- Poziom niechęci znacząco się podniósł, rośnie przyzwolenie na przemoc polityczną, rosną też wskaźniki tej przemocy - ocenia dr hab. Małgorzata Zachara-Szymańska z UJ. - Nagle można było mówić rzeczy i zachowywać się w sposób, który wcześniej był nieakceptowany i kończył karierę polityka - uważa dr Jan Misiuna z SGH. Podsumowujemy dekadę "trumpizmu".
Na scenę pewnym krokiem wchodzi wysoki, postawny mężczyzna, który aż pali się, żeby przemówić do zebranych. Dwa dni wcześniej skończył 69 lat, ale tryska wigorem i zapowiada, że właśnie będzie ubiegał się o prezydenturę.
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że na scenę - dosłownie, ale i symbolicznie - wkracza człowiek, który w ciągu najbliższej dekady diametralnie zmieni kształt amerykańskiej polityki. Tak swoją decyzję Donald Trump ogłaszał światu 16 czerwca 2015 roku w swoim wieżowcu Trump Tower na Manhattanie.
Magnat na rynku nieruchomości i celebryta, który od dawna przejawiał polityczne aspiracje, zdecydował się wziąć udział w wyścigu o Biały Dom. Podczas swojego wystąpienia rzuca zdanie, które stanie się jego politycznym credo: "Potrzebujemy osoby, który znowu uczyni ten kraj wielkim".
Ponad siedem lat później jesteśmy świadkami niemal takiej samej sceny. 15 listopada 2022 roku, tym razem w swojej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie, Trump ogłasza ponowną chęć startu w wyborach prezydenckich, po raz trzeci z rzędu. Nawet ma na sobie krawat w tym samym kolorze. Kluczowy przekaz pozostaje taki sam jak w 2015 roku - trzeba znowu uczynić Amerykę wielką.
Ta fraza, wypowiedziana przez Trumpa po tysiąckroć na przestrzeni ostatnich lat, to być może najbardziej brzemienne w skutkach zdanie w USA w ciągu ostatniej dekady, które stało się też swego rodzaju politycznym zaklęciem, jakie Trump rzucił na tysiące swoich zwolenników. I chociaż, wraz z jego dojściem do władzy w 2016 roku, nie wszystko się zmieniło tak jak w zaklęciu i jak pewnie oczekiwałby tego sam Trump, to od niemal dziesięciu lat potrafi on czarować swoich wyborców wizją lepszej Ameryki, definiowanej na jego własnych zasadach.
Fraza "Make America Great Again" zakorzeniła się już w amerykańskiej kulturze politycznej do tego stopnia, że powstał ruch zagorzałych trumpistów, którego nazwa MAGA to właśnie skrót od pierwszych liter tych czterech wyrazów. Powstały też liczne koszulki, czapki i inne gadżety z wybijającymi się na nich czterema wyrazami, ale - co najważniejsze dla 78-letniego polityka - sformowała się przede wszystkim solidna baza wyborców nowojorskiego miliardera, którzy wierzą w diagnozę swojego mistrza i zdają się w nim widzieć receptę na niemal wszystkie bolączki otaczającej ich rzeczywistości. Prostą, ale skuteczną.
Pytanie, czy tej recepcie nie upłynął termin ważności. Trump stosuje ją od prawie dziesięciu lat, a amerykański pacjent właśnie przychodzi do zaufanego lekarza po raz kolejny. I za chwilę może zdecydować się na drugą operację przeprowadzoną pod jego okiem.
Głosujesz na Trumpa? Nie mamy szans na związek
Trumpizm, trumpokracja, trumpoza - językowych tworów opisujących zarówno czterolecie Trumpa w Białym Domu, jak i całokształt jego oddziaływania na amerykańską politykę powstało wiele, a rozmaici publicyści lubują się w coraz bardziej pomysłowym nazywaniu tego, co najprościej można byłoby określić "efektem Trumpa". O tym, na czym on polega, rozmawiamy z ekspertami.
Doktor habilitowana Małgorzata Zachara-Szymańska, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczka przywództwa amerykańskiego i autorka podcastu "Wolna Amerykanka", przyznaje w rozmowie z tvn24.pl, że miliarder z Nowego Jorku zasadniczo zmienił kształt amerykańskiej polityki. - To nie jest tak, że przed erą Donalda Trumpa nie istniały w Ameryce podziały. Te podziały są naturalne w demokracji, dodatkowo wyraźną ich linię wyznacza dwupartyjny system polityczny. Ale jak spoglądamy na dane, to widzimy duży poziom polaryzacji, która bardzo mocno przenosi się na sferę emocjonalną. Ludzie nie tylko się różnią, ale po prostu zaczynają demonstrować wobec siebie nienawiść. Ten poziom niechęci znacząco się podniósł, rośnie przyzwolenie na przemoc polityczną, rosną też wskaźniki tej przemocy - zwraca uwagę.
