Chodzi o miliony dolarów, ale też o "niepowtarzalność" – szczególnie w świecie mody, bo właśnie to przynosi pełen sukces, również finansowy. Dlatego światowe marki toczą wieloletnie boje sądowe o kratki, literki a także gatunki zwierząt. Ostatnią polską "ofiarą" francuskiego giganta odzieżowego stała się chojnicka firma, której kajman w logo okazał się mieć tak samo "zakręcony ogon", jak krokodyl Lacoste. Właścicielki Kajmana przegrały, ale nie zamierzają się poddawać.
Spór dotyczy gada – ale jakże rozpoznawalnego, a co za tym idzie przynoszącego wielkie zyski francuskiej firmie odzieżowej Lacoste. Pech chciał, że zwierzę z tego samego gatunku – kajman – widnieje w logo firmy z Pomorza.
Właścicielki Kajmana chciały zastrzec swój znak towarowy na terenie Unii Europejskiej dla oznaczenia: toreb, ubrań i poduszek dla zwierząt domowych, obuwia i wynajmowania nieruchomości.
Wtedy okazało się, że francuska firma oskarża ich o plagiat, bo kajman za bardzo przypomina krokodyla.
Sprawa trafiła do Sądu Unii Europejskiej, który uwzględnił sprzeciw Lacoste. Według sądu istnieje prawdopodobieństwo wprowadzenia klienta w błąd, bo „kolidujące ze sobą oznaczenia wykazują niewielkie podobieństwo wizualne (…) i szeroki krąg odbiorców zachowuje zwykle w pamięci jedynie niedoskonały obraz danego znaku towarowego”. – W obydwu przypadkach przedstawiony jest gad z rzędu krokodyli ukazany w profilu z zakręconym ogonem – czytamy w uzasadnieniu.
Dlatego sąd oddalił skargę i utrzymał w mocy odmowę rejestracji należącego do pomorskiego przedsiębiorstwa oznaczenia dla wyrobów ze skóry, ubrań i obuwia.
Od powyższego wyroku właścicielom chojnickiej firmy przysługuje odwołanie do Trybunału Sprawiedliwości – mają na to dwa miesiące, czyli do końca listopada.
Zagarną cały gatunek?
Pełnomocnik właścicielek Kajmana uważa, że takie rozstrzygnięcie może oznaczać, że francuska firma teraz będzie rościć sobie prawa do wszelkich form graficznych, które przypominają krokodyla, aligatora czy kajmana. - Uważamy, że takie zagarnięcie całego gatunku zwierząt na własną rzecz jest niedopuszczalne. Co będzie jeśli inna firma będzie miała w swoim znaku drzewo czy inne zwierzę? – pyta Jacek Czabajski, pełnomocnik właścicielek chojnickiej firmy.
Jak dodaje, nie może być tak, że firma, która jest gigantem odzieżowym zastrzega jakiś gatunek zwierząt i wszystko, co w jakikolwiek sposób, choć odrobinę, je przypomina zostanie zakazane.
Podkreśla też, że podstawą znaku Kajmana jest słowo, tymczasem w logo Lacoste żadnego słowa nie ma. – Oprócz tego wizualnie również nie ma podobieństwa, co widać na pierwszy rzut oka – ocenia.
- Korzystamy z naszego logo od 1991 roku. Problem powstał, kiedy chcieliśmy zastrzec swój znak towarowy na terenie Unii Europejskiej. Liczę jednak, że ostatecznie wygramy - mówi Eugenia Mocek z chojnickiej firmy Kajman.
Czym jest znak towarowy?
- Znakiem towarowym może być każde oznaczenie, które można przedstawić w sposób graficzny, jeżeli oznaczenie takie nadaje się do odróżnienia towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego przedsiębiorstwa – wyjaśnia Piotr Bartecki z kancelarii adwokackiej SCBP w Sopocie.
