"Faceci w maskach i kapturach zaczęli strzelać do tłumu". Trwają poszukiwania

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, AP, PAP, NBC Miami, tvn24.pl

Wciąż nie schwytano sprawców ataku, do którego doszło w niedzielę przed salą bankietową w Miami Gardens na południu Florydy. Policja wyznaczyła nagrodę za wszelkie informacje na temat podejrzanych. Z rąk napastników zginęły dwie osoby, a ponad 20 zostało rannych.

Angelica Green w niedzielę odebrała telefon od swojego 24-letniego syna. - Był roztrzęsiony, powiedział, że został postrzelony. Mówił, że to boli, że bardzo go boli. I że nas kocha, chciał, żebyśmy to wiedzieli. Mój mąż powtarzał: zostań z nami, zostań z nami - relacjonowała w niedzielę Green, stojąc przed szpitalem Jackson Memorial w Miami.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Jej syn to jedna z ofiar niedzielnego ataku, do którego doszło w El Mula Banquet Hall w Miami Gardens, w północno-zachodniej części hrabstwa Miami-Dade. Jak podała policja, dwie osoby zmarły na miejscu, rannych z ranami postrzałowymi jest od 20 do 25. Przewieziono ich do okolicznych szpitali. Co najmniej jeden z hospitalizowanych jest w stanie krytycznym.

Jak relacjonowała Green, syn powiedział jej przez telefon, że na miejscu "pojawili się jacyś faceci w maskach i kapturach i po prostu zaczęli strzelać do tłumu". 24-latek został postrzelony w brzuch. Ranny został także siostrzeniec Green, rówieśnik jej syna, którego trafiły cztery kule. Obaj przeszli już operacje. - Jestem wdzięczna, że wciąż są z nami. Modlę się za inne rodziny - wyznała kobieta.

"Sprawiedliwość musi być wymirzona szybko i surowo"

Wciąż nie udało sie schwytać sprawców. Miejscowy oddział Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej oraz Materiałów Wybuchowych (ATF) wyznaczył nagrodę w wysokości 25 tysięcy dolarów za wszelkie wiarygodne informacje na temat podejrzanych.

Gubernator Florydy Ron DeSantis oświadczył, że władze stanowe robią wszystko, by zatrzymać sprawców. "Sprawiedliwość musi być wymirzona szybko i surowo" - napisał na Twitterze.

Szef miejscowej policji Alfredo Ramirez nazwał atak "kolejnym celowym i tchórzliwym aktem przemocy z użyciem broni". Napastników określił "mordercami z zimną krwią". "Będziemy szukać sprawiedliwości" - zapewnił w niedzielę Ramirez. Funkcjonariusz złożył kondolencje rodzinom ofiar.

Ramirez opisał dziennikarzom Associated Press, że sala, w której doszło do napadu, została wynajęta na koncert. - Podjechał tam biały nissan pathfinder. Wyskoczyło z niego trzech mężczyzn z bronią automatyczną i rewolwerami. Rozpoczęło się strzelanie na oślep do ludzi stojących przed budynkiem - relacjonował.

Według służb atak była wymierzony w konkretny cel, nie podano jednak szczegółów. Policja do tej pory nie ujawniła nazwisk ofiar. - Jest mi niezmiernie przykro. Żal mi wszystkich. Czuję, jakby wszystkie te rodziny były moją rodziną - powiedziała Carolyn Barnes, której 20-letnia wnuczka została postrzelona.

Rzecznik policji hrabstwa Miami-Dade Angel Rodriguez przekazał, że ośmiu najciężej rannych zostało przewiezionych do szpitala rejonowego i działających w południowej Florydzie klinik Broward Health. - Stan jednej osoby jest krytyczny, trwa walka o jej życie - dodał. Dwanaścioro lżej rannych uczestników koncertu udało się do izb przyjęć w innych szpitalach samodzielnie - opisał dziennik "Miami Herald".

To już druga strzelanina, do jakiej dochodzi w Miami na Florydzie w ciągu obecnego długiego weekendu związanego z poniedziałkowym Dniem pamięci (Memorial Day). W piątek jedna osoba zginęła a sześć zostało zranionych przez napastników, którzy strzelali do przechodniów z przejeżdżającego samochodu w rejonie Wynwood.

Autorka/Autor:akw, momo\mtom

Źródło: Reuters, AP, PAP, NBC Miami, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock