Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Katarzynę P. na łączną karę 12 lat i 6 miesięcy więzienia, a Marcina P. na 15 lat więzienia. Twórcy Amber Gold mają zapłacić także grzywny i naprawić wyrządzone szkody. W maju gdański sąd uznał Katarzynę i Marcina P. za winnych oszustwa oraz niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Od tego czasu sędzia Lidia Jedynak czytała wyrok.
Sąd ogłosił wymiar kary dla oskarżonych ws. afery finansowej Amber Gold. Proces trwał ponad trzy lata.
Sędzia Lidia Jedynak w uzasadnieniu wyroku wskazała, że oskarżeni działali wspólnie. Tym samym sąd nie dał wiary wyjaśnieniom Katarzyny P., że nie miała ona świadomości, iż działa wbrew prawu. - Działała aktywnie, szkoliła pracowników, uczestniczyła w zawieraniu umów, posiadała wiedzę, ile złota jest kupowane, na jakie kwoty zawierane są umowy – wyliczała sędzia.
585 milionów strat
Sędzia Jedynak wykazała także, że Amber Gold miała cechy charakterystyczne dla piramidy finansowej. – Zyski pochodziły jedynie z wpłat kolejnych klientów. Firma nie prowadziła żadnej działalności inwestycyjnej, która mogłaby przynosić zyski – mówiła sędzia.
Klienci zdaniem sądu wprowadzani byli w błąd. Wartość zabezpieczonego złota była także znacznie niższa niż powinna, a firma nie prowadziła rzetelnych sprawozdań. W sumie szkoda, którą spowodowali oskarżeni, miała sięgnąć 585 milionów złotych.
Katarzyna P. została skazana na 12 lat i sześć miesięcy więzienia. Ma także zapłacić 135 tysięcy złotych grzywny. Marcin P. dostał 15 lat więzienia. On ma zapłacić grzywnę w wysokości 159 tysięcy złotych.
Sędzia Jedynak odniosła się także do tego, że prokuratura proponowała dla pary karę po 25 lat więzienia. - Byłoby to objawem nadmiernej surowości. Taką karę orzeka się w przypadku zabójstw - argumentowała.
Dodatkowo skazani mają zakaz prowadzenia działalności gospodarczej przez 10 lat. Oboje mają też naprawić wyrządzone krzywdy, czyli zwrócić pieniądze poszkodowanym. Są to kwoty od kilku do nawet kilkuset tysięcy złotych. Wyrok nie jest prawomocny.
Niedosyt prokuratury
Iwona Janeczek z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadziła postępowanie przeciw P. przekazała nam, że prokuratorzy czekają na szczegółowe uzasadnienie wyroku na piśmie, szczególnie części dotyczącej Katarzyny P. – Rola oskarżonych była podzielona, przeplatali się w aspektach swojej działalności. Dzielili się zarówno wiedzą, jak i zadaniami, kompetencjami - wyjaśnia.
- Ten wyrok budzi dla prokuratury pewien niedosyt, chociażby z samego faktu wnoszenia w głosach końcowych o wymierzenie kar łącznych po 25 lat pozbawienia wolności – powiedział nam Tomasz Janicki z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Oboje prokuratorzy podkreślili, że nie wykluczają apelacji, ale na ostateczną decyzję jest jeszcze za wcześnie. Prokuratura złożyła także wniosek o przedłużenie aresztu dla oskarżonych do końca marca, na który sąd przystał.
Obrońca Marcina P., Michał Komorowski, już zapowiada, że "z dużym prawdopodobieństwem" złoży apelację od wyroku.
- Na razie złożymy wniosek o uzasadnienie wyroku, po jego uzyskaniu i przeanalizowaniu będziemy podejmować taką ostateczną decyzję, ale należy się spodziewać, że ta apelacja zostanie wywiedziona - mówił dziennikarzom po ogłoszeniu wymiaru kary.
Długie czytanie
Już w maju tego roku sąd uznał Katarzynę i Marcina P. za winnych. Stwierdził wtedy, że twórcy Amber Gold wprowadzali klientów w błąd i "prowadzili działalność parabankową bez pozwolenia". Na ogłoszenie wymiaru kar musieliśmy jednak poczekać kilka miesięcy.
