W trakcie zorganizowanej w styczniu tego roku przez policję obławy na podpalaczy jednej z gdańskich kancelarii pomyłkowo zatrzymano pana Macieja.
Wieczorem do zaparkowanego auta, w którym siedział mężczyzna podbiegło kilku mężczyzn. W kominiarkach, w cywilnym ubraniu z pistoletami. Wybili szybę w aucie.
– Jeden z nich oślepił mnie latarką tak, że nie widziałem co się dzieje, widziałem tylko jakichś nieumundurowanych mężczyzn – opowiada mężczyzna.
Kazali mu wysiadać, przestraszył się, że to złodzieje, którzy chcą ukraść jego auto, więc zaczął uciekać. Policjanci ruszyli za nim w pościg, zaczęli strzelać. Kule trafiły w auto pana Macieja cztery razy. – Jedna w koło samochodu, trzy pozostałe w fotele – pasażera, tylną kanapę i bagażnik –mówi pan Maciej.
Zatrzymał się chwilę później, kiedy zobaczył policyjne syreny i oznakowany radiowóz. – Wysiadłem, ukląkłem i wtedy policjanci położyli mnie na ziemi i skuli w kajdanki – przyznaje mężczyzna.
Pan Maciej trafił na komisariat, gdzie spędził dobę. Funkcjonariusze przesłuchali go w charakterze świadka, z podpaleniem nie miał nic wspólnego. Postawili mu jednak zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy i sprawę skierowali do prokuratury. Uznali, że uciekając mógł rozjechać policjantów.
Prokuratura umarza sprawę, policjant się odwołuje
Prokuratura jednak przyznała rację 25-latkowi i umorzyła postępowanie. – Prokurator ocenił materiał dowodowy i uznał, że sprawca mógł nie wiedzieć, przynajmniej w początkowym etapie tego zdarzenia, że ma do czynienia z funkcjonariuszami policji – powiedziała Jolanta Janikowska – Matusiak z Prokuratury Rejonowej Gdańsk – Wrzeszcz.
Od decyzji prokuratora odwołał się jeden z policjantów biorących udział w akcji. Policja odmówiła też zwrotu kosztów naprawy samochodu (ok. 15 tys. zł - red), uznając, że funkcjonariusze nie popełnili żadnego błędu.
- Funkcjonariusze krzyczeli do tego mężczyzny polecenie "stój policja" i każdy w takiej sytuacji powinien się do tego zastosować. On zatrzymał się dopiero, gdy radiowóz zablokował mu drogę – zaznacza Aleksandra Siewert z gdańskiej policji.
Teraz sprawą zajmie się sąd.
"Powinni w pierwszej kolejności pokazać odznakę"
Eksperci uważają jednak, że samo polecenie od nieumundurowanego i zamaskowanego człowieka nie wystarczy by zaufać takiej osobie i się podporządkować. – Powinni w pierwszej kolejności pokazać odznakę – twierdzi Maciej Lisowski, dyrektor fundacji „Lex Nostra”.
Również według prawników zachowanie pana Macieja nie było nieprawidłowe i każdy mógłby tak zareagować. – Jeżeli jest ciemno i obce osoby próbują nas wyciągnąć z samochodu, to niewątpliwie ostatnią myślą, jaka przychodzi nam do głowy jest to, że to policja – ocenia mecenas Łukasz Chojniak.
Według prawników każdy mógłby tak zareagować
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl1.
Autor: ws/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24