Jak wskazują analitycy z Pew Research Center, instytucji od lat zajmującej się badaniem społecznych nastrojów Amerykanów, jeszcze zanim Trump objął urząd w 2016 roku, podzielił republikanów i demokratów bardziej niż jakikolwiek nowy szef rządu w poprzednich trzech dekadach. A różnica ta - jak zauważyli - stała się jeszcze bardziej wyraźna po rozpoczęciu jego prezydentury. "Średnio 86 procent republikanów pochwalało sposób, w jaki Trump radził sobie ze swoimi prezydenckimi obowiązkami w trakcie jego kadencji, a wśród demokratów było to zaledwie sześć procent - to największa różnica w poparciu dla jakiegokolwiek prezydenta w nowoczesnej erze sondaży" - pisali, krótko po opuszczeniu Białego Domu przez Trumpa w 2021 roku, analitycy.
Dogłębnie prześwietlając czterolecie rządów Trumpa, zwracali również uwagę, że silne reakcje, jakie swoimi działaniami wywoływał ten polityk, pojawiły się w bardzo osobistych kontekstach. W badaniu z 2019 roku 71 procent demokratów, którzy byli singlami i szukali stałego związku, stwierdziło, że na pewno lub prawdopodobnie nie rozważyliby związku z kimś, kto głosował na Trumpa w 2016 roku. To znacznie przewyższyło 47 procent singli deklarujących się jako republikanie, którzy stwierdzili, że nie rozważyliby związku na stałe z wyborcą Hillary Clinton.
Według profesor Zachary-Szymańskiej Donald Trump mógł się przyczynić do zaostrzenia temperatury politycznego, a także społecznego sporu na dwa sposoby. - Po pierwsze, jest to związane z forsowaniem takich rozwiązań politycznych, które podsycają burzliwe nastroje. W amerykańskiej tradycji i historii, szczególnie tradycji prezydentury, zawsze było tak, że prezydent był synonimem jedności narodowej, to jest swego rodzaju patron spójności narodowej. To jest najwyższy urząd w państwie, jedyny wybierany głosami wszystkich obywateli, ma reprezentować interesy narodu jako całości, nie swojej partii - podkreśla.
"Polityk postprawdy" czy "mesjasz prawdy"?
Podziały w amerykańskim społeczeństwie od zawsze stanowiły swego rodzaju wyzwanie dla prezydenta, ale rytualne już nawoływanie do burzenia murów między obiema stronami i wezwania do pojednania powracały jak bumerang zwłaszcza wtedy, gdy w Białym Domu pojawiał się nowy lokator. - Kultura amerykańska bardzo mocno zespoliła sylwetki poszczególnych prezydentów z oczekiwaniem, że to będzie człowiek, który jednoczy Amerykanów. I tu Donald Trump absolutnie się wyłamał - kontynuuje profesor Zachara-Szymańska.
Jako drugi powód podgrzania politycznych nastrojów ekspertka wskazuje to, co określa jako strategię Trumpa opartą na kłamstwach i przeinaczeniach. - I to samo w sobie może nie jest jakoś szczególnie wyjątkowe, bo politycy kłamią często. Natomiast w przypadku Trumpa zaskakuje skala - dodaje. Zauważa, że powstały specjalne bazy danych, które podsumowują sytuacje, w których republikanin mija się z prawdą. - Między innymi taki licznik założył "The Washington Post". Według tego licznika prezydent Trump w trakcie swojej czteroletniej kadencji skłamał publicznie albo też podawał nieścisłe, niesprawdzone informacje ponad 30 tysięcy razy. Czyli to jest polityk postprawdy. Jego obecność w życiu politycznym jest oparta na paradoksie, bo właściwie Trump deklaruje to, co w danej sytuacji jest dla niego wygodne, niezależnie, czy jest to zbieżne z przekonaniami deklarowanymi wcześniej, i też niezależnie od tego, czy to jest zbieżne z rzeczywistością. Ale jego zwolennicy uważają go za mesjasza prawdy - komentuje wykładowczyni Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Doktor Jan Misiuna, politolog i amerykanista ze Szkoły Głównej Handlowej, mówiąc o tym, jaki efekt wywarł Trump na amerykańską politykę w ciągu ostatniej dekady, wymienia dwie podstawowe kwestie. - Znormalizował zachowania i postawy, które wcześniej przez długi czas były nieakceptowalne. Nagle można było mówić rzeczy i zachowywać się w sposób, który wcześniej był nieakceptowany i kończył karierę polityka. Niby żyjemy w epoce, gdzie świadomość tego, co wolno, a czego nie wolno, gdzie są granice, jest bardzo mocno podkreślana, a z drugiej strony pojawia się człowiek, który jest wyjątkiem i daje sygnał innym, że oni też mogą próbować postępować w taki sposób, bo może im też się uda, im też przyniesie to jakieś polityczne korzyści - zauważa.
- To jest trochę jak w przypadku dziecka, które jest wychowywane bardzo starannie i z pieczołowitością, są mu pokazywane najlepsze wzorce, po czym trafia na dwa tygodnie na obóz, gdzie te normy nie obowiązują. I potem trzeba wrócić do tych norm, z powrotem je wdrażać. Mam wrażenie, że Donald Trump pokazał, że normy, które przyjęliśmy za oczywiste, mogą być odrzucone - stwierdza.
Naukowiec z SGH dodaje, że Trump "znormalizował zachowania i wypowiedzi stricte rasistowskie". - Na wiecu wyborczym Trumpa mówi się, że wielka wyspa śmieci na środku oceanu ma nawet swoją nazwę i nazywa się Portoryko. I to przechodzi, to jest zupełnie znormalizowane. To coś, czego przed Trumpem w ostatnich trzydziestu latach nie było - dodaje ekspert, nawiązując do słów wypowiedzianych w niedzielę na wiecu Trumpa w nowojorskiej hali Madison Square Garden, gdzie prawicowy komik Tony Hinchcliffe, znany z podcastu "Kill Tony" nazwał Portoryko - terytorium wchodzące w skład USA - "wyspą śmieci".
Kluczowe momenty Trumpa
Każda amerykańska prezydentura kojarzy się z konkretnymi wydarzeniami, które często ją definiowały i nadawały ton działaniom administracji w Waszyngtonie. Jednak w przypadku Trumpa sytuacja jest nietypowa, bo przez pełne cztery lata po opuszczeniu Białego Domu w styczniu 2021 roku to dalej on był głównym politycznym rozgrywającym, obok jego następcy Joe Bidena. Dlatego też lista najważniejszych wydarzeń z udziałem Trumpa będzie się rozciągała na osiem lat.
Zdaniem profesor Zachary-Szymańskiej pierwszym z tych kluczowych wydarzeń było samo zwycięstwo wyborcze Trumpa w 2016 roku, ponieważ objął urząd dzięki temu, że zdobył więcej głosów elektorskich, chociaż przegrał z Hillary Clinton w głosowaniu powszechnym. - To już był sygnał, że to jest postać, która będzie dzielić. Podniosły się głosy, że "jak to w ogóle jest możliwe, kogo ten prezydent reprezentuje, jeżeli na jego kontrkandydatkę oddano około trzech milionów głosów więcej". Ten nastrój utrzymywał się przez długi czas - dodaje.
Drugim istotnym momentem, który wymienia amerykanistka, są kolejne wybory, te w 2020 roku. - Donald Trump przegrywa i publicznie oświadcza, że nie jest w stanie pokojowo przekazać władzy - to znaczy, że on się nie zgadza z werdyktem wyborców. Naruszył w ten sposób podstawową, absolutnie niezbędną i absolutnie fundamentalną zasadę demokracji, że ten, kto sprawuje władzę, w momencie odwołania przez naród w wyniku głosowania musi odejść ze stanowiska. To jest podstawowy mechanizm demokracji - dodaje. I przypomina o wydarzeniu, które było tego bezpośrednim następstwem i które stało się swoistą wizytówką podziału amerykańskiego społeczeństwa za czasów Trumpa. Chodzi o zamieszki na Kapitolu 6 stycznia 2021 roku, w dniu, w którym w amerykańskim Kongresie ostatecznie potwierdzano wyborczy werdykt sprzed dwóch miesięcy.
CZYTAJ TEŻ: Q. W IMIĘ NAJWIĘKSZEGO SPISKU >>>
- Wygląda na to, że Trump przyczynił się do podburzenia nastrojów, których temperatura sięgnęła takiego poziomu, że ten atak w ogóle był możliwy. I ostatecznie wszystkie sądy, które rozstrzygały w sprawie ewentualnych manipulacji wyborczych, oddaliły pozwy formułowane przez sztab Trumpa. W nielicznym wypadkach były jakieś kwestie formalne, ale w żaden sposób nie popierało to jego tezy, że wybory zostały skradzione - podkreśla Małgorzata Zachara-Szymańska.
Miller Center, filia Uniwersytetu Wirginii, która specjalizuje się między innymi w tematyce polityki publicznej i historii politycznej Stanów Zjednoczonych, w swojej analizie prezydentury Trumpa napisało, że zdecydowanie najważniejszą normą, którą naruszył, był szacunek dla pokojowego przekazania władzy". "Odmawiając publicznego zaakceptowania tego, co wiedział i co wielokrotnie mu przekazano na temat jego porażki z Joe Bidenem w 2020 roku, Trump utrwalił kłamstwo, które rozpaliło namiętności i doprowadziło do gwałtownego powstania 6 stycznia 2021 roku" - napisano.
Prezydentura i "głębokie zerwanie z przeszłością"
A czym charakteryzowała się sama prezydentura Trumpa? Pew Research Center wskazuje, że w wymiarze społecznym okres jego rządów przypadł na czasy pogłębionej polaryzacji, wzrostu napięć na tle rasowym oraz pojawienia się dezinformacji jako "nowej niepokojącej rzeczywistości dla wielu Amerykanów".
"Agresywne i rasistowskie podejście Trumpa do imigracji, jego wycofanie się z zagranicznych sojuszy, jego tendencja do wychwalania autokratów i krytyka liberalnych demokratycznych przywódców innych państw, a także jego odmowa odcięcia się od białych supremacjonistów oznaczały głębokie zerwanie z przeszłością" - podsumowuje w swojej analizie Miller Center. Analitycy dodają, że chociaż nowojorczyk wpisywał się w pewnych względach w "tradycyjne" stanowisko Partii Republikańskiej, dotyczące głównie obniżenia podatków, a także powołał do Sądu Najwyższego sędziów uznawanych za konserwatywnych "według tego samego klucza, z którego skorzystałby każdy republikański prezydent", jego retoryka i priorytety zdecydowanie zmieniły Partię Republikańską.
Doktor Misiuna, mówiąc o dokonaniach Trumpa w czasie jego prezydentury, wskazuje, że być może "jednym z nielicznych pozytywów" - z perspektywy funkcjonowania kraju - jest zwrócenie jeszcze mocniejszej uwagi na zagrożenie dla amerykańskiej pozycji na Pacyfiku, które stanowią Chiny. Ale - jak dodaje - w gruncie rzeczy "on nie zrobił niczego, żeby tę pozycję wzmocnić".
Jeżeli chodzi zaś o wpływ Trumpa na Partię Republikańską - kontynuuje doktor Misiuna - to w tej materii jego zasługi są "nie do opisania". Wylicza tu obsadzenie przez niego 200 stanowisk sędziów federalnych, zdominowanie Sądu Najwyższego na długie dekady przez jego nominatów - z jego rekomendacji zasiedli tam trzej sędziowie. - No i wreszcie próba podważenia dominacji rządu federalnego w strukturze rządu Stanów Zjednoczonych. To z perspektywy Partii Republikańskiej trwałe osiągnięcia - wylicza ekspert z SGH.
Liczne procesy miały go dobić
Szczególnie istotny dla zrozumienia politycznej strategii Trumpa wydaje się okres po 20 stycznia 2021 roku, w którym cały czas nie pozwalał o sobie zapomnieć, podtrzymując swoją pozycję i stając się tym samym najbardziej zagorzałym, a na pewno najgłośniejszym krytykiem działań administracji Joe Bidena. Ten okres to też czas jego licznych procesów sądowych, które miały - na co liczyli jego przeciwnicy - zakończyć jego karierę i wpędzić do politycznej trumny.
Na to uwagę zwracają też wspomniani już eksperci z Miller Center. "Jako były prezydent Trump jest niezwykle aktywny w życiu politycznym, nawet gdy coraz większa liczba dochodzeń stwarza dla niego zagrożenie prawne i finansowe. Regularnie organizuje wiece, zarówno dla innych polityków republikańskich, jak i dla siebie, i zbiera datki na kampanię od zwolenników" - napisali o postawie Trumpa w marcu tego roku.