Znakiem towarowym może być rysunek, ornament, kompozycja kolorystyczna, forma przestrzenna, w tym forma towaru lub opakowania, a także sygnał dźwiękowy. Jak podkreśla Bartecki pierwszeństwo do uzyskania prawa ochronnego na znak towarowy oznacza się, według daty zgłoszenia znaku towarowego w Urzędzie Patentowym.
Czas trwania prawa ochronnego na znak towarowy wynosi 10 lat od daty zgłoszenia znaku towarowego w urzędzie. Ochrona znaku może być przedłużona o ile przed upływem tego okresu zostanie złożony wniosek przez uprawnionego o przedłużenie ochrony na kolejny okres.
Znak towarowy można zastrzec na terenie Polski, ale również poprzez procedurę międzynarodową.
- Zastrzeżenie znaku towarowego niesie za sobą wiele zalet. Przede wszystkim niezbędne jest dla firm, które posiadają znany i ceniony znak towarowy. W szczególności z uwagi na panującą na rynku konkrecję oraz nieuczciwe zachowania przedsiębiorców. W sytuacji gdy inny przedsiębiorca będzie używał podrobionego lub łudząco podobnym znakiem towarowym, a znak towarowy będzie zastrzeżony to sytuacja prawna uprawnionego będzie klarowna i pozwoli egzekwować prawa i obowiązki wynikające z zastrzeżenia – ocenia prawnik.
Gigantyczne pieniądze i kontrowersyjne wyroki
Proces przed Sądem Unii Europejskiej przegrała również Polka – logo jej firmy było łudząco podobne do znaku towarowego Pumy. Kobieta twierdziła, że przedstawia ono "kota domowego w fazie lądowania na przysłowiowe cztery łapy", a nie dziką pumę w fazie wyskoku – jak postrzega logo światowej marki.
Dodatkowo miały o tym świadczyć różnice w ułożeniu uszu (sterczące, a nie przylegające do głowy), w widoku przednich i tylnych łap (dwie łapy, a nie tylko jedna) oraz ruchów ogona (ogon uniesiony, a nie opadający).
Właścicielka polskiego przedsiębiorstwa przekonywała, że uniesiony ogon podkreśla fazę lądowania, ponieważ to właśnie ogonem kot domowy asekuruje się podczas lądowania przed upadkiem.
Sąd jednak nie przychylił się do jej argumentów, że zwierzę z rodziny kotowatych w pozycji lądowania dotykałoby ziemi w pierwszej kolejności przednimi, a nie tylnymi łapami. - Tymczasem w zakwestionowanym wzorze bliżej ziemi pozostają tylne łapy - spostrzegli sędziowie.
Logo firmy należącej do Polki może, więc wprowadzić w błąd co do pochodzenia towarów.
Legendy mody walczą o swoje symbole
Gra toczy się nie tylko o zwierzęta. Czerwona podeszwa, "wyjątkowa" czarna krata, czy trzy paski na rękawie - właściciele marek dbają o to, by "niepowtarzalne" elementy nie traciły na atrakcyjności. Posiadanie własnych, modnych i rozpoznawalnych symboli czy wzorów decyduje o pozycji producenta w świecie mody.
Ostatni głośny przypadek wielkiego procesu miał miejsce w maju tego roku. Wyrokiem Europejskiego Sądu Najwyższego zakończyła się długa walka Louis Vuitton o prawa autorskie do czarno–białej kratki. Bój o szachownicę rozpoczął się jeszcze w 1998 roku, kiedy ten sam dom mody zarejestrował biało–brązową wersję tego wzoru, powtarzając rejestrację dla kraty czarno–białej dokładnie dekadę później.
Spokój trwał do 2011 roku, kiedy na skutek protestów niemieckiej marki sąd zniósł prawo Louis Vuitton do wyłącznego używania obu wersji kolorystycznych motywu. Sprawa trafiła do najwyższej instancji, jednakże sąd w Luksemburgu również stwierdził, że wzór w szachownicę nie nosi znamion nowości ani indywidualnego charakteru. Jest tym samym zbyt podstawowym, powszechnie stosowanym układem kwadratów, aby mógł być używany przez Louis Vuitton na wyłączność.
