W Rosji i na Białorusi trwa nagonka na redaktorów Wikipedii piszących "rusofobiczne" i "nielegalne" treści, czyli prawdę o wojnie w Ukrainie. Za zgodne z rzeczywistością wpisy o działaniach rosyjskiego wojska można trafić na lata do więzienia. - Wikipedia pozostaje w Rosji jednym z ostatnich zakątków internetu wolnych od propagandy - ocenia w tvn24.pl Anton Protsiuk, ukraiński redaktor encyklopedii.
To pierwsze miejsce w sieci, gdzie ludzie weryfikują informacje. W zalewie fake newsów i propagandy sprawdzają coraz bardziej niepewną i kontestowaną "prawdę". Demokratyczna i otwarta Wikipedia, często niedoskonała, nieprecyzyjna i krytykowana przez zawodowych historyków, w Rosji i na Białorusi stała się niebezpieczna dla tych, którzy ją piszą.
Za rzetelne wpisy, w których redaktorzy posługują się np. określeniem "wojna" zamiast "specjalna operacja wojskowa", dostają groźby i trafiają do więzienia. Nierzadko muszą uciekać za granicę.
- Mimo że w przeszłości rosyjskojęzyczna Wikipedia miała pewne problemy z rzetelnym poruszaniem kwestii ukraińskiej, dzisiaj jest neutralnym źródłem, które nie kłania się państwowej propagandzie. Rosyjski rząd prawdopodobnie nie może sobie pozwolić na jej zablokowanie, więc ucieka się do ujawniania tożsamości redaktorów i ich zastraszania - tłumaczy Anton Protsiuk, administrator ukraińskiej Wikipedii i koordynator programu w Wikimedia Ukraine.
Trzy lata odsiadki za wpis
Prokremlowscy "niezależni aktywiści" publikują dane redaktorów Wikipedii w mediach społecznościowych i zachęcają ich użytkowników do samosądów. W ten sposób np. grupa Mrakoborec (nawiązująca nazwą do tzw. aurorów, magicznych policjantów z "Harry’ego Pottera") ujawniła w marcu na Telegramie tożsamość Marka Bernsteina, przedsiębiorcy i jednego z pięćdziesięciu najbardziej aktywnych twórców rosyjskojęzycznej Wikipedii.
Kilka dni później Bernstein trafił do mińskiego więzienia Okrestino. W czerwcu sąd skazał go na trzy lata odsiadki za "organizowanie i przygotowywanie działań zakłócających porządek społeczny".
Protsiuk zaznacza, że Bernsteina skazano formalnie za udział w demokratycznych protestach z 2020 roku, ale faktyczną przyczyną jego ścigania przez władze były wpisy w Wikipedii dotyczące wojny. Podobnie skazany na dwa lata więzienia został Pavel Pernikau, białoruski obrońca praw człowieka i redaktor Wikipedii, który edytował wpisy dotyczące protestów przeciwko Alaksandrowi Łukaszence.
Grupa Mrakoborec, która poluje na wikipedystów - według rosyjskiego portalu Daily Storm - jest prawdopodobnie związana ze słynną petersburską farmą trolli - Agencją Badań Internetowych, działającą na zlecenie Kremla i odpowiedzialną za manipulacje w amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 roku.
- To bardzo trudna sytuacja, uważnie ją monitorujemy i jesteśmy dumni z rosyjskojęzycznej społeczności Wikipedii. Jej członkowie mają odwagę publikować rzetelne i neutralne treści o wojnie, zgodne z naszymi standardami. Dostęp do bezstronnej, jakościowej encyklopedii, czyli do faktów i podstawowych informacji, uważamy za jedno z fundamentalnych praw człowieka - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Jimmy Wales, założyciel Wikipedii i przedsiębiorca internetowy.
Wales przyznaje, że jest zdziwiony, iż Kreml jeszcze nie zablokował Wikipedii.
- Możliwe, że jest po prostu zbyt popularna i użyteczna w Rosji, żeby można było ją ot tak wyłączyć. Ale zawsze mieliśmy bardzo stanowcze podejście, że nie ingerujemy w treść haseł na zlecenie rządów. Nie zgodzimy się na cenzurę. Jest to też spójne z naszym modelem biznesowym: darczyńcy płacą nam za to, że zapewniamy ludziom na świecie powszechny dostęp do wiedzy. Gdybyśmy nagle zaczęli współpracować z autorytarnymi władzami i ocenzurowali jakieś fakty, byliby oburzeni i rozczarowani - zaznacza.
