Nagłośnione przez rosyjskie media deklaracje władz o "wznowieniu produkcji seryjnej" bombowców strategicznych Tu-160 są bardzo zaskakujące i zastanawiające zarazem. Jeden z rosyjskich ekspertów skwitował je słowami: "na Kremlu już nikt nie liczy pieniędzy”. Na papierze i zdjęciach Tu-160 imponują, ale w rzeczywistości są bardzo kłopotliwe i do niedawna nikt nawet nie spekulował na temat wznowienia ich produkcji.
Ponowne otworzenie linii produkcyjnej Tu-160 byłoby przedsięwzięciem nie tylko niezwykle kosztownym, ale też sprzecznym z dotychczas rysowaną wizją rozwoju rosyjskiego lotnictwa strategicznego. Już od prawie dekady zakładano, że przyszłością będą nowe bombowce, opracowane w ramach programu PAK-DA. Tu-160 miały być jedynie w ograniczonym stopniu modernizowane, aby dały radę dotrwać do czasu pojawienia się nowej maszyny i później odejść na zasłużoną emeryturę.
Nagły zwrot
Ostatnie wypowiedzi rosyjskich oficjeli i wojskowych wywracają jednak tą koncepcję bez mała do góry nogami. Najpierw pod koniec kwietnia minister obrony Siergiej Szojgu oznajmił, że "powinniśmy rozwiązać problemy związane nie tylko z remontami i modernizacją bombowców strategicznych, ale także z produkcją Tu-160". Miał przy tym zatwierdzić rozpoczęcie analizy możliwości wznowienia wytwarzania tych maszyn. Miesiąc później dowódca rosyjskiego lotnictwa generał Wiktor Bondariew poszedł o wiele dalej. Wojskowy oznajmił, że sam Władimir Putin podpisał dekret o wznowieniu produkcji Tu-160 i ma ich powstać 50. Pierwsze dwa mają zostać przyjęte do służby już w tym roku. Na dodatek ma to w ogóle nie wpływać na program PAK-DA, który rzekomo będzie prowadzony równolegle i bez zmian. O ile słowa Szojgu był wyważone i zawierały realistyczne przesłanie (analizowanie możliwości rozpoczęcia prac prawie nic nie kosztuje, a przy okazji jest wywierana presja na firmy pracujące nad PAK-DA), o tyle deklaracja gen. Bondariewa ociera się o fantastykę i wywołała spore zaskoczenie. Wznowienie seryjnej produkcji Tu-160 z racjonalnego punktu widzenia wydaje się nie mieć sensu. Z wielu powodów.
Gigant z minionej epoki
Po pierwsze, Tu-160 to maszyny koncepcyjnie przestarzałe, zaprojektowane w realiach lat 70. Wówczas tak Amerykanie jak i Rosjanie zakładali, że przyszłością są szybkie bombowce strategiczne, zdolne utrzymywać prędkość naddźwiękową i pokonywać na dużej wysokości wielkie dystanse. Miało to je uchronić przed coraz sprawniejszymi rakietami przeciwlotniczymi i myśliwcami. Na bazie tej koncepcji zrodziły się amerykański B-1A oraz radziecki Tu-160. Amerykanie szybko doszli jednak do wniosku, że był to zły pomysł. B-1A okazał się bardzo drogi i miał małe szanse na przetrwanie w starciu z radziecką obroną przeciwlotniczą. Program skasowano i po kilku latach rozpoczęto prace nad B-1B, który oparto na innej koncepcji. Miał latać wolniej, ale tuż nad powierzchnią ziemi, unikając wykrycia przez radary i znacznie zwiększając swoje szanse na przetrwanie. Drugie wcielenie B-1 Amerykanie uznali za udane i rozpoczęli produkcję seryjną. W ZSRR trwano tymczasem przy pierwotnej koncepcji – prędkość i zasięg ponad wszystko. Zaowocowało to maszyną imponującą wyglądem i teoretycznymi parametrami, ale o bardzo dyskusyjnej przydatności. Współczesna doktryna użycia bombowców strategicznych, za wyjątkiem amerykańskiego "niewidzialnego" B-2, czyni z nich ciężarówki dla rakiet dalekiego zasięgu. Mają dotrzeć na około tysiąca kilometrów od celu, odpalić rój pocisków i uciec. Ich szansą na przetrwanie jest pozostać niekrytym. Duża prędkość Tu-160 na pewno pomoże w unikaniu wroga, ale nie czyni go niewrażliwym.
Za tą dyskusyjną przydatność trzeba dużo zapłacić. Tu-160 są największymi samolotami bojowymi w historii. W pełni załadowane ważą 275 ton, a rozmiarami zbliżają się do B787 Dreamliner. Do przepastnej komory bombowej mogą zmieścić nawet 12 rakiet dalekiego zasięgu z głowicami jądrowymi i przewieźć je na odległość siedmiu tysięcy kilometrów. Kluczową cechą Tu-160 jest jego bardzo wysoka prędkość maksymalna, wynosząca 2,2 tysiąca km/h, czyli dwukrotną prędkości dźwięku. Obecnie na świecie nie ma porównywalnej maszyny. Rosjanie są z nich bardzo dumni i nazywają je "Białymi Łabędziami".
Kosztowny obiekt dumy
Unikalne możliwości Tu-160 mają swoją cenę. Są to maszyny bardzo drogie, co jest drugim czynnikiem przemawiającym przeciw wznowieniu ich produkcji. Pierwotnie zaczęto wytwarzać je seryjnie w 1984 roku, ale nowy bombowiec okazał się zbyt kosztowny i kłopotliwy nawet dla wojska ZSRR. Dokładna cena nie jest znana, ale nie ma wątpliwości, że to najdroższe w budowie i utrzymaniu samoloty byłego imperium. Na dodatek Tu-160 trapiły problemy techniczne, które usuwano jeszcze wiele lat po formalnym przyjęciu do służby. Wytwarzanie maszyn w fabryce im. Siergieja Gorbunowa w Kazaniu szło powoli. Do 1994 roku, kiedy produkcja ustała z braku pieniędzy, powstało ich 25. Na nieszczęście Rosjan, większość bombowców, a dokładnie 19, pozostało na terytorium Ukrainy. Osiem z nich udało się odkupić w 1999 roku, ale reszta została pocięta na złom we współpracy z Amerykanami. Ostatecznie Rosjanom udało się poskładać flotę liczącą łącznie 15 Tu-160. Osiem przyleciało z Ukrainy, sześć pozostało w rękach rosyjskich po rozpadzie ZSRR, a jeden dodatkowy pochodził z fabryki w Kazaniu, gdzie przez wiele lat stał niemal gotowy, ale pieniądze na jego ukończenie znalazły się dopiero po 2000 roku. W 2003 roku jeden Tu-160 rozbił się, ale stratę wyrównano, dostarczając wojsku kolejną maszynę, która wcześniej przez lata służyła jako egzemplarz testowy.
Problemy z następcą?