Czy kratka równa się kratce
Problemy z kratką miał polski poseł Artur Dębski, który od lat - zanim zasiadł na Wiejskiej - zajmował się handlem "chińszczyzną" - od długopisów, zeszytów przez sztućce, talerze i "mopy", po galanterię - torby, kosmetyczki, portfele.
Przed sądem odpowiadał za to, że wprowadzał do obrotu wyroby galanteryjne oznaczone chronionym znakami towarowymi firm Burberry i Louise Vuitton, z czego "uczynił sobie stałe źródło dochodu".
Dębski handlował jako wspólnik w firmie importowej Portfex. W 2011 roku do hurtowni w podwarszawskich Jankach weszli policjanci z wydziału przestępczości gospodarczej. Rekwirowali wszystko, co miało kratki Burberry i kwiatki Louisa Vuittona: kosmetyczki, etui na telefony i torby na kółkach. Według policji zarekwirowany towar był wart 17 mln złotych, według posła znacznie mniej.
W kwietniu 2012 r. biegły stwierdził, że kwiatki na produktach oferowanych przez Portfex nie przypominają wyrobów Louisa Vuittona, za to kratki są niepokojąco podobne do wzoru Burberry. Na tej podstawie prokurator oskarżył posła Dębskiego o naruszanie prawa własności, za co grozi pięć lat więzienia. Nie chronił go immunitet, bo sprawa zaczęła się, zanim wszedł do sejmu. Poseł tłumaczył się, że nie miał pojęcia, iż kratka na torbie za 4,90 zł może być zastrzeżona. Ostatecznie skazano go na szesnaście miesięcy prac społecznych i 390 tys. zł zwrotu kosztów postępowania.
Walka o kolory z Yves Saint Laurent
W 2011 roku przedmiotem sporu pomiędzy marką Christian Louboutin i francuskim domem mody Yves Saint Laurent stał się natomiast kolor. Sprawa dotyczyła czerwonej podeszwy, którą producent luksusowego obuwia zarejestrował trzy lata wcześniej jako swój znak towarowy.
Sąd uznał, że czerwona podeszwa jedynie w połączeniu z innym kolorem wierzchu obuwia może stanowić znak rozpoznawczy marki. Tymczasem szpilki Monochrome projektu Yves Saint Laurent, będące w całości jednolitej barwy, nie naruszyły znaku Louboutin. Proces zakończył się zatem pomyślnie dla obu stron – YSL nie został ukarany, a Louboutin otrzymał uznanie prawa do znaku kontrastującej podeszwy, podważonego we wcześniejszym procesie w Europie.
Apple walczy o każde jabłko
Kolejną światowa marką, która słynie z maniackiego wręcz zamiłowania do ochrony swojej własności jest amerykańska firma Apple.
Swego czasu domagała się już unieważnienia znaku towarowego delikatesów internetowych - A.pl. Wcześniej prawnicy amerykańskiego giganta powołując się na zasady wykorzystywania znaków handlowych mieli pretensje do niemieckiej kawiarni, która wykorzystała jabłko w swoim logo, czy polskiego serwisu internetowego Applemania.
Frytki i kurczaki też bywają markowe
Problem jakby się wydawać mogło nie dotyczy tylko branży odzieżowej, również w branży restauracyjnej są światowej sławy marki. Niektórym się jednak udaje, jak np. fast-foodowi z Zakopanego, który otworzył lokal z potrawami z kurczaka o nazwie... KFS. Nazwa i logo łudząco przypominają amerykańskie KFC.
Właściciel nie dostrzega także podobieństwa hasła swojej restauracji "very good" do "so good" charakterystycznego dla sieci KFC. KFS "pożyczyło" od KFC również menu, jednak właściciel polskiej "restauracji" przekonuje, że nazwa jego lokalu pochodzi od słów "Kurczak, frytki, sałatka".
Znak towarowy zakopiańskiej restauracji został zarejestrowany w Urzędzie Patentowym.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24