Zakonnice podrywają się na alarm. Do okna życia dosłownie biegną. Widzą chłopca. Nie niemowlę, dużego. Prawie dwulatka. - Ideą okna życia było pozostawienie małego dziecka, najczęściej noworodka. Natomiast życie to weryfikuje – przyznaje policja.
Jedne zadbane, ładnie ubrane, czasami z listem. Inne widać, że dopiero po porodzie, owinięte w zwykły podkoszulek. Od początku działania w Polsce okien życia znaleziono w nich prawie setkę dzieci.
W ostatnim tygodniu do okna życia na Hożej w Warszawie trafił kilkudniowy chłopiec. W za dużych śpioszkach, bez liściku od matki, ale zadbany. Siostry zakonne nazwały go Stefan, na cześć kardynała Stefana Wyszyńskiego.
I taki malutki Stefcio jest niejako zgodny z wyobrażeniem, jakie mamy, o tym, jakie dzieci pozostawiane są w oknach życia.
Ale nie zawsze tak było. 26 stycznia tego roku przy klasztorze Mniszek Klarysek w Bydgoszczy zakonnice znalazły nie noworodka, a 20-miesięczne dziecko.
Niektóre media donosiły o poszukiwaniu rodziców i o grożącej im karze za porzucenie dziecka - nawet do pięciu lat więzienia. Powoływały się przy tym na artykuł 210 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że "kto wbrew obowiązkowi troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15 albo o osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny osobę tę porzuca, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Policja jednak nikogo nie szukała. Dziecko zostało przewiezione do szpitala, tam okazało się, że jest zdrowie. Sąd rodzinny zdecyduje, co się stanie z chłopcem - rozpozna sprawę z zakresu władzy rodzicielskiej, orzeknie później o ewentualnej adopcji.
Art. 210. Porzucenie małoletniego lub osoby nieporadnej: Kto wbrew obowiązkowi troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15 albo o osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny osobę tę porzuca, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Czasem dzieci już siedzą
To nie był jedyny raz, gdy w oknie życia siostry znalazły nie noworodka, nie niemowlę, a ponad roczne dziecko.
W 2016 roku do sióstr boromeuszek we Wrocławiu trafiła półtoraroczna dziewczynka. Przyprowadziła ją w wózku matka. Kobieta nie wiedziała, co ma zrobić. Wiedziała jedynie, że ze względu na złą sytuację musi zrzec się praw do dziecka. Pociągnęła za klamkę w oknie życia, od razu uruchomił się alarm, wyszła siostra. Starała się jeszcze przekonać kobietę do zmiany decyzji, proponowała zarówno materialne, jak i psychiczne wsparcie. Kobieta była jednak pewna swojej decyzji.
Z kolei w październiku 2017 roku w olsztyńskim oknie życia znaleziono dwumiesięczną dziewczynkę, a obok w wózku był jej półtoraroczny brat. Policjanci wtedy skontaktowali się z matką dzieci. Kobieta zapewniła, że była to jej dobrowolna decyzja, policja więc sprawę zamknęła. Sprawa dzieci, jak w każdym takim przypadku, trafiła do sądu rodzinnego.
Policja nie ściga za zadbane dzieci
Okna życia to miejsca, w którym rodzic, bez konsekwencji prawnych, może zostawić dziecko, jeśli zmusza go do tego sytuacja życiowa.
- Ideą okna życia jest pozostawienie małego dziecka, najczęściej noworodka. Natomiast życie to weryfikuje. Jak pokazuje ten przypadek w Bydgoszczy, gdzie pozostawiono niespełna dwuletniego chłopca – mówi tvn24.pl podkomisarz Lidia Kowalska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
I dodaje: Jeśli dziecko jest zdrowe, nie ścigamy rodziców. Nie złamali przecież prawa, zostawili chłopca w bezpiecznym miejscu. Nie jest to więc porzucenie, o którym mówi artykuł 210 Kodeksu karnego.
Duże dzieci w małym oknie
Okno życia to niewielkie pomieszczenie, jakby w ścianie, z drzwiczkami otwieranymi od strony ulicy i drugimi – otwieranymi do wewnątrz. W środku jest materac, jest ciepło, działa wentylacja. Pozostawione dziecko uruchamia dzwonek, sekundy i jest przy nim zakonnica. Nierzadko zdumiona, że maluch już samodzielnie siedzi.