CZYTAJ TEŻ: "DOŚWIADCZONY WOJOWNIK", "BROMANCE" I ZAPACH CURRY W BIAŁYM DOMU. KIM OTACZA SIĘ TRUMP? >>>
Miller Center przypomina, że w 2023 roku Trump usłyszał zarzuty w czterech oddzielnych sprawach sądowych, związanych między innymi z rebelią z 6 stycznia 2021 roku, próbą wywierania presji na urzędników, aby unieważnili wyniki wyborów w 2020 roku, nielegalnym przetwarzaniem tajnych dokumentów i wypłatą pieniędzy za milczenie podczas swojej pierwszej kampanii. Mimo problemów prawnych Trump wygrał prawie wszystkie prawybory republikańskie i do marca 2024 roku został już niemal pewnym kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta.
Burzliwe losy Trumpa już po opuszczeniu Białego Domu, a także problemy prawne nie wpłynęły jednak znacząco na jego postawę. Profesor Zachara-Szymańska takiej zmiany nie dostrzega. - Zmienia się treść komunikatu, który Trump formułuje, ale nie zmienia się sposób działania samego Trumpa. Jak trzeba skupić się na konkretnej grupie społecznej, która ma być odbiorcą jego przekazów, to on to robi. Albo sam to dostrzega albo podpowiadają mu to jego doradcy polityczni - że na przykład w danej chwili nośnym przekazem jest ten skierowany do kobiet, bo kobiety zadecydują o rezultacie tych wyborów - zauważa.
- On jest trochę jak ta macocha z bajki o Królewnie Śnieżce. Staje przed lustrem - jest nim amerykańska publiczność, ta jego część, która żywi wobec niego ciepłe uczucia. No i on pyta - "Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie?". I oni odpowiadają - "Wiadomo, że Donald Trump jest naszym zbawcą". On zresztą sugeruje takie odpowiedzi. Tak się zachowuje, tak projektuje tę sytuację, żeby padła odpowiedź zgodna z jego oczekiwaniami - wskazuje ekspertka.
Doktor Misiuna, charakteryzując dynamikę zachowania Trumpa na przestrzeni lat, twierdzi, że były - i być może przyszły - prezydent z wiekiem stał się "coraz bardziej zgorzkniały".
CZYTAJ TEŻ: JEDEN Z NAJBARDZIEJ ZAUFANYCH LUDZI TRUMPA MÓWI O POLSCE I KWESTIACH BEZPIECZEŃSTWA PO WYBORACH W USA >>>
- Wydaje się, że nie mieści mu się w głowie fakt, że ktoś go może nie kochać, i tym kimś są wszyscy ci, którzy nie oddali na niego głosu w wyborach w 2020 roku. A przegrał je, zupełnie szczerze i uczciwie, ośmioma milionami głosów. Chyba nigdy nie zrozumiał do końca faktu, że te pierwsze wybory w 2016 roku wygrał dzięki Kolegium Elektorskiemu, a nie temu, że Amerykanie go pokochali. I to, że został odrzucony po pierwszej kadencji, to jest coś, co spowodowało, że on jest zdecydowanie bardziej zgorzkniały, bardziej agresywny i bardziej radykalny - ocenia amerykanista i politolog z SGH.
- Postawiłbym tu jeszcze jedno pytanie - na ile ta zmiana osobowości jest u niego wywołana przez rozczarowanie elitami, które go nie pokochały, nawet tymi republikańskimi, a na ile jest to wynikiem rozczarowania wyborcami, którzy go w dużej części odrzucili. Przecież ta narracja, że wyniki wyborów 2020 zostały sfałszowane, że to on je wygrał, to jest narracja dziecka, któremu się nie udało wygrać cukierka w konkursie w przedszkolu - dodaje.
Co składa się na dorobek Trumpa
Amerykanie, podsumowując dokonania sławnych osób, zwłaszcza polityków, często używają określenia "legacy", które w języku polskim najlepiej odzwierciedlają słowa "dziedzictwo", "dorobek" albo "spuścizna". Wydaje się, że na ten dorobek składa się zdolność utrzymywania się Trumpa w orbicie największych politycznych wpływów i fakt, że trzeci raz z rzędu walczy o najwyższy urząd. Czy można zatem powiedzieć, że w ostatnich latach Ameryka stała się trumpocentryczna?
Doktor habilitowana Zachara-Szymańska ocenia, że amerykańska polityka "od dekady jest organizowana przez postać Donalda Trumpa".
