Wojciech Dąbrowski od blisko trzech tygodni koczuje w namiocie przed urzędem miasta w Gdańsku. 65-latek skarży się, że eksmitowano go z mieszkania. - Nie skorzystał z naszej pomocy, choć wielokrotnie ją oferowaliśmy - przekonują urzędnicy. Tymczasem do głodującego dołączyła kolejna osoba. - Będzie nas więcej - zapowiadają protestujący.
Wojciech Dąbrowski rozstawił swój namiot na początku sierpnia. Od tego czasu pije tylko wodę i colę, czasem sok. Mężczyzna mówi, że protestuje przeciwko polityce mieszkaniowej urzędu miasta, a strajk głodowy rozpoczął po tym, jak wyrzucono go z mieszkania, w którym mieszkał wspólnie ze schorowaną żoną.
Zadłużone mieszkanie
- Jestem profesorem, historykiem sztuki, żona to emerytowana nauczycielka – mówi Dąbrowski. – Jak można było nas potraktować jak bydło? Opiekowałem się żoną po wylewie, a tu nas wyrzucono - żali się.
Jak twierdzi, wcześniej mieszkał w Stanach Zjednoczonych. – Przyleciałem tu zaraz po tym, jak się dowiedziałem, że żona miała wylew, bo nie było tu nikogo do opieki nad nią – tłumaczy. Kobieta, jak twierdzi Dąbrowski, była zupełnie niesamodzielna. - Z oszczędności opłacałem lekarzy, logopedów, masażystów i leki. Z pewnym momencie pieniądze się skończyły i nie starczyło na spłacenie zaległego czynszu - mówi Dąbrowski.
Zadłużenie 80-metrowego lokalu wzrosło do 40 tys. złotych. 1 sierpnia komornik zapukał do drzwi mieszkania na ulicy Bernarda Sychty z wyrokiem sądu i wyprosił lokatorów. - W tym czasie żona mężczyzny była w szpitalu. Obecnie przebywa u znajomych rodziny, w Szwecji - mówi mężczyzna.
- Kilka dni przed eksmisją złożyłem pismo w urzędzie miasta i prosiłem o przedłużenie spłaty długu. Mówiłem, że mam działki, nieruchomości i wystawiłem je na sprzedaż. Nie dostałem odpowiedzi – przekonuje Dąbrowski.
"Nie jesteśmy bezduszni"
- Pan Dąbrowski wykazał, że posiada dom w USA i działki. Skoro je posiada, mógł je sprzedać, by spłacić zaległy czynsz – odpowiada Antoni Pawlak, rzecznik prasowy prezydenta miasta. Jak podkreślają urzędnicy, taryfy ulgowej nie będzie, bo jak "przymknie się oko" na problemy jednego lokatora, inni będą też chcieli protestować i głodować.
- To nie prawda, że miasto bezdusznie chciało się pozbyć lokatorów – dodaje z kolei Michał Piotrowski z biura prasowego urzędu miasta. – Sprawa trwa już kilka lat, były nakazy eksmisji, które były odraczane, bo państwo Dąbrowscy spłacili cześć długu - opowiada.
Piotrowski dodaje, że miasto zaoferowało Wojciechowi Dąbrowskiemu i jego żonie pomieszczenie w Centrum Treningu Umiejętności Społecznych w Nowym Porcie. Jak dodaje, urzędnicy nie wiedzieli też o złym stanie zdrowia żony Dąbrowskiego. – Nic mi nie wiadomo o tym, że pani Ewa jest w ciężkim stanie. Dostaliśmy wypisy ze szpitala, gdzie jest napisane, że jest w stanie ogólnym dobrym i może samodzielnie się poruszać - przekonuje.
"Będą kolejne osoby"
Tymczasem do protestującego od 20 dni Wojciecha Dąbrowskiego dołączyła lokatorka innego mieszkania, tym razem przy ulicy Długiej. Wiesława Rozmarynowska walczy o nadanie jej tytułu prawnego do lokalu, który zajmuje. Swój udział w proteście zapowiedział też inny mieszkaniec Gdańska.
– Do końca miesiąca będzie nas znacznie więcej – zapowiada Dąbrowski. – Tu co chwilę ktoś zagląda, ktoś pyta i tylko potakuje, że z tą polityka mieszkaniową w Gdańsku jest bardzo źle. Musimy coś z tym zrobić - dodaje.
Autor: aja/par//mz / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl | aja