- Nie ma takiego zapisu, że tylko noworodki można było zostawiać w oknie życia. Chodziło o to, żeby stworzyć bezpieczne miejsce, w którym zdesperowana kobieta mogłaby pozostawić dziecko bez narażenia jego życia na niebezpieczeństwo – mówi Agnieszka Homan, Caritas Archidiecezji Krakowskiej.
To właśnie w Krakowie 14 lat temu u sióstr nazaretanek powstało pierwsze okno życia w Polsce. - Kiedy je zakładaliśmy, prosiliśmy o opinie różne środowiska. Rzecznik policji tłumaczył nam wtedy, że jeśli życie dziecka nie jest narażone na niebezpieczeństwo, to rodzice nie ponoszą odpowiedzialności karnej. Okna życia są pod stałą opieką, gdy ktoś je otwiera i zostawia dziecko od razu włącza się alarm. Jest to więc bezpieczne miejsce – mówi Homan.
Dziecko zostawione w oknie życia u zakonnic spędza dosłownie chwilę. Zawiadomiona przez nie policja zawozi malucha do szpitala, a stamtąd – jeśli jest zdrowe – trafia do pogotowia opiekuńczego. Stamtąd do ośrodka adopcyjnego i rozpoczyna się procedura adopcyjna. Jak ma już akt urodzenia, a kobieta, która zostawiła dziecko nie zmieniła zdania i nie wróciła po nie – sąd zezwala na jego adoptowanie.
Okno alternatywą dla ulicy i śmietnika
Agnieszka Homan przypomina jednak, że kobieta może zostawić dziecko po porodzie także w szpitalu bez żadnych konsekwencji prawnych. – To najlepsze wyjście. Nie wszystkie matki to wiedzą, dlatego warto to podkreślić. Po zostawieniu dziecka mają sześć tygodni na podjęcie ostatecznej decyzji. Jeśli nadal nie zdecydują się na wychowanie, noworodek trafi do adopcji – tłumaczy.
Jak mówi, okna to głównie alternatywna dla kobiet, które ukrywają ciążę i nie chcą rodzić w szpitalu. – Okna życia powstały, by zapobiec porzucaniu dzieci na ulicy lub śmietniku. Jeśli kobieta nie jest w stanie wychować dziecka z różnych przyczyn, może je zostawić w oknie i wtedy może być pewna, że jej dziecku nic nie grozi – przekonuje.
Pozostawienie dziecka w szpitalu oznacza jednak, że po skończeniu 16. roku życia będzie mogło ono poznać dane matki. W przypadku okien życia nie jest to możliwe.
Właśnie dlatego Komitet Praw Dziecka ONZ zaapelował w 2013 roku o zamknięcie okien życia, ponieważ nie zapewniają one realizacji prawa dziecka do poznania swoich biologicznych rodziców. Kościół nie odpowiedział wtedy ONZ, ale Archidiecezja Krakowska poprosiła o pinię ówczesnego rzecznika krakowskiego sądu okręgowego Waldemara Żurka.
"W prawie znane jest pojęcie stanu wyższej konieczności, gdzie poświęcamy dobro niższej wartości, by ratować dobro o wartości wyższej. W tym przypadku prawo dziecka do życia jest dobrem o oczywiście wyższej wartości niż prawo do informacji, czyli prawo dziecka do poznania swoich biologicznych rodziców. Ale oprócz prawa są jeszcze wartości, które każdy człowiek nosi w sercu, ich nie da się zadekretować, a one mówią nam jasno, ratujmy życie ludzkie, jak tylko potrafimy. Jestem gorącym zwolennikiem Okien Życia od samego początku ich powstania. Oczywiście wiemy dobrze, że najlepiej jest, jeśli biologiczna matka wychowuje swoje dziecko, ale rzeczywistość jest daleka od ideału. Lepiej, żeby dziecko znalazło się w Oknie Życia niż w Wiśle czy na śmietniku" - stwierdził wtedy sędzia Waldemar Żurek.
Zygmuś, Marysia, Franio, Matylda, Ewunia, Józio, Ania, Paulinka, Karolek, Pawełek, Piotruś, Stasio, Natalka, Marcelinka, Zosia, Kubuś, a teraz Stafan. O dzieciach z warszawskiego okna życia
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24