Był czerwony jak rak i myślał, że "zaraz diabli go porwą". Ale z wody nie wyszedł. Jak mus to mus. Warszawski aktor Alojzy Żółkowski, nie był jedynym, który wierzył w uzdrawiającą moc morskich kąpieli. Lekarz przepisał mu ich 60, ale wedle ściśle określonych zasad.
Histeria, reumatyzm, depresja, anemia, a nawet paraliż. Wiele schorzeń, a na wszystko jeden lek: morskie kąpiele. W XIX wieku pluskanie w morskich falach stało się bardzo popularne.
- Nad morze przyjeżdżali turyści, ale też osoby, które liczyły, że tutaj podreperują swoje zdrowie. Jednak zanim ruszyli na plażę musieli wybrać się do lekarza. To on określał jak powinna przebiegać cała kuracja - opowiada dr Janusz Dargacz z Muzeum Gdańska.
Kąpiele były modne, ale nie zawsze przyjemne. Na własnej skórze przekonał się o tym Alojzy Żółkowski, warszawski aktor, który w 1839 i 1840 roku kurował się latem w Sopocie.
"Będąc w Gdańsku udałem się z listem Zeemana do najlepszego poleconego mi doktora Diesburga, ten wyrozumiawszy zupełnie moją słabość, zalecił dietę przepisał lekarstwa i najmniej 60 kąpieli morskich, ale tylko co dzień jedną, więcej nie pozwolono. (...) zacząłem dnia 5 lipca w niedzielę o godzinie 11-ej" - pisał Żółkowski w listach do swego przyjaciela Szymanowskiego.
Lekarz polecił podobną kurację Walerii ze Stroynowskich Tarnowskiej.
Radził on wiecznie cierpiącej na zawroty głowy i różnorakie dolegliwości hrabinie, by spróbowała leczniczego działania kąpieli morskich. "Jeśli nie zaszkodzą, to mogą pomóc" - powtarza kilkakrotnie z ufnością pani Waleria i dzielnie pławi się w chłodnej wodzie u brzegów Sopotu, Nowego Portu albo i Stogów, później nawet dwa razy dziennie, by przy wyjeździe, 24 lipca, z dumą zamknąć bilans swych 63 kąpieli. Z dumą, […] "bo z pewnością nie ma cienia przyjemności we wchodzeniu do tego zimnego morza, które zamraża nawet, jak się tylko stoi na brzegu" – czytamy w książce Ireny Fabiani-Madeyskiej "Odwiedziny Gdańska w XIX wieku".
"Myślałem, że mnie diabli porwą"
Łatwo nie było, ale czego się nie robi dla zdrowia. Zalecenia były dość wymagające, a kuracjusze zdeterminowani.
- Czasem kuracja trwała kilka tygodni, innym razem nawet dwa miesiące. W tym czasie lekarze zalecali krótkie, bo kilkuminutowe kąpiele, ale za to regularne. Do morza trzeba było wejść nawet codziennie i to bez względu na pogodę - opowiada dr Dargacz.
Dowody? Proszę bardzo.
"Woda szczypie, szczególnie w kroku, myślałem, że mnie diabli porwą, wylazłem z niej jak rak czerwony. Używam z przepisu doktora szklankę tej wody zawsze przed śniadaniem, ażeby uregulować mój poczciwy stolec. Nakazano nam także przechadzkę, muszę bardzo wiele chodzić, gdyż ból w prawym boku powiększał się" - czytamy w listach Żółkowskiego.
"Kąpiel nietrafnie zastosowana może szkodliwie oddziaływać"
Brzmi jak reklama? Trochę tak. Ale ówcześni lekarze bardzo restrykcyjnie podchodzili do swoich pacjentów. Doktor Buenau z Kołobrzegu też. Dziś jego zalecenie mogą wywoływać uśmiech, a nie respekt. Oto zaledwie kilka z nich:
Kąpiel morska zarówno jak wszelkie inne drażniące środki lekarskie, nietrafnie zastosowana szkodliwie oddziałać może. Przybywający z daleka dobrze zrobi nie kąpiąc się zaraz pierwszego dnia po przyjeździe swoim. Tymczasem może skrzętnie przechadzać się nad morzem albo też tam ciągle przesiadywać.
Kąpanie się po dwa razy dziennie może być nader szkodliwem. Olbrzymie tylko konstytucye bez szwanku coś podobnego znosić mogą.
Jeżeli woda dostanie się do zewnętrznego przewodu usznego, przez co na kilka dni powstaje szumienie w uszach i przytłumienie słuchu, wydalić ją skacząc na jednej nodze i chyląc głowę ku ramieniu po tej stronie, gdzie woda w ucho weszła.
Najlepiej jest kąpać się bez wszelkiego odzienia, szczególniej dla osób słabowitych, o co lekarze nawet najusilniej nastawać powinni.
"Obawiam się przedwczesnego zgonu pieniędzy"
Woda, wodą, ale powodzenie kuracji zależało jeszcze od kilku rzeczy. Jednym z nich była dieta. Nie różniła się ona wiele od współczesnych zaleceń.
- Był spis dań, ale głównie chodziło o to, żeby było to jedzenie lekkostrawne z małą zawartością tłuszczu - tłumaczy dr Dargacz.
Tradycyjne lekarstwa też trzeba było zażywać. "Życie jest bardzo drogie, doktór i lekarstwo kosztują okropnie, obawiam się przedwczesnego zgonu pieniędzy, przeto napomknąłem cokolwiek u W-o Koss, może się też zlitują nade mną"- pisał Żółkowski.
Co jeszcze było istotne podczas leczenia? Dobre samopoczucie, a to zdaniem lekarzy gwarantowała „rozrywka w wesołym towarzystwie”.
- Jak efekty tych morskich kuracji? Rekompensowały zimną wodę i wiatr? - dopytuję.
- Zachowały się różne relację z tamtych czasów. Część osób sądziła, że kąpiele im pomagają. Jak było w istocie, trudno dziś wyrokować. Niewykluczone, że niekiedy poprawa zdrowia była jedynie efektem autosugestii. Z drugiej strony aktywność fizyczna, ruch na świeżym czy odpowiednia dieta z pewnością przynosiły pożądany skutek - dodaje dr Dargacz.
Korzystałam z publikacji: dawnysopot.pl, "Przepisy przy używaniu kąpieli solankowych i morskich" Dr. Kaczorowski, Poznań 1865; Irena Fabiani-Madeyska, "Odwiedziny Gdańska w XIX wieku", Gdańsk 1957.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt / Źródło: TVN24 Poznań/dawnysopot.pl
Źródło zdjęcia głównego: Polona