Ksiądz Witold Bock porzucił kapłaństwo. Twórca Gdańskiego Areopagu, były sekretarz prasowy abp Tadeusza Gocłowskiego miał rozesłać do znajomych i wybranych duchownych wiadomości, w których oficjalnie poinformował o swojej decyzji i tłumaczył, że ma "dosyć zakłamania, w jakim żyje polski kler".
Według informacji "Gazety Wyborczej", która jako pierwsza podała tę informację, Bock spisał "Deklarację konwersji" w obecności dwóch przyjaciół w swoim domu na Żuławach.
Z "Deklaracji konwersji" Bocka ma wynikać, że chce być traktowany jako osoba prywatna i jako taka nie życzy sobie, by go niepokojono. Miał też podkreślić, że w razie naruszenia dóbr osobistych zdecydowany jest wystąpić na drogę sądową. Poprosił, by adresaci jego listu traktowali treść jako poufną. Były ksiądz miał też podkreślić, że nikomu nie odbiera prawa do osobistych ocen, diagnoz czy opinii.
Jedna z byłych współpracowniczek Witolda Bocka w rozmowie z TVN24.pl potwierdziła, że głównym powodem decyzji o odejściu z kapłaństwa jest jego "niezadowolenie z zakłamania panującego w polskim Kościele".
- To był jeden z powodów, zgodnie z jego prośbą nie chciałabym zdradzać treści listu - mówi nasza rozmówczyni.
Dostał Nycz, Głódź, Gocłowski
Podpisane deklaracje w 33 egzemplarzach miały następnie trafić do 18 duchownych i 15 osób świeckich. Wśród adresatów miał być między innymi: arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański, kardynał Kazimierz Nycz, oraz arcybiskup senior Tadeusz Gocłowski.
Ponadto Bock miał rozesłać ponad 200 maili do przyjaciół i byłych współpracowników, do każdej wiadomości także załączając swoją deklarację.
Bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować się z Witoldem Bockiem. W rozmowie z reporterem "Gazety Wyborczej" ksiądz miał stwierdzić, że w najbliższym czasie nie będzie wypowiadał się na ten temat. - Mam nadzieję, że w Wielkim Tygodniu 2015 r. będę gotowy, by rozmawiać o sprawach wiary i przeznaczenia – miał powiedzieć były ksiądz.
Ulubieniec Gocłowskiego…
Witold Bock był jednym z najbardziej znanych współpracowników abp Tadeusza Gocłowskiego. Przez dekadę, w latach 1998-2008 pełnił funkcję sekretarza prasowego arcybiskupa. Organizował pomoc humanitarną dla mieszkańców Sarajewa, którzy odczuwali skutki wojny domowej.
Wspólnie z księdzem Krzysztofem Niedałtowskim organizował Gdański Areopag. Były to spotkania duchownych i inteligentów, podczas których dyskutowano o problemach współczesnego świata. Impreza cieszyła się ogromnym powodzeniem. W ostatnich latach można było ją śledzić również w relacjach TVN24.
…w niełasce u Głódzia
Kiedy arcybiskup Gocłowski przeszedł na emeryturę i zastąpił go Sławoj Leszek Głódź, Bock popadł w niełaskę. Twórca Areopagu przestał pełnić funkcję sekretarza prasowego, oraz duszpasterza dziennikarzy. Oficjalnym powodem miały być studia, którymi miał zająć się duchowny.
Był oddelegowany do archidiecezji Warszawskiej, gdzie pod okiem prof. Macieja Mrozowskiego, miał pisać doktorat pt. "Rytuał obywatelski. Model debaty na przykładzie Gdańskiego Areopagu". Wkrótce ma być wydany w formie książki.
Głuchy telefon
Zarówno arcybiskup senior Gocłowski, jak i obecny metropolita Gdański nie odbierają telefonów. Nie udało nam się z nimi skontaktować.
"Gazeta Wyborcza" dotarła do znajomych Witolda Bocka i innych gdańskich księży, którzy w ten sposób, anonimowo mieli skomentować decyzję:
- Dla osób postronnych to może wyglądać na bufonadę – mówi jeden ze znajomych Bocka i prostuje: - Tak naprawdę jest to dramatyczny krzyk: "Wciąż wierzę w Jezusa Chrystusa, ale odchodzę, bo przestałem wierzyć w polski Kościół, któremu poświęciłem ponad 30 lat życia" -
- Dużo rozmawialiśmy z Witkiem o tym, co się dzieje z polskim Kościołem, szczególnie polskim duchowieństwem. O tym, że księża, zamiast nieść ludziom nadzieję w trudnych i coraz bardziej skomplikowanych czasach, oderwali się od rzeczywistości. Kościół po upadku komuny stał się głównie machiną do walki o wpływy i pieniądze, gdzie lepiej niż inni mają się lizusy i biurokraci. Witek bardzo przeżywał koleje losu księdza Lemańskiego w diecezji warszawsko-praskiej. To go upewniło, że tak się dzieje nie tylko pod rządami arcybiskupa Głódzia - zapewnia kolejny rozmówca GW.
- Z goryczą mówił, że już seminarzyści są pompowani lękiem: kto porzuci stan kapłański, ten jest zdrajca; że były ksiądz kończy jako taksówkarz albo sprzedawca w sklepie mięsnym; że jak się ożeni, to ta kobieta zachoruje na raka, a jeśli będą dzieci, to upośledzone. Proszę tylko nie wyciągać z tego wniosku, że w przypadku Witka chodzi o kobietę. On po prostu chce być wolnym człowiekiem i żyć uczciwie, po chrześcijańsku, poza wspólnotą Kościoła rzymskokatolickiego – dodaje.
"Łatwo zdezerterować"
- Nie chcę używać patetycznych słów, ale zdezerterować łatwo - komentuje gdański ksiądz, kolega Bocka z czasów seminarium. - Nic Kościołowi się nie pomoże w ten sposób. Ale z drugiej strony prawda, że coś złego dzieje się w archidiecezji. Trzy miesiące temu z kapłaństwa zrezygnował Piotr Szeląg, doktor prawa kanonicznego po studiach w Rzymie. Świetny umysł, poważny kandydat na przewodniczącego sądu biskupiego. Miał dość upokorzeń. Odszedł, by zostać wicedyrektorem jednej ze szkół.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md / Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto, TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24