W płomieniach stanął kościół św. Katarzyny - najstarsza świątynia w Gdańsku. Gdańszczanie z zapartym tchem śledzili walkę strażaków z żywiołem. Nie tylko gasili pożar, ale też ratowali bezcenne wyposażenie kościoła. Działo się to 10 lat temu, 22 maja 2006 roku. - Staliśmy w zgliszczach, a dziś ta świątynia znów żyje - mówi z dumą o. Tadeusz Popiela, przeor zakonu karmelitów w Gdańsku. Odbudowa wciąż jednak trwa.
Pierwsze płomienie na dachu kościoła zauważono przed godziną 15. - My się o tym pożarze dowiedzieliśmy z telewizji. Pamiętam, jak zobaczyłem płonący kościół w serwisie. Zadzwoniłem do dyżurnego. Powiedział, że nic o tym nie wie. Chwilę później wpłynęło pierwsze zgłoszenie. Ludzie wtedy nie dzwonili, bo byli przekonani, że straż na pewno już wie - wspomina Jakub Zambrzycki ze straży pożarnej w Gdańsku, który uczestniczył wtedy w akcji.
"Spływała na nas gorąca woda"
Pierwsze zastępy pojawiły się na miejscu tuż przed godz. 15. To, co strażacy zastali przerosło ich oczekiwania. Wszystko wskazywało na to, że ogień trawił poddasze już od dłuższego czasu.
– Kiedy dojechaliśmy ogień objął już cały dach. Zaskoczyła nas skala tego pożaru. Konieczne było wykorzystanie specjalistycznego sprzętu, drabin i podnośników, a nie do końca było miejsce, by je rozłożyć – opowiada Zambrzycki.
W akcji wzięło udział: 250 strażaków, 60 policjantów, 39 strażników gminnych i 4 ratowników pogotowia. Ewakuowano 3 osoby. Podczas akcji ranny został jeden ze strażaków. Do gaszenia pożaru zużyto 420 m sześciennych wody. Raport Straży Pożarnej
Sytuacja była dramatyczna. Strażacy musieli wejść do świątyni, by ratować carillon, ołtarz, obrazy i rzeźby. - Było naprawdę gorąco. Woda, której używaliśmy do gaszenia rozgrzewała się i spływała na nas. Wszędzie było pełno pary - dodaje Zambrzycki.
Na zewnątrz wcale nie było lepiej. Płonący dach powoli się "rozpływał". Strażacy rozstawili podnośnik, żeby łatwiej dotrzeć do płomieni. Wtedy na ulicę zaczęły sypać się dachówki. - Szybko przestawiliśmy podnośnik i mieliśmy dużo szczęścia. Niespełna 1,5 minuty później w tym samym miejscu leżały kawałki dachu. Nie chcę myśleć do jakiej tragedii mogło dojść - mówi strażak.
Strażacy walczyli o kościół 23 godziny. Dzięki ich staraniom udało się ocalić wieżę. Na szczęście nie było też ofiar. Podczas akcji ucierpiał tylko jeden strażak, który podtruł się gazami pożarowymi.
"Kościół zostanie odbudowany"
Ogień całkowicie zniszczył dach nawy głównej, częściowo runęła też jedna ze ścian. Wnętrze kościoła ocalało, bo ruiny dachu zatrzymały się na stropie budynku. Przetrwała też betonowa więźba dachowa świątyni. Wstępnie straty oszacowano na około 20 mln zł.
Władze miasta, województwa oraz Ministerstwo Kultury obiecały pomoc w odbudowie świątyni. Oprócz dotacji organizowano też zbiórki pieniędzy. Prezydent Gdańsk deklarował, że bez względu na koszty świątynia wróci do dawnej świetności.
- To była tragedia. Tak jakby moje życie płonęło - mówił tuż po pożarze o. Łukasz Semik, ówczesny przeor karmelitów. - Serce moje się raduje, że w tym nieszczęściu byli ludzie, którzy bezinteresownie ofiarowali swój czas, narażając swoje życie - dodał.
Kropla w morzu potrzeb
Pierwsze prace polegały głównie na odgruzowaniu kościoła oraz budowie tymczasowego zadaszenia nad nawą główną. Jeszcze w 2006 r. ruszył pierwszy etap odbudowy kościoła. Powstała konstrukcja dachów prezbiterium i jej stalowe wzmocnienie. Niespełna rok później zrekonstruowano okiennice, naprawiono ogniomury. Udało się też pokryć połać dachu.
- Dziesięć lat temu staliśmy w zgliszczach, a dziś ta świątynia znów żyje. Szczególnie dumny jestem z poddasza, które znów służy nie tylko nam, ale i muzeum - mówi o. Tadeusz Popiela, przeor zakonu karmelitów w Gdańsku.
Od 2006 do 2014 r. odbudowa kościoła pochłonęła ponad 11,6 mln zł. Co roku wpływają kolejne dotacje, ale to wciąż kropa w morzu potrzeb. Tylko w tym roku gdański magistrat przekaże 140 tys. zł na remont i renowację ostatnich trzech okiennic w prezbiterium. Karmelitów wspomoże też rząd. Na elewację południowej ściany kościoła wpłynie 200 tys. zł. Wkład własny zakonu wyniesie 80 tys. zł.
- Przeglądając kroniki naszego zakonu zauważyłem, że co roku konieczne były jakieś prace konserwatorskie. Od pożaru minęło 10 lat, ale wciąż jest wiele rzeczy do zrobienia. Cały czas nie mamy prądu. Na ten cel potrzeba aż pół miliona złotych, które musimy sami uzbierać. Trzeba będzie też pomyśleć o remoncie zabytków. Konieczne będzie też odnowienie wnętrza kościoła - wylicza o. Popiela.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24