Do niedawna wydawało się, że flota 15 Tu-160 już nigdy się nie powiększy. Od prawie dekady trwają pracę nad nowym bombowcem w ramach programu PAK-DA, co jest trzecim argumentem przeciw wznowieniu produkcji seryjnej. PAK-DA ma zastąpić zarówno Tu-160, jak i mniejsze Tu-95. Obecnie Rosjanie utrzymują, że nowa maszyna wzbije się w powietrze w 2019 roku i wejdzie do służby w latach 2023-25, choć jeszcze kilka lat temu mówili, że stanie się to gdzieś około roku 2030, co jest bardziej realistyczną perspektywą. Stworzenie nowego bombowca strategicznego wymaga dużych pieniędzy. Z tego powodu zakładano, że w dziedzinie najcięższych maszyn główny wysiłek zostanie skierowany na program PAK-DA. Starsze Tu-160 miały być jedynie modernizowane, tak aby mogły z powodzeniem służyć do około 2030 roku, kiedy zastąpiłyby je nowsze maszyny. Realizację tego planu Rosjanie już rozpoczęli. Trwają prace nad gruntownym odświeżeniem elektroniki Tu-160 i doprowadzeniem ich do standardu Tu-160M. Do 2020 roku odmłodzone ma zostać dziesięć maszyn. Pierwszy zmodernizowany bombowiec przeszedł lot próbny pod koniec 2014 roku. Dwa egzemplarze mają zostać przekazane wojsku w tym roku i to najpewniej je miał na myśli gen. Bondariew, mówiąc o przyjęciu do służby w 2015 roku dwóch "nowych" Tu-160. Zbudowanie naprawdę nowych Tu-160 nie będzie proste. Zakłady w Kazaniu nie robiły tego od dwóch dekad i cała niezbędna sieć kooperantów dostarczających części zniknęła. Utracono też wielu specjalistów, którzy przez długie lata nie mieli zajęcia i odeszli z pracy. Rosyjskie media mogą donosić o tym, że Putin "podpisał dekret o wznowieniu produkcji", ale do jego faktycznej realizacji potrzeba będzie wielu lat i olbrzymich pieniędzy na przygotowanie fabryki oraz sieci poddostawców. Nie mówiąc o koszcie samych 50 maszyn.
Kreml już nie liczy pieniędzy?
W rosyjskich mediach pojawiły się na ten temat sprzeczne doniesienia, ale zakłady w Kazaniu miały określić cenę pojedynczego nowego Tu-160 na 200 lub 500 milionów dolarów. Oznaczało by to od 10 do 25 miliardów dolarów za wszystkie, co jest sumą niebagatelną, zwłaszcza wobec obecnych problemów finansowych Rosji. Kryzys wymusił obcięcie planowanych wydatków na wojsko w przyszłym roku, a wielki program modernizacji wojska na pewno nie zostanie zrealizowany. W takiej sytuacji wznawianie produkcji seryjnej imponującego na papierze, ale przestarzałego koncepcyjnie i bardzo drogiego Tu-160, wydaje się nie mieć sensu. Zwłaszcza, że gen. Bondariew zapewniał, iż nie miałoby to wpływu na program PAK-DA, który miałby się toczyć swoim torem. Trudno stwierdzić, po co Rosjanie mieliby pracować równolegle nad dwoma bombowcami strategicznymi. Można spekulować, że program PAK-DA napotkał na jakieś poważne problemy i bardzo się opóźnia lub wręcz w nowych realiach finansowych stał się niemożliwy do realizacji. Jeszcze w 2012 roku, kiedy rosyjski budżet miał się świetnie, rosyjscy analitycy z periodyku "Moscow Defence Brief" uznali, iż nowy bombowiec najpewniej będzie bardzo drogi i powstanie ich mało, głównie do celów prestiżowych. Analitycy określili przyszły bombowiec angielskim mianem "białego słonia", co oznacza coś bardzo prestiżowego, ale zupełnie niepraktycznego oraz niezwykle drogiego. Można również przyjąć, że cała historia ze wznowieniem produkcji Tu-160 jest czystą propagandą, a Kreml za jakiś czas bez rozgłosu oznajmi, że gen. Bondariew miał coś innego na myśli i dziennikarze źle go zrozumieli.
Teoretycznie można też założyć, że Rosja ma dość pieniędzy, aby produkować równolegle dwa bombowce strategiczne, czego nie próbują robić nawet znacznie bogatsi Amerykanie. Pavel Podvig, znany rosyjski ekspert ds. sił strategicznych Rosji, skwitował taką wizję stwierdzeniem: - Na Kremlu już nikt nie liczy pieniędzy.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0) | Alex Beltyukov