Ostatnie dni roku szkolnego, około południa, biblioteka w małym mazowieckim miasteczku.
Kobieta, którą poznałam chwilę wcześniej przy półce z książkami, wyciąga wibrujący telefon z kieszeni marynarki. Odczytuje wiadomość i mówi: - Córka właśnie pyta, co dostała ze sprawdzianu z historii.
- Uczy ją pani? - pytam zdziwiona.
- Nieee… po prostu ona wie, że nauczycielka już wpisała im oceny do e-dziennika. A jeszcze nie mieli z nią dziś lekcji - tłumaczy. Dziewczynka nie ma dostępu do konta w e-dzienniku, mają go tylko rodzice.
Gdy słucham tej historii, czuję się naprawdę nieswojo. Ledwie dzień wcześniej czytałam powieść "Wychowanie" Agi Szynal. I była tam taka scena:
"- Ignaś dostał szóstkę z tego testu z matematyki. - Z tabliczki mnożenia? - No tak, chyba. - Ponownie zerkam na wiadomość w internetowym dzienniku. - Tak, z tabliczki mnożenia - potwierdzam. - Jakie to idiotyczne, że Ignaś sam jeszcze nie wie, co dostał, a my już wiemy. Zero wolności teraz mają te dzieciaki. Inwigilacja totalna - Marcin już nie pierwszy raz wypowiada podobne słowa. To jego konik. - Coś w tym jest. - A nie możemy po prostu wyłączyć tych powiadomień? - Nie no, pamiętasz przecież, że szkoła kazała być w stałym kontakcie, reagować od razu na uwagi, które piszą, i tym podobne. Jest afera, jak ktoś nie odpowiada. Skupi się to na Ignasiu. - Jak się mają te dzieciaki nauczyć odpowiedzialności, kiedy się je ciągle prowadzi we wszystkim za rączkę i sprawdza. - Czuję, jak sztywnieje mi ciało. - Będą bardzo dobrymi pracownikami korporacji. Przyzwyczają się do tego, że się ich ze wszystkiego rozlicza. - No, tylko kto będzie rozliczał? - pieni się Marcin (...)".
Czuję się nieswojo, bo już od kilku tygodni obiecuję w redakcji, że poruszę temat e-dzienników. To, że dostaję w mediach społecznościowych liczne związane z nimi reklamy, nie jest zaskakujące - tak to działa w świecie big techów, gdzie każdy nasz ruch jest śledzony. I okupiony kontekstowymi reklamami.
Ale że temat zaczyna na mnie tak "skakać" w tzw. prawdziwym życiu?! Tego się nie spodziewałam, a przecież nie powinnam być zdziwiona. Dotyczy bowiem milionów dzieci i rodziców.
Właśnie dlatego plany wobec e-dzienników ma też rząd.
- Chciałabym, żebyśmy mieli państwowy e-dziennik - mówi TVN24+ ministra edukacji Barbara Nowacka. I zaraz dodaje: - Tak, wiem, że to nie będzie łatwe.
Dlaczego?
Od nowinki do standardu
Gdy po raz pierwszy, kilkanaście lat temu, pisałam o e-dziennikach, były nowinką technologiczną, usprawniającą życie tych najbardziej postępowych szkół. Dziś coraz trudniej znaleźć szkoły, które by z nich nie korzystały.
Przełomowym momentem dla tych usług stała się pandemia COVID-19, gdy nawet dyrekcje placówek, które wcześniej były wobec tej formy kontaktu z rodzicami sceptyczne, sięgnęły po wsparcie firm technologicznych. A te działały prężnie.