Sędzia miała do przeczytania 59 tomów po 200 stron każdy. Wymiar i uzasadnienie są w ostatnim tomie.
Wszytko przez obowiązujące do września tego roku przepisy. Dokładnie zgodnie z art. 418 Kodeksu postępowania karnego sąd musiał odczytać całą sentencję wyroku razem z listą osób poszkodowanych i zarzutami. Kiedy poszkodowanych jest ponad 18 tysięcy, a proces trwał ponad trzy lata, odczytanie wyroku musiało trwać miesiącami.
Na początku września wszedł w życie znowelizowany Kodeks postępowania karnego. Paragraf 1b w artykule 418 pozwala sędziemu na zwięzłe odczytanie wyroku. Nowe przepisy nie obowiązywały jednak sędzi Jedynak, która zaczęła wyrok już czytać.
180 rozpraw, 730 świadków, 10 biegłych i żądanie 25 lat
Akt oskarżenia w sprawie Amber Gold wpłynął do gdańskiego sądu pod koniec czerwca 2015 roku. Liczy on prawie dziewięć tysięcy stron.
Jak ustaliła prokuratura, Marcin P. i jego żona Katarzyna P. w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej oszukali ponad 18 tysięcy klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 milionów złotych. Oskarżenie dotyczyło także prowadzenia działalności parabankowej oraz prania brudnych pieniędzy.
Według prokuratury Katarzyna P. i Marcin P. działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu. W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Oskarżeni w trakcie śledztwa nie przyznali się do winy, odmawiali składania wyjaśnień bądź - składając je - zaprzeczali prokuratorskim ustaleniom.
W marcu 2016 roku przed Sądem Okręgowym w Gdańsku ruszył proces w ich sprawie. Toczył się on w sposób jawny. Sąd zakazał jednak upubliczniania treści wyjaśnień oskarżonych oraz zeznań świadków. Dziennikarze i publiczność mogli być więc obecni na sali rozpraw, ale nie mogli relacjonować przebiegu procesu. Podejmując taką decyzję, sędzia Lidia Jedynak argumentowała, że nie chce, by świadkowie zeznający w tej sprawie, znali zeznania osób wcześniej przesłuchiwanych.
W trakcie przewodu sądowego odbyło się ponad 180 rozpraw, podczas których przesłuchano około 730 świadków i 10 biegłych. Część przesłuchań odbyło się za granicą, m.in. w USA, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii. Prowadziły je polskie ambasady lub konsulaty.
Pod koniec postępowania – w pierwszych miesiącach br. - sąd, zgodnie z przepisami, odczytywał na kilku posiedzeniach listę dokumentów, które stanowią materiał dowodowy w tej sprawie, a na kilku kolejnych - listę około 16 tysięcy nazwisk świadków, którzy fizycznie przed sądem nie zeznawali, ale zeznania których sąd zaliczył w poczet materiału dowodowego.
Prokuratorzy chcą po 25 lat dla oskarżonych
Mowy kończące proces rozpoczęły się w drugiej połowie kwietnia br.
- Wydaje się, że kara wnioskowana przez prokuraturę jest surowa, wysoka i dolegliwa. Rzeczywiście tak jest, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy, sumę wyłudzonych pieniędzy i liczbę pokrzywdzonych i oszukanych osób, jedynie taka kara jest w stanie spełnić swoją rolę w zakresie indywidualnego oddziaływania, jak i zakresie prewencji, a także zadośćuczyni społecznemu poczuciu sprawiedliwości - mówiła 18 kwietnia w sądzie prokurator Izabela Janeczek.
Podkreślała, że kary dla dwojga oskarżonych muszą być "niewątpliwie surowe".
- Dwoje całkiem zwyczajnych ludzi, wymyślając, na szczęście, niedoskonały i przeciętnie skomplikowany plan oszustwa, spowodowało nieprzeciętne wręcz skutki w postaci szkody majątkowej, która jest jedną z największych w polskich procesach karnych, a z pewnością taką, która dotknęła największą liczbę pokrzywdzonych - uzasadniała Janeczek.
