W niedzielę i w poniedziałek deszcz zalewał Lagos, największe miasto Nigerii. Szczególnie dotkliwe opady okazały się dla terenów położonych nad samym Atlantykiem - "sprzymierzony" z deszczem ocean wdarł się tereny przybrzeżne i zniszczył je doszczętnie. Winę za to, zdaniem nigeryjskiego ekologa, ponosi człowiek.
W Lagos pada już od dwóch dni i, jak zaznaczają nigeryjscy meteorolodzy, nie zanosi się na to, żeby przestało. Część ulic jest nieprzejezdna, a kanały wodne łączące wyspiarską część miasta z kontynentalną - kompletnie zablokowane.
Największe niebezpieczeństwo dla Nigeryjczyków z Lagos stanowi jednak fakt, że za sprawą opadów podnosi się poziom przybrzeżnych wód. W niedzielę fale wdarły się na miejską plażę Alpha, niszcząc wszystko, co napotkały na swojej drodze. Mieszkańcy obszarów położonych nad Atlantykiem musieli się ewakuować.
Wina człowieka
Jak podkreśla Desmond Majekodunmi, nigeryjski ekolog, fale wdzierające się w głąb stołecznych wybrzeży nigdy nie były tak niebezpieczne, jak teraz.
- Fale docierające w głąb lądu nigdy nie były u nas czymś nadzwyczajnym. Teraz sytuacja jest dramatyczna, ponieważ linia wybrzeża jest zerodowana, przez co nie ma bufora bezpieczeństwa pomiędzy Atlantykiem a wybrzeżem, na którym żyją ludzie. Za erozję, niszczenie linii wybrzeża, w dużej mierze odpowiada człowiek - mówi Majekodunmi.
Nie wydano ostrzeżeń
Majekodunmi zaznacza też, że naprawa szkód wyrządzonych na wybrzeżu będzie bardzo trudnym i kosztownym zadaniem. Jego zdaniem lepiej było im zapobiec niż potem naprawiać.
- Nigeryjskie władze nie wydały żadnego ostrzeżenia przed możliwymi podtopieniami, więc teraz muszą się liczyć z tym, że przywrócenie wybrzeża w Lagos do użytku będzie naprawdę trudne. Nie obejdzie się bez ponownego zalesiania, bo straciliśmy drzewa, które stanowiły naturalną barierę ochronną przed wodą - mówi.
Autor: map/mj / Źródło: Reuters TV