- Służby ratownicze robią wszystko co w ich mocy. Helikopter cały czas jest w akcji. Niestety warunki są bardzo trudne. W rejonie poszukiwań morze jest bardzo wzburzone. Oficer operacyjny kierujący akcją ratowniczą otrzymał nowe koordynaty, ale teren poszukiwań nadal jest bardzo obszerny - mówił rano polski konsul w Rijadzie Igor Kaczmarczyk, który jest w stałym kontakcie z saudyjską strażą przybrzeżną.
Kaczmarczyk zwrócił też uwagę, że piątek to w Arabii dzień wolny od pracy, co w jego opinii zapewne spowolniło akcję poszukiwawczą. Zauważył też, że rejon, z którego dochodziły pierwsze sygnały z nadajnika Lisewskiego, jest bardzo zdradliwy z uwagi na silne prądy morskie.
Liczył tylko na SARSAT
Znajomi kitesurfera twierdzą, że nie angażował on nikogo do pomocy i popłynął bez asekuracji, tak samo jak w przypadku, kiedy na takiej samej desce z latawcem pokonywał Bałtyk.
Jego zabezpieczeniem był nadajnik pracujący w międzynarodowym systemie ratownictwa morskiego SARSAT (Search and Rescue Satellite Aided Tracking). Urządzenie, które miał przy sobie, wysyła sygnał do jednostek ratowniczych, wskazując pozycję z dokładnością do czterech metrów.
Dobry sprzęt i doświadczenie
Medalista mistrzostw Polski w kitesurfingu w trasę o długości 200 km wyruszył na półtorametrowej desce Master, do której przytwierdzony był seryjny latawiec Nobile o regulowanej powierzchni 10-12 m kw.
Lisewski, propagator i instruktor kitesurfingu oraz innych sportów ekstremalnych, w lipcu ubiegłego roku jako pierwszy człowiek na świecie przepłynął na desce z latawcem Morze Bałtyckie. Wystartował o świcie w okolicach Świnoujścia i po 13 godzinach dotarł do szwedzkiego wybrzeża niedaleko Ystad.
Autor: mm/rs / Źródło: PAP, TVN24