36-latek przez trzy miesiące mieszkał na międzynarodowym lotnisku w Chicago. Nikt go w tym czasie nie niepokoił.
36-letni Aditya Singh został aresztowany w sobotę po tym, jak personel jednej z linii lotniczych poprosił go o okazanie dokumentu tożsamości, donosi BBC. Mężczyzna wskazał na odznakę, ale okazało się, że należała ona do jednego z pracowników lotniska, który zgłosił jej zaginięcie w październiku.
Policja twierdzi, że Singh przyleciał samolotem z Los Angeles na międzynarodowe lotnisko O'Hare w Chicago 19 października. Mężczyźnie udało się żyć z datków od pasażerów w zastrzeżonej strefie lotniska. Rozpoznająca sprawę sędzia wyraziła zdziwienie okolicznościami sprawy. - Jeśli dobrze rozumiem, to osoba nieupoważniona, niebędąca pracownikiem, mieszkała w rzekomo zastrzeżonej części terminalu lotniska O'Hare od 19 października 2020 roku do 16 stycznia 2021 roku i nie została wykryta? - powiedziała do prokurator, która w niedzielę przedstawiła mężczyźnie zarzuty.
Singh mieszka na przedmieściach Los Angeles i nie ma kryminalnej przeszłości. Nie jest jasne, dlaczego był w Chicago. Sam tłumaczył się, że bał się wrócić do domu z powodu pandemii koronawirusa.
Mężczyzna został oskarżony o przestępstwo wkroczenia do zastrzeżonego obszaru lotniska i kradzież.
Źródło: BBC