Zaznaczyła też, że działanie oskarżonych cechowało "wyrachowanie i bezwzględność", ich działalność trwała ponad trzy lata i obejmowała cały kraj. Prokurator podkreślała, że poszkodowani przez działalność oskarżonych utracili "renty, emerytury, oszczędności, a często także dorobek całego życia".
- Amber Gold od samego początku istnienia jedynie stwarzał pozory legalnie prowadzonej działalności gospodarczej. Wszystkie dowody przeprowadzone przed sądem prowadzą do jedynie słusznego związku, że spółka ta funkcjonowała w sposób charakterystyczny dla piramidy finansowej. Jej istnienie oparte było na wprowadzaniu klientów w błąd odnośnie wielu aspektów jej działalności – mówił w swojej mowie końcowej prokurator Tomasz Janicki.
Prokuratorzy dowodzili, że lokaty zawierane przez klientów Amber Gold tylko w śladowych ilościach miały pokrycie w szlachetnych kruszcach, tj. złocie, srebrze i platynie; umowy z klientami nie były w żaden sposób ubezpieczone, a właściciele spółki nie prowadzili rzetelnej rachunkowości. - W chwili rozpoczęcia działalności Amber Gold, od dnia założenia pierwszej lokaty, spółka nie posiadała żadnych środków umożliwiających jego faktyczne funkcjonowanie - zaznaczył prokurator Janicki.
Pełnomocnik przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego (KNF była w procesie oskarżycielem posiłkowym) Piotr Mirosz wniósł o wymierzenie oskarżonym surowej kary, ale nie sprecyzował jej wysokości. - Amber Gold to było zorganizowane kłamstwo na najwyższym poziomie profesjonalizmu, za którym kryje się bezmiar ludzkiej krzywdy - podkreślił.
Obrońcy wnosili o uniewinnienie
- Czego mój klient może oczekiwać od tego procesu, skoro już 26 listopada 2012 r. usłyszał od składu sędziowskiego, że jego wyjaśnienia uważane są za niewiarygodne (...) Czego może oczekiwać oskarżony, kiedy 29 marca słyszy, że przygotowany jest już projekt wyroku skazującego wobec niego? I dlatego moja sytuacja jako obrońcy ma charakter szczególny, bo oskarżony wie, w jakiej sytuacji się znajduje i spodziewa się, jaki finał tego procesu go spotka - powiedział wtedy adwokat.
Dodał, że prokuratura nie wykazała wszystkich przesłanek, które są konieczne, aby udowodnić popełnienie przez Marcina P. przestępstwa oszustwa.
- Marcin P. stanął pod zarzutem tego, że wprowadzając w błąd kilkanaście tysięcy osób, doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Żaden z pokrzywdzonych nie miał kontaktu z oskarżonym – to wprowadzenie w błąd nie miało więc charakteru bezpośredniego – przekonywał Komorowski.
- Nie wykazano, w jaki sposób pokrzywdzeni mieliby być wprowadzeni w błąd. Przesłuchiwani na sali rozpraw pokrzywdzeni nie wypowiadali się, czy wiedzieli na jakich warunkach zawierali umowy z Amber Gold; odpowiadali, że nie wiedzieli, po jakim kursie kupowali złoto, co tak naprawdę się działo z ich pieniędzmi. Oni byli zainteresowani tylko procentem. Czy ludzie, którzy naprawdę powierzają całe oszczędności swojego życia rzeczywiście nie zastanawiali się, co się dzieje z ich pieniędzmi? Czy tak można rzeczywiście postąpić, jeśli dokłada się należytej staranności? A po drugiej stronie mamy treść umowy, która zdaniem obrony została wykonana w całym zakresie, nie przekroczono żadnego z jej zapisów - zaznaczył Komorowski.
Przekonywał, że spółka Amber Gold byłaby w stanie wywiązać się ze wszystkich umów, gdyby nie uniemożliwiono jej dalszej działalności.