Zniekształcona rzeczywistość w Runiversalis
Kreml stara się marginalizować i stopniowo rugować Wikipedię. Już w marcu, krótko po ataku na Ukrainę, tamtejszy regulator internetu Roskomnadzor zagroził blokadą encyklopedii - w reakcji na to rosyjscy użytkownicy masowo pobierali wtedy jej kopie offline na twarde dyski.
Władza uchwaliła też prawo kryminalizujące wszelkie "fałszywe" informacje o wojnie. Na jego podstawie sąd ukarał Fundację Wikimedia, właściciela Wikipedii, grzywną w wysokości 5 mln rubli (ok. 430 tys. zł) za rozpowszechnianie "dezinformacji" o rosyjskich działaniach w Ukrainie. Zawierające "nielegalne" i "rusofobiczne treści" zdaniem sądu były np. takie hasła encyklopedii, jak "Rzeź w Buczy" czy "Bitwa o Mariupol (2022)". Informacje opublikowane w nich "stwarzały ryzyko masowych niepokojów społecznych w Rosji".
Roskomnadzor nakazał również wyszukiwarkom internetowym informować, że Wikipedia narusza rosyjskie prawo.
W Rosji uruchomiono też "alternatywę dla Wikipedii" - internetową encyklopedię Runiversalis, która ma być oparta o "tradycyjne wartości" oraz wolna od wpływów "lobby LGBT". Zgodnie z jej manifestem w Runiversalis nie pojawiają się "fałszywe absurdy dotyczące tego, co dzieje się na Ukrainie".
Na razie jednak nowa encyklopedia, której redaktorzy mają "kierować się zdrowym rozsądkiem", pozostaje groteskowym cieniem oryginału. Większość haseł skopiowano w niej z Wikipedii z nieznacznymi poprawkami, zgodnymi z kremlowską propagandą.
Zdaniem Protsiuka, biorąc pod uwagę skalę rosyjskiej cenzury w ostatnich miesiącach, w przyszłości Kreml prawdopodobnie zablokuje Wikipedię. - Na razie jednak pozostaje ona w Rosji jednym z ostatnich zakątków internetu wolnym od propagandy - podkreśla aktywista.
- Na Wikipedii, jak wszędzie indziej, istnieje ryzyko ujawnienia czyjejś tożsamości. W przypadku Rosji dodatkowo dochodzi prawdopodobieństwo, że wyszukiwaniem nieprawomyślnych osób zajmują się służby specjalne i policja. Wikipedyści w Rosji podlegają presji, aby nie pisać prawdy na temat agresji rosyjskiej i zbrodni wojennych - tym bardziej godne podziwu jest, że walczą o prawdę, choć chciałbym, aby priorytetem czynili swoje bezpieczeństwo - wskazuje prof. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, wikipedysta, autor książki o Wikipedii ("Życie wirtualnych dzikich") i członek Rady Powierniczej Wikimedia Foundation.
Wikipedia jako antidotum na propagandę?
Wikipedię każdego miesiąca odwiedzają ludzie na ponad 1,6 mld urządzeń - komputerach, telefonach, tabletach etc. Znajduje się na niej ponad 55 mln wpisów w setkach języków. Gdyby ją drukować - zajęłaby tysiące tomów.
- Jest kluczowym źródłem informacji także dla Ukraińców. Od początku rosyjskiej inwazji obserwujemy rekordowe skoki w liczbie wyświetleń tematów wojennych i pokrewnych. Na przykład w kwietniu ukraińskojęzyczna Wikipedia miała ponad 100 milionów odsłon, co było jednym z najlepszych wyników w historii - wylicza Anton Protsiuk. - Wikipedia jest też stosunkowo odporna na działalność trolli, ponieważ ma zestaw reguł i niełatwo jest zostać redaktorem. Oczywiście każdy może edytować jakiś wpis, ale jeśli nie będzie on zgodny z zasadami, szybko zostanie cofnięty - podkreśla.
Zdaniem Jimmy’ego Walesa, zdecentralizowany i otwarty model Wikipedii - tworzonej oddolnie przez redaktorów wolontariuszy, może stanowić remedium na rozpowszechnianą dezinformację, państwową propagandę i pogłębiający się kryzys zaufania w sieci.
