Ogromne ilości zbiorników z niebezpiecznymi odpadami chemicznymi znajdują się na parceli w Czarnej Dąbrówce (woj. pomorskie) w pobliżu osiedla mieszkalnego. Sprawa jest znana od lat, jednak odpady nadal nie zostały usunięte.
Po pożarze składowiska niebezpiecznych odpadów w Zielonej Górze aktualne jest pytanie o inne takie miejsca - "tykające bomby", których w naszym kraju jest kilkaset.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: W Polsce są setki składowisk niebezpiecznych odpadów. Minister Moskwa mówi o świadomości.
Zaledwie kilkaset metrów od osiedla w Czarnej Dąbrówce znajduje się działka, na której - wedle ustaleń prokuratury - składowanych jest: 250 zbiorników o pojemności po tysiąc litrów każdy, 485 beczek o pojemności 200 litrów oraz 84 zbiorniki o pojemności od 20 do 50 litrów.
- Są to odpady niebezpieczne, łatwopalne i poprodukcyjne: rozpuszczalniki, kleje i żywice. (...) Wykryliśmy je w lutym 2020 roku. Od tamtej pory czekają na utylizację, zgodnie z przepisami prawa - mówi Iwona Naderza z Wydziału Ochrony Środowiska urzędu gminy w Czarnej Dąbrówce. A wójt gminy Jan Klasa podkreśla: - Materiały tu zgromadzone zagrażają nie tylko środowisku, ale i otoczeniu. (...) gdyby cokolwiek się wydarzyło na pewno stanowiłoby to jakieś zagrożenie dla mieszkańców i dla szkoły.
Gmina chce, żeby to właściciel nieruchomości pokrył koszty utylizacji odpadów. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska trzy lata temu określił je na osiem milionów złotych. Jednak według wójta teraz wyniosłyby już kilkanaście milionów złotych. - Przy naszym budżecie 40 milionów złotych, to kompletnie niewyobrażalna kwota do pokrycia - podkreśla wójt.
- Potrzeba tu rozwiązań systemowych, bo niestety (podobne sytuacje - przyp. red.) prawnie obciążają samorządy. Jako mała gmina w ogóle nie dopuszczam do siebie myśli, że mielibyśmy ponieść koszt. W takich momentach powinny być zabezpieczone środki państwowe, zewnętrzne i za ich pomocą powinno się utylizować takie składowiska - uważa samorządowiec.
Na razie usunięcie odpadów z działki nie jest możliwe, bo jej właściciel odwołał się od decyzji wójta. Postępowanie administracyjne trwa.
Czytaj też: Brakuje pieniędzy, skuteczności i komunikacji. Najwyższa Izba Kontroli o bezradności wobec dzikich wysypisk
Był akt oskarżenia, sprawa ciągnie się od lat
Sprawą zajęła się prokuratura. Postępowanie zakończyło się aktem oskarżenia wobec Remigiusza M., który administrował tym terenem. Mężczyzna miał od sierpnia 2019 roku do lutego 2020 roku składować nielegalne odpady na terenie Czarnej Dąbrówki. Działalność ta - według śledczych - była prowadzona pod pozorem handlu materiałami budowlanymi w ramach spółki zarejestrowanej w Cewicach, której cichym właścicielem był Remigiusz M.
To na potrzeby tej spółki oskarżony - jak wskazuje prokuratura - wynajął w czerwcu 2019 roku halę magazynową od jednego z mieszkańców Czarnej Dąbrówki. I to w tej lokalizacji, jak podaje prokuratura, Remigiusz M. od połowy sierpnia 2019 roku zaczął nielegalnie składować różnego rodzaju odpady poprodukcyjne, które za odpłatnością przyjmował. Grozi mu nawet osiem lat więzienia.
Sprawa toczy się przed sądem. Nie zgłaszają się świadkowie, a kolejne rozprawy są przekładane.
- Parę lat temu właściciel chciał tu założyć hodowlę świń, mieszkańcy nie pozwolili, więc zgromadził ponad 800 mauzerów z chemikaliami i przerzuca odpowiedzialność na innych, zmieniając właścicieli spółek - twierdzi wójt Czarnej Dąbrówki.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: WIOŚ Gdańsk