Kolejne restauracje upadają z powodu coraz wyższych cen rachunków i produktów. Pani Katarzyna, która prowadziła dwa lokale w Gdańsku - z kuchnią włoską i tajską - była zmuszona zamknąć jedną z nich. - Włoskiej restauracji już nie ma przez wysokie koszty utrzymania, które niestety nas przerosły - mówi kobieta. O zamknięciu swojego lokalu zdecydowali też restauratorzy z Łodzi.
Katarzyna Butrymowicz prowadziła w Gdańsku dwie restauracje - włoską i tajską. Jak mówi, sprowadzają oni produkty z zagranicy, dlatego są uzależnieni od kursu euro i dolara. Za każdym razem, kiedy kurs skoczył, dostawali coraz wyższe faktury. Do tego dochodzą problemy, z którymi borykają się teraz inni przedsiębiorcy - wysokie rachunki, rosnące koszty zatrudnienia pracowników i coraz wyższe ceny produktów. W końcu pani Katarzyna była zmuszona zamknąć jeden z lokali.
- Włoskiej restauracji już nie ma przez wysokie koszty utrzymania, które niestety nas przerosły w dzisiejszych czasach - mówi kobieta. - Okazało się, że tak naprawdę prowadzenie biznesu w Polsce w dzisiejszych czasach to jest wyczyn - twierdzi.
Czytaj także: Jedni zamykają biznes, inni otworzą się, gdy będzie zapotrzebowanie. Przedsiębiorcy bronią się przed rosnącymi kosztami
Nadal działa jednak tajska restauracja. - Nadzieja jest zawsze. Dajemy sobie dwa miesiące na to, żeby zobaczyć, co się będzie działo, jakie będą nastroje ludzi, czy będą zamawiać, czy będą przychodzić, czy będą chcieli korzystać z usług restauracji, bo tak naprawdę w dzisiejszych czasach restauracja to luksus - mówi Butrymowicz.
Jak dodaje, jej znajomi, którzy również prowadzą własne restauracje też są w trudnej sytuacji.
- Większość moich kolegów mówi, że jest bardzo ciężko i tak naprawdę większość żyje ze swoich oszczędności, które zgromadzili przez lata, bo nie chcą tracić biznesu swojego życia, bo tak naprawdę to jest nasze całe życie. My to robimy z pasją, z miłością do gotowania, z chęcią karmienia ludzi, ale musi to też przynosić dochody - tłumaczy.
Zamykają się kolejne restauracje
Kolejna restauracja zniknęła również z mapy Łodzi. Ciasno Jak w Ulu prowadziło siedmiu młodych ludzi. Niestety, najpierw po dwóch latach zawiesili swoją działalność, a teraz musieli ją zamknąć.
- Decyzję tę podjęliśmy ze względu na rosnące koszty energii, gazu, czynszu, rosnące koszty zatrudnienia oraz rosnące ceny produktów. Ceny skaczą z tygodnia na tydzień - tłumaczy właściciel restauracji Kamil Andrysiak.
Czytaj także: Gdyńska pierogarnia nie doczeka swoich 10. urodzin. Z powodu drożyny właściciel musiał zamknąć jeden z lokali
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24