Sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Mark Esper oświadczył w środę, że nie popiera wykorzystania armii w celu zakończenia zamieszek, które wybuchły w wielu amerykańskich miastach po śmierci George'a Floyda. Możliwość zduszenia rozruchów przy pomocy wojska zapowiedział na początku tygodnia prezydent Donald Trump.
George Floyd, 46-letni Afroamerykanin, zmarł 25 maja w Minneapolis, gdy w czasie zatrzymania za domniemaną próbę zapłacenia fałszywym 20-dolarowym banknotem, policjant przygniótł go do ziemi i przez prawie dziewięć minut klęczał na jego szyi. Floyd nie był uzbrojony. Na wideo słychać, jak skarżył się, że nie może oddychać. Pojawienie się w sieci tego nagrania wywołało demonstracje i zamieszki, które ogarnęły całą Amerykę. Protesty organizowane są też w innych krajach.
"Opcja użycia żołnierzy powinna być wykorzystana tylko w ostateczności"
Donald Trump wezwał w poniedziałek gubernatorów stanowych do wykorzystania oddziałów Gwardii Narodowej przeciwko wandalizmowi w trakcie protestów. Zapowiedział, że jeśli władze stanowe i miejskie nie zaprowadzą porządku, do pomocy wezwie wojsko.
Agencja Reutera zwróciła uwagę, że aby rozmieścić regularne oddziały armii amerykańskiej w kraju, prezydent musiałby uruchomić tzw. Ustawę o Powstaniu [Insurrecition Act], prawo z 1807 roku, które reguluje zasady używania wojska w celu zapobiegania niepokojom wewnętrznym. Ostatni raz ten akt prawny wykorzystano w 1992 toku w czasie zamieszek w Los Angeles.
Rozstrzygnięciu takiemu sprzeciwił się w środę sekretarz obrony Mark Esper. - Opcja użycia żołnierzy powinna być wykorzystana tylko w ostateczności, w najpilniejszych i najbardziej dramatycznych sytuacjach. Obecnie nie jesteśmy w takiej sytuacji - dodał Esper.
We wtorek został on ostro skrytykowany za porównanie ulic amerykańskich miast do "pola bitwy". - Jest to część leksykonu wojskowego, z którym dorastałem. Użyłem rutynowych określeń w celu opisania obszaru operacji - tłumaczył. - Nie były to słowa skierowane przeciwko ludności, a na pewno nie przeciwko amerykańskim obywatelom, jak sugerowali niektórzy - dodał.
"Robię wszystko, co w mojej mocy, aby pozostać apolitycznym"
Szef Pentagonu przyznał, że popełnił błąd, pojawiając się obok Donalda Trumpa, gdy prezydent w poniedziałek wieczorem z biblią w ręku ustawił się do zdjęcia przed ewangelickim kościołem św. Jana, w którym w nocy z niedzieli na poniedziałek podpalono piwnicę. - Robię wszystko, co w mojej mocy, aby pozostać apolitycznym i unikać sytuacji, które mogą wydawać się polityczne - mówił Esper.
Prasa donosiła, że aby zapewnić prezydentowi bezpieczne przejście z Białego Domu przed kościół, policja rozproszyła pokojową demonstrację przy użyciu gazu łzawiącego. W środę Donald Trump zaprzeczył tym oskarżeniom.
Biden i Obama przeciw zapowiedzi Trumpa
Krytyczny wobec zapowiedzi Trumpa był także jego prawdopodobny rywal w listopadowych wyborach, demokrata Joe Biden, który oskarżył prezydenta o wykorzystywanie wojska "przeciwko Amerykanom". Były prezydent USA Barack Obama także potępił stosowanie przemocy podczas protestów i pochwalił demonstrujących pokojowo.
We wtorek przeciwko użyciu wojska zaprotestował na łamach tygodnika "The Atlantic" były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów admirał Mike Mullen, który ocenił, że "zbyt agresywne użycie wojska i Gwardii Narodowej" nie pomaga w rozwiązaniu problemów Ameryki i może doprowadzić do upolitycznienia sił zbrojnych.
Źródło: Reuters, PAP