Siły tureckie wyparły w czwartek po południu kurdyjskie oddziały YPG z miasta Dżandairas w syryjskim regionie Afrin. Wcześniej w wyniku intensywnych nalotów tureckich, miasto to zostało niemal całkowicie zniszczone. Rośnie też liczba ofiar tureckiej inwazji.
Upadek miasta Dżandairas jest ogromnym ciosem dla Kurdów, broniących się od 47 dni przed tureckim natarciem w Afrinie, w północno-zachodniej części muhafazy Aleppo. Liczące co najmniej 15 tysięcy mieszkańców Dżandairas jest największym, po mieście Afrin, miastem w tym regionie.
Zdobycie Dżandairas otwiera również Turkom drogę do ataku na stolicę regionu, miasto Afrin. Obecnie pozycje tureckie znajdują się już w odległości zaledwie kilku kilometrów od tego miasta, zarówno od strony północno-wschodniej, jak i od strony południowo-zachodniej, gdzie znajduje się Dżandairas.
Liczba ofiar rośnie
Źródła kurdyjskie podawały w ostatnich dniach informacje o ofiarach tureckich bombardowań. Tylko we wtorek 6 marca zginęło aż 20 cywilów, w tym troje dzieci. Według kurdyjskiej Rady do spraw Zdrowia Kantonu Afrin w wyniku tureckich nalotów i pozasądowych egzekucji dokonywanych przez protureckich rebeliantów, wspierających turecką inwazję na Afrin, zginęło już prawie 250 cywilów, w tym co najmniej 32 dzieci. Rannych zostało około 650 cywilów, w tym co najmniej 76 dzieci.
Kurdowie podkreślają przy tym, że aż 53 cywilów, w tym czworo dzieci, zginęło po wezwaniu przez Radę Bezpieczeństwa ONZ do zawieszenia broni w całej Syrii. Rezolucja w tej sprawie została przyjęta 24 lutego. Turcja uznała jednak, że jej ona nie dotyczy.
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka podało natomiast w środę, że w dotychczasowych walkach w Afrinie zabitych zostało 68 żołnierzy tureckich i 306 protureckich rebeliantów. Natomiast po stronie kurdyjskiej poległo 338 żołnierzy YPG, a także 81 żołnierzy prorządowych milicji, które od 20 lutego wkraczają do Afrinu w celu wsparcia YPG w walce z Turcją. Mimo tych strat syryjska obrona przeciwlotnicza nie atakuje tureckich samolotów, co zdaniem Kurdów jest efektem umowy rosyjsko-tureckiej.
Kurdowie przerzucają siły
W środę 7 marca dowództwo YPG wezwało Rosję do "cofnięcia jej zgody na turecką inwazję na Afrin i zatrzymania zabijania ludności Afrinu, a także niszczenia tamtejszych miast i wiosek". YPG podkreśliło, że gdyby Rosja się na to nie zgodziła, to tureckie samoloty nie mogłyby bombardować Afrinu. Zdaniem Kurdów zgoda ta jest konsekwencją odrzucenia przez YPG i polityczną administrację Afrinu "prywatnej agendy Rosjan, która nie służyłaby narodowi syryjskiemu".
YPG masowo przerzuca też do Afrinu swoje siły z Doliny Eufratu, gdzie brały one udział w walkach z Państwem Islamskim. We wtorek rzecznik dowodzonych przez Kurdów Syryjskich Sił Demokratyczne (SDF) Abu Omar al-Edilbi poinformował, że SDF przenoszą 1,7 tysiąca bojowników z linii frontu z tak zwanym Państwem Islamskim (IS) do Afrinu, by walczyli tam przeciwko ofensywie zbrojnej tureckiego wojska.
Rzecznik przekazał agencji Reutera, że 700 bojowników już przeniosło się do Afrinu. YPG to część SDF. Natomiast we wtorek Pentagon oświadczył, iż jest zmuszony zawiesić operacje przeciwko tak zwanemu Państwu Islamskiemu w Dolinie Eufratu, gdyż większość walczących oddziałów wyjechała do Afrinu.
Tymczasem po zajęciu Dżandairas turecki minister spraw zagranicznych oświadczył, że Turcja planuje do maja zająć cały region Afrinu i zakończyć tym samym operację "Gałązka Oliwna". Jest to nazwa tureckiej inwazji na ten syryjski region. Turcja zapowiedziała też, że po zajęciu Afrinu, zamierza przesiedlić do tego regionu kilkaset tysięcy uchodźców syryjskich, przebywających w Turcji. Mieliby oni zastąpić mieszkających tam Kurdów, którzy w większości zostaliby wygnani.
Autor: MR//now / Źródło: PAP