Policja z Olsztyna ustaliła osoby, które mogły jechać niebieskim volkswagenem, który dwa tygodnie temu zajechał drogę rodzinie z czteroletnim dzieckiem, po czym gwałtownie zahamował. - Auto zostało poddane oględzinom, a ustalone osoby, 37-latka i 33-latek, w najbliższym czasie zostaną przesłuchane w sprawie okoliczności tego zdarzenia - przekazali funkcjonariusze. To, co stało się na drodze S7, nagrał wideorejestrator innego pojazdu, a pirata drogowego postanowił szukać na własną rękę - za pośrednictwem mediów społecznościowych - poszkodowany mężczyzna.
Jak poinformował dziennikarzy młodszy aspirant Andrzej Jurkun z policji w Olsztynie, funkcjonariusze ustalili miejsce, gdzie zaparkowany został osobowy volkswagen, którego kierowca miał przyczynić się do kraksy na S7 dwa tygodnie temu. Policjanci znają też adres osób, które mogły jechać samochodem. - Auto zostało poddane oględzinom, a ustalone osoby, 37-latka i 33-latek, w najbliższym czasie zostaną przesłuchane w sprawie okoliczności tego zdarzenia - przekazał policjant.
Jak zaznaczył, od wyników zebranego materiału dowodowego zależą dalsze czynności w tej sprawie. - Na tym etapie funkcjonariusze dotarli do kolejnych świadków, którzy są kolejno przesłuchiwani. Z uwagi na fakt, że są to osoby z różnych części kraju, potrzebny jest czas i pomoc policjantów z tamtejszych jednostek policji - wskazał Jurkun.
Najpierw krzyczał "gońcie go, błagam", później kierowcy postanowił szukać sam
Do zdarzenia doszło 6 sierpnia około godz. 11.55 na trasie S7 w kierunku Warszawy, około 10 kilometrów od Olsztynka (woj. warmińsko-mazurskie). Jak w mediach społecznościowych opisał później pan Sergiusz, poszkodowany w zdarzeniu jechał wraz z żoną i czteroletnim synem. Podczas wyprzedzania pojazdów do jego zderzaka "przykleił się" volkswagen.
Gdy pan Sergiusz zjechał na prawy pas, kierujący volkswagenem najpierw zaczął go spychać, zajechał mu drogę i gwałtownie zahamował. Jego zdaniem jechał wówczas ponad 100 kilometrów na godzinę. Mężczyzna stracił panowanie nad pojazdem i uderzył z impetem w bariery drogowe. Sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Gdy pan Sergiusz wysiadł z pojazdu, apelował do innych kierowców: "Gońcie go, błagam".
- Policjanci i strażacy, którzy przyjechali na miejsce, stwierdzili, że to cud, że przeżyliśmy. Skończyło się na siniakach. Psychicznie jednak nie jest najlepiej. Nie zapomnę o tym do końca życia - powiedział nam poszkodowany.
Mężczyzna postanowił pomóc policji znaleźć sprawcę wypadku i wystosował apel w mediach społecznościowych. Zgłosiło się do niego wiele osób, które twierdziły, że tego dnia podobny samochód na tej trasie jechał niebezpiecznie - wyprzedzał na trzeciego, zajeżdżał drogę, jechał "na zderzaku".
Okazało się, że jeden z kierowców, który jechał za panem Sergiuszem, nagrał całe zdarzenie. Film potwierdza wersję mężczyzny. Można z niego także wyczytać rejestrację volkswagena.
Policja: auto należy do firmy leasingowej
Jak przekazał nam Jurkun w ubiegłym tygodniu, właścicielem volkswagena okazała się firma leasingowa. To ona wskazała miejsce i użytkowników pojazdu.
Na razie zdarzenie zakwalifikowano jako kolizję, ale - jak podkreśla Jurkun - "nie ma i nie będzie przyzwolenia na agresję drogową".
Policja przypomina, że w przypadku skierowania sprawy do sądu, za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, grozi grzywna w wysokości do 30 tys. zł. Ponadto sąd może podjąć decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy. - Należy także pamiętać, że na każdym etapie prowadzonego postępowania kwalifikacja czynu może ulec zmianie - dodał policjant.
Źródło: TVN24 Pomorze, PAP
Źródło zdjęcia głównego: internet