- To nie jest tak, że Ameryka stała się trumpocentryczna, bo akurat mnie to określenie kojarzy się z jakimiś pozytywnymi odczuciami, natomiast Trump o tyle ma wpływ, że albo się jest z nim, albo się jest przeciwko niemu - komentuje. Dodaje, że zarówno on sam, jak i styl polityki, który reprezentuje, jest potężną siłą mobilizującą również demokratów oraz tych wszystkich, którzy nie zgadzają się na taką formę uprawiania polityki. - Oni po prostu obserwują go, podnoszą ze zdziwieniem brwi i myślą sobie, że to niemożliwe, żeby było prawdziwe. Z drugiej strony siła tego przekazu i jego recepcji, siła przekazu samego Trumpa wśród jego zwolenników powoduje, że oni też gotowi są posunąć się bardzo daleko, żeby bronić tych przekonań - mówi amerykanistka z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Również doktor Misiuna wskazuje, że Trump jest centralną postacią amerykańskiej polityki ostatnich lat i to nie tylko na poziomie federalnym, ale także stanowym. A jego dziedzictwo? Zdaniem politologa i amerykanisty z SGH Trump zostanie zapamiętany z tego, że położył kres - jak to określa - "drugiej epoce optymizmu w Stanach Zjednoczonych". Chodzi tu o swoiste zachłyśnięcie się przez Amerykę tym, że zwyciężyła w zimnowojennej rywalizacji ze Związkiem Radzieckim i przez pewien czas była jedynym światowym supermocarstwem. Doktor Misiuna przypomina, że po latach 90. ubiegłego wieku przyszła epoka George'a Busha juniora, naznaczona walką z terroryzmem i szokiem, że "jednak nie jest tak wspaniale". Wraz z pojawieniem się Baracka Obamy w Białym Domu ten optymizm się ożywił, ale po ośmiu latach przyszedł właśnie czas Donalda Trumpa. - To było powiedzenie: "nie, koniec, z tym optymizmem to nie przesadzajmy" - komentuje.
Jako inną rzecz silnie wpisaną w polityczną spuściznę Trumpa doktor Misiuna wymienia podporządkowanie działań jego administracji osiągnięciu własnego politycznego celu. - Długi czas Stany Zjednoczone funkcjonowały w nacisku na merytokrację, w tym, jak działa ich administracja, jak działa rząd federalny - że on się rozszerzał. A Trump w jakiś sposób zadziałał w stronę ograniczenia władzy federalnej, w stronę odejścia od merytokracji w stronę skrajnego podporządkowania działań rządu interesom partykularnym i partyjnym. Powiedziałbym, że to jest zwrot w stronę XIX stulecia i w jakiś sposób to chyba będzie jego największym dziedzictwem - twierdzi ekspert.
Zgrana płyta czy zupełnie nowe dźwięki?
Jeżeli przyjąć, że opowieść o wpływie Donalda Trumpa na amerykańską politykę na dobre rozpoczęła się w 2015 roku - kiedy walczył po raz pierwszy o prezydenturę, chociaż przymiarki do tego robił już wcześniej - to niemal cała ostatnia dekada, mimo zmian w Białym Domu, toczyła się za oceanem w rytm jego politycznych kroków. Wynik wyborów z 5 listopada na pewno dopisze do niej nowy rozdział. Pytanie tylko: czy to będzie kolejne czterolecie na szczycie władzy, czy raczej będzie to swego rodzaju polityczny epilog do długiej i bogatej biografii?
A jeżeli mówimy o krokach Trumpa i rytmie - być może jednym z bardziej pamiętnych obrazków kampanii republikańskiego kandydata będzie to, co 15 października wydarzyło się na jego wiecu w Oaks na przedmieściach Filadelfii. Trump, po około 30 minutach odpowiadania na pytania swoich sympatyków - i po tym, jak dwoje z nich zemdlało - najpierw kazał zagrać "Ave Maria", a następnie oświadczył, że nie będzie już więcej pytań i zarządził granie swoich ulubionych przebojów muzycznych.
Przez kolejne pół godziny Trump tańczył i kiwał się na scenie w rytm muzyki, a z głośników poleciało między innymi słynne "YMCA" zespołu Village People.
Pozostając w tej muzycznej metaforyce, można się zastanowić, czy ewentualna druga kadencja Trumpa to będzie raczej zgrana płyta, czy może zupełnie nowe dźwięki.
Autorka/Autor: Marcin Złotkowski / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Anna Moneymaker/Getty Images North America