93-letni Józef Kania z Torunia (woj. kujawsko-pomorskie) to najprawdopodobniej jeden z najstarszych, jeśli nie najstarszy czynnie pracujący szewc w kraju. Cały czas aktywnie pracuje, a w wolnych chwilach maluje obrazy. Zrobiło się o nim głośno w 2021 roku, gdy pandemia znacząco spowolniła jego biznes. Zleceń było mniej, ale z pomocą przyszli internauci oraz jedna z warszawskich firm. Dziś pan Józef, mimo kilkunastu już operacji, cieszy się życiem i do reszty poświęca się swojej szewskiej pasji.
Niewielki zakład szewski przy ul. Radiowej w Toruniu. To właśnie tu, codziennie od poniedziałku do soboty, już przed 8 rano można zastać pana Józefa. My odwiedziliśmy go przed 10. W tle było słychać grające radio. Gdy już weszliśmy do zakładu, pan Józef przyciszył je i powitał nas serdecznym uściskiem dłoni.
Długo nie czekał, tylko od razu przystąpił do działania, to znaczy opowiadania swojej pięknej, życiowej historii. Nawet nie musieliśmy zadawać zbyt wielu pytań. Rzucał datami jak z rękawa, a doskonałej pamięci mógłby pozazdrościć mu niejeden nastolatek.
- Była okupacja. W 1944 roku jeden z gospodarzy chciał mnie zaciągnąć do wypasu krów. Żeby uniknąć tego, poszedłem się uczyć w zawodzie szewca. Niecały rok później przyszło wyzwolenie i kontynuowałem naukę w tym kierunku. Chciałem być jednak rzemieślnikiem kwalifikowanym, ale nikt w pobliżu miejsca mojego zamieszkania nie był w stanie mnie wyuczyć - opowiada 93-latek pochodzący z oddalonego od Torunia o 45 km Sędzina w powiecie aleksandrowskim. Sam zresztą o sobie mówi, że jest małym, nieśmiałym chłopcem spod strzechy.
Początki prywatnego biznesu
Czasy były wtedy trudne. O zatrudnienie lekko nie było, ale to go nie zdeprymowało. Pracy jako szewc najpierw szukał w Toruniu, później w Szczecinie, Wałbrzychu i znów w Toruniu. Udało się, jednocześnie zdając w 1949 roku egzamin czeladniczy. Rozmawiając z nami, pan Józef przywołuje kolejne daty ze swojego życiorysu. Mówi o służbie w wojsku, ożenku i nagle zatrzymuje się przy 1966 roku, który dla jego dalszej kariery zawodowej okazał się przełomowy.
- W 1965 roku Gomułka ogłosił ubezpieczenie dla prywatnego rzemiosła. Zacząłem starać się o lokal w Toruniu. Mimo usilnych próśb, ciągle coś stawało na przeszkodzie. Miałem dwoje dzieci i żonę na utrzymaniu. Teść mieszkał na terenie kolejowym, więc postanowiłem, że zbiję z desek taki drewniany warsztat przy ul. Kniaziewicza w Toruniu. Pojechałem do wydziału przemysłu i handlu, by poprosić o zgodę. Zacząłem tłumaczyć urzędnikom, że to wóz Drzymały, tyle że bez kółek. Ostatecznie w 1966 roku dostałem pozytywną decyzję o utworzeniu warsztatu - wspomina Józef Kania.
Przez lata jego warsztat przechodził przeobrażenia. Z ul. Kniaziewicza pan Józef przeniósł się ostatecznie wraz z rodziną na pobliską ul. Radiową, gdzie kupił działkę i zbudował dom wraz z przydomowym warsztatem. I tak już od 22 lat. Jego pracownia jest może niewielka, ale czuć w niej ducha - ducha pracy. Pan Józef pracuje po kilkanaście godzin dziennie, oczywiście z przerwami. Gdy pytamy, czy mu się jeszcze chce, odpowiada bez wahania.
- Nie mogę żyć bez pracy. Praca jest dla mnie pasją, tym bardziej, że mam taką specjalność w wyplataniu. Mało kto się tym zajmuje, a rozprzestrzeniło się to do tego stopnia, że przyjeżdżają do mnie klienci z różnych stron Polski. Oprócz tego oczywiście naprawiam buty i wszystko co związane z obuwiem. U mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Klienci, którzy często do mnie przychodzą mówią, że objeździli wszystkich szewców i żaden nie był im w stanie pomóc. Słyszą tylko, żeby udać się do Kani, bo on na pewno pomoże - przyznaje z uśmiechem pan Józef.
Na brak pracy nie narzeka
Przez lata stworzył i naprawił tysiące butów. Robił je m.in. dla żony, a dziś po ręcznie plecione trzewiki czy mokasyny przyjeżdżają do niego nawet warszawiacy i krakowianie. Z dumą prezentuje nam obuwie, które właśnie przygotowuje dla klienta z Krakowa.
Ale o 93-latku zrobiło się głośno w 2021 roku, gdy internet obiegła informacja, że brakuje mu zleceń. Pandemia sprawiła, że ludzie przestali wychodzić z domu, co oznaczało również mniejszy zarobek dla seniora z Radiowej. Z pomocą przyszła pewna studentka, dzięki której do pana Józefa odezwała się jedna z warszawskich firm.
- Ta pani mi bardzo pomogła i jestem jej bardzo wdzięczny - podkreśla.
W niedziele pan Józef robi sobie wolne i... zasiada do malowania obrazów. Specjalizuje się w technice olejnej. Jego prace - głównie pejzaże, krajobrazy - naprawdę robią wrażenie. Część z nich znajduje się w pracowni szewskiej, część zdobi ściany w domu. Oprócz tworzenia i naprawiania obuwia, obrazy, a także pisanie krótkich wierszyków to jego druga pasja.
Gdy podpytujemy o stan zdrowia i samopoczucie mówi. - Gdyby nie lekarze, już bym dawno nie żył. Miałem 11 lub 12 operacji. Mam to szczęście, że trafiam chyba na odpowiednich medyków. Wezmą mnie do szpitala, zrobią zabieg, za dwa dni wypis i do roboty - śmieje się.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl