Strzałami z broni palnej w kierunku samochodu zakończyło się zatrzymanie mężczyzny z Gdańska. Policjanci myśleli, że pan Maciej jest jednym z podpalaczy, którzy podłożyli ogień w jednej z kancelarii prawnych na początku roku. To była pomyłka. Po kilku miesiącach postępowanie zakończono. Śledczy przyznali, że mężczyznę zatrzymano niesłusznie. Usłyszał jednak zarzuty napaści na policjantów, ale prokuratura umorzyła postępowanie. Za poniesione straty nie ma kto zapłacić, a naprawa ostrzelanego auta kosztowała mieszkańca Gdańska kilkanaście tysięcy złotych. Materiał "Blisko ludzi" TTV.
W trakcie zorganizowanej w styczniu tego roku przez policję obławy na podpalaczy jednej z gdańskich kancelarii pomyłkowo zatrzymano pana Macieja.
Wieczorem do zaparkowanego auta, w którym siedział mężczyzna podbiegło kilku mężczyzn. W kominiarkach, w cywilnym ubraniu z pistoletami. Wybili szybę w aucie.
– Jeden z nich oślepił mnie latarką tak, że nie widziałem co się dzieje, widziałem tylko jakichś nieumundurowanych mężczyzn – opowiada mężczyzna.
Kazali mu wysiadać, przestraszył się, że to złodzieje, którzy chcą ukraść jego auto, więc zaczął uciekać. Policjanci ruszyli za nim w pościg, zaczęli strzelać. Kule trafiły w auto pana Macieja cztery razy. – Jedna w koło samochodu, trzy pozostałe w fotele – pasażera, tylną kanapę i bagażnik –mówi pan Maciej.
Zatrzymał się chwilę później, kiedy zobaczył policyjne syreny i oznakowany radiowóz. – Wysiadłem, ukląkłem i wtedy policjanci położyli mnie na ziemi i skuli w kajdanki – przyznaje mężczyzna.
Pan Maciej trafił na komisariat, gdzie spędził dobę. Funkcjonariusze przesłuchali go w charakterze świadka, z podpaleniem nie miał nic wspólnego. Postawili mu jednak zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy i sprawę skierowali do prokuratury. Uznali, że uciekając mógł rozjechać policjantów.
Prokuratura umarza sprawę, policjant się odwołuje
Prokuratura jednak przyznała rację 25-latkowi i umorzyła postępowanie. – Prokurator ocenił materiał dowodowy i uznał, że sprawca mógł nie wiedzieć, przynajmniej w początkowym etapie tego zdarzenia, że ma do czynienia z funkcjonariuszami policji – powiedziała Jolanta Janikowska – Matusiak z Prokuratury Rejonowej Gdańsk – Wrzeszcz.
Od decyzji prokuratora odwołał się jeden z policjantów biorących udział w akcji. Policja odmówiła też zwrotu kosztów naprawy samochodu (ok. 15 tys. zł - red), uznając, że funkcjonariusze nie popełnili żadnego błędu.
- Funkcjonariusze krzyczeli do tego mężczyzny polecenie "stój policja" i każdy w takiej sytuacji powinien się do tego zastosować. On zatrzymał się dopiero, gdy radiowóz zablokował mu drogę – zaznacza Aleksandra Siewert z gdańskiej policji.
Teraz sprawą zajmie się sąd.
"Powinni w pierwszej kolejności pokazać odznakę"
Eksperci uważają jednak, że samo polecenie od nieumundurowanego i zamaskowanego człowieka nie wystarczy by zaufać takiej osobie i się podporządkować. – Powinni w pierwszej kolejności pokazać odznakę – twierdzi Maciej Lisowski, dyrektor fundacji „Lex Nostra”.
Również według prawników zachowanie pana Macieja nie było nieprawidłowe i każdy mógłby tak zareagować. – Jeżeli jest ciemno i obce osoby próbują nas wyciągnąć z samochodu, to niewątpliwie ostatnią myślą, jaka przychodzi nam do głowy jest to, że to policja – ocenia mecenas Łukasz Chojniak.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl1.
Autor: ws/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24