- I dlatego gdyby nie fakt z uniemożliwieniem wykonywania działalności spółkom Amber Gold (z grupy OLT Express), doprowadzeniem do utraty płynności finansowej, poprzez zamknięcie rachunków bankowych oraz wytworzenie negatywnego odbioru całej grupy spółek, co zablokowało de facto prowadzenie działalności gospodarczej, to spółka Amber Gold byłaby w stanie wywiązać się ze wszystkich zaciągniętych zobowiązań. (...) Do końca czerwca 2012 r. spółka Amber Gold wypłacała wszelkie depozyty, które miała wypłacić - argumentował adwokat.
Komorowski nie zgodził się też ze stanowiskiem prokuratury, która działalność Amber Gold nazwała piramidą finansową.
- Piramida finansowa ma zupełnie inny charakter. Piramidę finansową tworzy podmiot, który nie inwestuje pieniędzy tylko zatrzymuje maksymalną płynność środków finansowych, czekając na "godzinę zero" albo osiągnięcie pewnego pułapu i wówczas dokonuje defraudacji – przekonywał, dodając, że Amber Gold "dysponowała w trakcie swojej działalności setkami milionów złotych". - I mimo to nie doszło do tego, żeby ktokolwiek wypłacił te pieniądze i zniknął z nimi, tylko całe środki były w sposób przejrzysty rozdysponowywane i zgodnie z zasadami rachunkowości te operacje były księgowane - mówił Komorowski.
Uznał, że zlecona przez prokuraturę opinia biegłych audytorów dotycząca rachunkowości w Amber Gold jest niepełna i nie jest miarodajna.
- Oskarżony miał możliwość wywiązania się ze wszystkich zaciągniętych przez spółkę zobowiązań finansowych. Inwestycje prowadzone przez niego przy odpowiednim umożliwieniu, a nie zablokowaniu działalności spółek, doprowadziłoby do tego, że spółka osiągnęłaby zysk. Chociażby sama inicjatywa sprzedania pakietu większościowego udziałów OLT Express spowodowałaby przychód w wysokości 100 mln euro. Jeśli spółka byłaby zasilona tą kwotą, to nie tylko byłaby w stanie zwrócić wszystkie środki, które na lipiec 2012 r. pozostawały do zwrotu, to jeszcze osiągnęłaby zysk, który spowodowałby uzyskanie dodatniego wyniku finansowego. I dlatego gdyby nie czynniki zewnętrzne, wywołane przez działanie administracyjne, nie byłoby możliwości, żeby spółka nie wywiązała się z zaciągniętych zobowiązań - podkreślił obrońca.
Po mowie końcowej swojego obrońcy Marcin P. powiedział tylko, że podtrzymuje w całości stanowisko swojego adwokata.
Także obrońca Katarzyny P., mec. Anna Żurawska, w mowie końcowej wygłoszonej 6 maja wniosła o uniewinnienie klientki.
- Mam świadomość, że sprawa oskarżonych wzbudziła duże zainteresowanie opinii publicznej. Za sprawą mediów była przedstawiana jako jedna z największych afer ostatnich lat. Sąd również nadawał jej takie znaczenie, wypowiadając się w kolejnych decyzjach w przedmiocie tymczasowego aresztowania. Media przed procesem i w trakcie procesu epatowały opinię publiczną informacjami na temat oskarżonych, odzierając ich niejednokrotnie z prywatności, a nawet godności. Wielokrotnie przytaczały również nieprzychylne dla nich oceny i stawiały tezy związane z zarzutami - podkreśliła Żurawska.
Jak zauważyła, sam fakt postawienia komukolwiek jakiegoś zarzutu "niczego jeszcze nie przesądza".
- Żyjemy w tej części Europy i świata, gdzie każdy ma prawo do rzetelnego procesu. Rzetelnego procesu rozumianego jako sprawiedliwe rozpoznanie sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd. Prawo to zapewnia artykuł 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ratyfikowanej przez Polskę. Również konstytucja RP mówi, że każdy ma prawo do obrony i każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu - argumentowała.
Zaznaczyła, że prawo do rzetelnego procesu to nie jest "frazes" i "pustosłowie". - Rzetelny proces to jest przestrzeganie pewnych reguł związanych z prowadzeniem sprawy. (...) O tym, do czego prowadzi jednostronność i tendencyjność prowadzonego postępowania przygotowawczego i brak pogłębionej refleksji i koniecznego obiektywizmu na etapie postępowania sądowego, mogliśmy się przekonać niedawno na gruncie głośnej sprawy Tomasza Komendy, który spędził kilkanaście lat w więzieniu za czyn, którego nie popełnił - mówiła adwokatka.
Żurawska wyjaśniła, że oskarżona od początku procesu deklarowała gotowość bezpośredniego udziału w procesie. - Czy nie próbowano pozbawić jej tego prawa poprzez zaniechanie doprowadzania jej na rozprawę i organizowania tzw. wideokonferencji? (...) Czy na tym ma polegać prawo do rzetelnego procesu i prawo do obrony? - pytała adwokat.
Według adwokatki, "nieszczęściem" tej sprawy było także to, że równocześnie z procesem obradowała sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold. Żurawska oceniła, że przebieg obrad komisji, a zwłaszcza publiczne komentarze jej członków mogły wpływać na zeznania świadków przed sądem.
Obrońca przytoczyła też zeznania kilkunastu świadków, według których wszystkie decyzje inwestycyjno-finansowe w Amber Gold podejmował Marcin P., a Katarzyna P. nie miała wiedzy merytorycznej o działalności spółki.
- Czym, jako członek zarządu, zajmowała się moja klientka? Zajmowała się wyposażeniem lokali, wystrojem wnętrz i ich umeblowaniem, strojami dla pracowników, umiejscowieniem ulotek i plakatów. Zwracała uwagę na czystość pomieszczeń biurowych i zajmowała się organizacją imprez dla pracowników (...) Można z sarkazmem powiedzieć, że obszar władzy i decyzyjności mojej klientki w spółce był faktycznie imponujący. Moja klientka ufała mężowi. Ufała, że stworzona przez niego spółka działa zgodnie z prawem i w granicach prawa - przekonywała obrońca.
Zaznaczyła jednocześnie, że nie jest jej "intencją przerzucanie odpowiedzialności na współoskarżonego Marcina P.". - Bo podzielam w całości wszystkie tezy z wystąpienia mojego kolegi, obrońcy Marcina P. - mówiła.
Kusili inwestycjami w złoto i wysokimi zyskami
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 proc. do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy ani odsetek od nich.
Według prokuratury spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
Zdaniem śledczych, klienci od początku przy zawieraniu umów byli wprowadzani w błąd co do sposobu przeznaczenia zainwestowanych przez nich pieniędzy - zapewniano ich, że za pieniądze kupowane będzie złoto, srebro lub platyna, co potwierdzać miały wystawiane certyfikaty. Lokaty rzekomo miały być ubezpieczone i gwarantowane przez Fundusz Poręczeniowy AG, na który klienci musieli wpłacać 1 proc. wartości każdej lokaty.
Obok oszustwa znacznej wartości oskarżonym zarzuca się także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku. Oskarżeni wielokrotnie - według śledczych - przelewali je na różne konta bankowe m.in. spółek grupy Amber Gold oraz innych podmiotów i osób.
Katarzyna P. i Marcin P. pieniądze pozyskane z lokat wydawali na rozmaite cele - m.in. na finansowanie linii lotniczych OLT Express (nieistniejący już przewoźnik, w którym głównym inwestorem była Amber Gold) przeznaczono prawie 300 mln zł. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.
Marcin P. przebywa w areszcie od sierpnia 2012 r., Katarzyna P. została aresztowana w połowie kwietnia 2013 r. Przebywając w więzieniu, kobieta zaszła w ciążę i została matką: ojcem był jeden z funkcjonariuszy Służby Więziennej.
Od września 2016 r. działała sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold. W połowie maja jej przewodnicząca Małgorzata Wassermann zaprezentowała członkom komisji projekt raportu kończącego prace. Posłowie mieli dwa tygodnie na zapoznanie się z nim i kolejne dwa tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag. Raportem zajmie się już Sejm nowej kadencji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp / Źródło: TVN24/PAP