Sprawa chińskiego balonu ma potencjał, by stać się dla USA szokiem podobnym do wystrzelenia przez ZSRR Sputnika w 1957 roku, ale będzie to zależało od rozwoju sytuacji w nadchodzących tygodniach - ocenił doktor Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). Amerykanie twierdzą, że zestrzelony nad USA balon przenosił urządzenia szpiegowskie, Chińczycy mówią, że to balon meteorologiczny.
Amerykańskie siły powietrzne zestrzeliły w ubiegłym tygodniu chiński balon, który wcześniej przez kilka dni leciał nad terytorium USA. Pekin twierdzi, że był to zabłąkany balon meteorologiczny, ale według Waszyngtonu przenosił urządzenia szpiegowskie i był częścią szerokiej kampanii zwiadowczej Chin.
Sprawa balonu wpisała się w narastające tarcia w relacjach pomiędzy dwiema największymi gospodarkami świata. Część komentatorów porównywała ją do incydentów między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim w czasie zimnej wojny. Stacja CNN spekulowała, że "kryzys balonowy" może być "momentem definiującym nową zimną wojnę".
"Dla wielu Amerykanów był to szok"
- Myślę, że za wcześnie na ocenę reperkusji i czy to jest "sputnik 2.0". Sprawa balonu ma jednak na to potencjał. Wszystko zależy od rozwoju sytuacji w ciągu najbliższych tygodni - ocenił w rozmowie z PAP doktor Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), odnosząc się do wystrzelenia przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity Sputnik 1 w 1957 roku. Wywołało to w USA obawy związane z postępem technologicznym u Sowietów i uruchomiło wyścig kosmiczny.
- W Europie jesteśmy przyzwyczajeni, że coś nam lata nad głowami, ale dla wielu Amerykanów był to szok, zwłaszcza że mogli zobaczyć ten balon na przysłowiowym spacerze z psem - podkreślił analityk OSW.
Pentagon poinformował o wykryciu chińskiego balonu szpiegowskiego kilka dni przed planowaną wizytą sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Chinach. Eksperci nie spodziewali się przełomu, ale liczyli na wznowienie regularnego dialogu i stabilizację relacji po okresie zaostrzenia.
Wkrótce o balonie zaczęły pisać media na całym świecie, a w USA stał się on przedmiotem ostrej debaty politycznej. Biały Dom ocenił obecność balonu jako pogwałcenie suwerenności Stanów Zjednoczonych, a Blinken przełożył swoją wizytę w Chinach na nieokreślony termin.
"Pekin potraktował to jako rutynową misję, zakładając, ze Amerykanie go nie wykryją"
Komentatorzy zastanawiają się, dlaczego informacja o chińskim balonie nad USA pojawiła się właśnie w tej chwili. Według części zachodnich mediów Pekinowi zależało na stabilizacji, a przywódca ChRL planował się spotkać z Blinkenem, więc raczej nie chciałby torpedować jego wizyty. Pojawiły się spekulacje, że wysłanie balonu w tak delikatnym momencie mogło być błędem niższej rangi urzędników albo próbą sabotażu ze strony twardogłowych przeciwników poprawy stosunków. To z kolei stawiałoby pod znakiem zapytania władzę Xi.
Według Bogusza informacja o balonie nie zostałaby ujawniona, gdyby nie zobaczono go z ziemi. - W internecie pojawiły się zdjęcia jakiegoś obiektu robione przez ludzi i w tej sytuacji Pentagon nie mógł udawać, że go nie widzi - ocenił analityk.
- Balon zaobserwowano z ziemi, ponieważ z nieznanych nam przyczyn znalazł się relatywnie nisko jak na taki obiekt. Amerykanie podali, że w momencie zestrzelenia był na wysokości 18 tysięcy metrów nad poziomem morza. Normalnie takie obiekty lecą powyżej 35 tysięcy i nie są widoczne z ziemi - zaznaczył ekspert OSW.
- Dlaczego Pentagon wolał go wcześniej nie widzieć, podobnie jak w czasie poprzednich analogicznych misji balonów z Chin? Możemy się tylko domyślać, że uznali, że lepiej nie ujawniać przed Chińczykami, że je widzą. Pekin ze swej strony wysłał ten balon, ponieważ potraktował to jako rutynową misję, zakładając, że Amerykanie go nie wykryją, a jeżeli wykryją, to sprawę przemilczą tak jak wcześniej. Stało się inaczej i dżin uciekł z butelki - ocenił doktor Bogusz.
Według niego zgoda na program balonów szpiegujących musiała zostać wydana przez Centralną Komisję Wojskową, a Xi, który jej przewodniczy, musiał zatwierdzić harmonogram lotów. Nie jest jednak jasne, czy Xi wiedział o zaplanowanym locie nad USA i czy jego zgoda była wymagana przed każdą misją.
Ekspert: USA i Chiny nie są gotowe na konfrontację, ani "zimną", ani "gorącą"
Analityk ocenia, że po incydencie przez jakiś czas będziemy mieli do czynienia z eskalacją wymiany zdań pomiędzy USA a Chinami i może dojść do demonstracyjnych ruchów, zwłaszcza że sytuacja polityczna w obu państwach temu sprzyja. Jednak oba kraje nie są w tej chwili gotowe na konfrontację, ani "zimną", ani "gorącą", więc gdy minie medialna burza, podejmą próby ustabilizowania relacji.
- Nie ma mowy o odwrocie od rywalizacji, to od dawna nie jest możliwe, ale znalezienie jakichś tymczasowych mechanizmów zapobiegających niekontrolowanemu rozpadowi relacji jest jeszcze w ich interesie, więc niedługo dojdzie do odnowienia rozmów. Zapewne na początku na niższym szczeblu i na neutralnym gruncie - prognozuje ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Źródło: PAP