- Weźmy "prawdziwy" fake news, taki "między oczy", z fałszywą stroną internetową udającą serwis informacyjny, stworzoną ściśle w celu dezinformacji. Na przykład portal "Denver Guardian", który w 2016 roku wyglądał zupełnie wiarygodnie: miał artykuły, reklamy i tak dalej. Jeden z jego nagłówków brzmiał wtedy: "Papież Franciszek poparł Trumpa" i rozszedł się viralowo w mediach społecznościowych. Gdyby coś takiego opublikowano w Wikipedii, nasi redaktorzy od razu powiedzieliby: "zaraz, zaraz, ale co to za źródło?" - przekonuje Wales.
- Przecież gdyby to była prawda, informacja o papieżu sympatyzującym z Trumpem znalazłaby się wtedy w każdej gazecie na świecie. Do Wikipedii jednak nie trafiłaby, bo dla nas nie liczy się prędkość rozpowszechniania informacji, istotna w modelu reklamowym, w którym istotne jest to, kto szybciej zgarnie więcej klików. Wikipedię tworzą uważni ludzie, którzy po kilka razy sprawdzą i pytają: "Czy to w ogóle brzmi wiarygodnie? Czy to sensowne? Muszą być przecież inne źródła potwierdzające tę informację" - dodaje twórca internetowej encyklopedii.
"Wrogie przejęcia" Wikipedii i wojny redaktorów
W Wikipedii oczywiście zdarzają się błędy, fake newsy oraz polityczne przepychanki redaktorów - nie da się tego uniknąć w otwartym modelu, w którym każdy może redagować hasła. Na przykład do 2021 roku w czeskiej encyklopedii można było przeczytać hasło dotyczące aneksji Krymu zgodne z linią narracyjną rosyjskiej propagandy - iż wydarzyło się to w reakcji na "niekonstytucyjny przewrót", czyli Euromajdan, "brutalne obalenie legalnie wybranego prezydenta i rządu" inspirowane przez Stany Zjednoczone oraz że "w referendum zdecydowana większość obywateli opowiedziała się za przyłączeniem Autonomicznej Republiki Krymu i Sewastopola do Rosji".
Szerokim echem odbiły się też wojny edytorskie w trakcie protestów demokratycznych w Hongkongu w latach 2019-2020. Redaktorzy z Chin kontynentalnych usuwali wtedy treści dotyczące m.in. użycia gazu łzawiącego i przemocy przez policję oraz podpisywali demonstrantów jako "terrorystów".
- Czy istnieje możliwość "wrogiego przejęcia" haseł Wikipedii? - pytam Walesa. - Sytuacji, w której grupa trolli zaczyna wprowadzać fałszywe informacje i siać dezinformację w encyklopedii?
- To trudne. Nie mówię, że się nie zdarza, ale zupełnie nie w takiej skali, jak w mediach społecznościowych. U nas treści nie rozchodzą się z taką prędkością. Są dyskutowane przez społeczność Wikipedii. Wydaje mi się, że bardziej skuteczne jest zwyczajnie tworzenie viralowych fałszywek albo wykorzystywanie botów w serwisach społecznościowych na przykład żeby kogoś uciszyć, zasypać hejtem. U nas trudniej jest zapłacić redaktorom po 100 dolarów i sprawić, że napiszą cokolwiek. Społeczność reaguje na takie rzeczy. Od razu pyta: "gdzie twoje źródło?", "dlaczego to publikujesz?". Od razu jest konflikt.
A jeśli rządowe dokumenty kłamią
A co, jeśli oficjalne dokumenty państwowe są propagandą i na ich podstawie redaktorzy mogą tworzyć fałszywe hasła Wikipedii? Czy dalej to zdecentralizowane środowisko będzie odporne na dezinformację?
- Zawsze będziemy się z tym zmagać, dlatego niezbędne jest niezależne, patrzące władzy na ręce dziennikarstwo, które nie jest w całości podporządkowane ani państwu, ani zyskom reklamodawców - przekonuje Wales. - To ono jest podstawowym źródłem dla Wikipedii. Bez jakościowych mediów będziemy zgubieni. W wielu krajach są one teraz poddane ogromnej presji. Na przykład w Turcji czy na Filipinach. Do tego rozrastają się niskiej jakości media, w których na czas przepisuje się wiadomości od prawdziwych dziennikarzy, żeby zgarnąć uwagę użytkowników i wyświetlić im reklamy. To ogromny problem i środowisko, w którym łatwo i bezmyślnie rozprzestrzenia się fałszywki. Wcześniej czy później używane do tego będą boty i sztuczna inteligencja, generujące taśmowo takie treści - prognozuje.
Autorka/Autor: Piotr Szostak
Źródło: tvn24.pl