Ich credo to "Ukraina albo śmierć", o wrogach mówią: swoich nie zabierają, a ciężko rannych to nawet dobijają

Źródło:
"Superwizjer" TVN
"Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć". Fragment reportażu "Superwizjera"
"Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN
wideo 2/8
"Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

"Ukraina albo śmierć" - mawiają żołnierze 72. Brygady Zmechanizowanej. Przez pierwszy miesiąc wojny to jej żołnierze walczyli pod Kijowem z rosyjskim okupantem. Dzięki ich doświadczeniu i odwadze, Rosjanie nie zdołali otoczyć i podbić stolicy Ukrainy. Reporter "Superwizjera" Michał Przedlacki spędził kilka dni na frontowych pozycjach brygady. Spotkał tam żołnierzy, którzy przeprowadzili jedne z najbardziej spektakularnych operacji wojskowych i stali się bohaterami całej Ukrainy. Reportaż "Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć".

OGLĄDAJ CAŁY REPORTAŻ "SUPERWIZJERA" TVN W TVN24 GO: "Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć"

Na wschód od Kijowa, w okolicy wsi Hoholiw, trwały jedne z najcięższych walk. To jedno z trzech kluczowych miejsc, którego zdobycie zagwarantowałoby Rosjanom przejęcie stolicy. Na Żołnierzach z 72. Brygady Zmechanizowanej, którzy tu stacjonują, spoczywa najważniejsze zadanie: zatrzymać atak wroga jak najdłużej, aby reszta obrony mogła się przygotować. Dowodzi tu oficer, który mówi po polsku.

- Nazywam się Piotr. Po prostu Piotr. Tutaj nie ma nazwisk. W 2008 roku przyjechałem do Polski, żeby znaleźć pracę jako kierowca. Pracowałem w komunikacji miejskiej, jeździłem autobusem - mówi. Oficer podkreśla, że "nie chce, żeby ginęli ludzie, ani nie chce robić ludziom krzywdy". - Ale nie mamy innego wyjścia. Bronimy się - wyjaśnia.

Piotr przed wojną skończył prawo i ekonomię. Od ośmiu lat walczy o wolność swojego kraju. Był w jednostce specjalnej, dziś szkoli piechotę. Mieszka w prowizorycznym schronie, w piwnicy domu, którego właścicielka uciekła przed rosyjskim ostrzałem. Miejsce służy mu także za warsztat. Piotr ulepsza tu zdobytą od Rosjan broń.

Piotr przed wojną skończył prawo i ekonomięTVN24

Pasza - jeden z żołnierzy - podkreśla, że to Rosjanie przyszli na ukraińskie ziemie. - My nie chcieliśmy wojny. My bronimy swego i wyrzucimy ich - zapewnia. Towarzyszący mu Mykoła zapytany, jak wypędzą Rosjan, odpowiada: "kopami w d...".

Reporterzy poszli na teren, który jest poza kontrolą ukraińskich wojsk. Żeby się tam dostać, trzeba przejść przez zaminowany most. To miejsce, w którym niedawno toczyły się krwawe walki. Kilkaset metrów stąd, za lasem, stacjonują Rosjanie.

Rosjanie pozostawiają po sobie olbrzymie zniszczenia

Piotr pokazuje zniszczony rosyjski transporter opancerzony. Wyjaśnia, że do zniszczenia go nie potrzeba było ukraińskiego czołgu, a żołnierzy. Widok spalonych ciał nikogo już nie dziwi. Wokół czołgu leżą porozrzucane, nadpalone fragmenty wyposażenia rosyjskich żołnierzy. Tuż obok są zapasy jedzenia, wcześniej zrabowane mieszkańcom pobliskich miejscowości.

- Oni wyciągają jedzenie z domów, ze sklepów. Co ukradną, pchają w tę maszynę - mówi Piotr. Jak dodaje, w jednej "tych produktów było chyba na pół roku". Oficer wyjaśnia, że w miejscu, gdzie teraz znajdują się reporterzy "Superwizjera", doszło do trzech dużych szturmów. - Tam dalej już widać ich ekipę. Oni tam są na drodze - ostrzega.

Zniszczony rosyjski transporter opancerzonyTVN24

Piotr zapytany o to, co czuje po zwycięskiej nierównej walce piechoty z czołgiem, odpowiada: - Nie zastanawiam się już nad tym. Robię swoją robotę. Nikt inny za nas jej nie zrobi, ile będzie tych czołgów, to już nie robi różnicy.

Wieś Hoholiw została całkowicie zniszczona. Trudno znaleźć tam dom, który nie został zbombardowany. Na miejscowość spadły rakiety balistyczne, na miejscu reporterzy znajdują silnik jednej z takich rakiet. We wsi dziennikarze spotykają ludzi, którzy nocą uciekli z terenów będących pod kontrolą rosyjskich żołnierzy. - Teren wsi jest zaminowany - mówi jeden z mężczyzn. Wyjaśnia, że wydostali się przez pole minowe.

Pozostałości z rosyjskiego czołguTVN24

- Pracowałem w centrum chrześcijańskim we wsi Podlasie. Udzielaliśmy tam pomocy potrzebującym, bezdomnym, uzależnionym od alkoholu i narkotyków. Niektórzy bracia tam zostali. Na razie nie ma jak ich stamtąd zabrać - mówi drugi mężczyzna. Razem z kolegą tłumaczą, że bardzo wiele osób chce opuścić wieś, ale nikt nie ma takiej możliwości. Wskazuje, że niecały kilometr od miejscowości Hoholiw można znaleźć miny przeciwpiechotne.

"Rosjanie swoich nie zabierają, a ciężko rannych to nawet dobijają"

Najcięższe walki toczyły się na północno-zachodnich przedmieściach Kijowa. 72. Brygada Zmechanizowana przez miesiąc stawiała opór najeźdźcy. Jednym z dowódców jest oficer o pseudonimie Tamożnia, czyli po polsku "celnik". - Pochodzę z Kijowa. Urodziłem się i dorastałem w Kijowie, studiowałem na uniwersytecie w Irpieniu - informuje.

Kamera "Superwizjera" była w niewielkiej wsi Moszczun. Skala zniszczeń, jakie Rosjanie pozostawili po sobie, jest porażająca. - Bardzo dobrze znam tę miejscowość. Duża część naszych żołnierzy zna te miejsca bardzo dobrze. Jest nam tutaj łatwiej - mówi Tamożnia.

Krajobraz wsi jest zdominowany przez zgliszcza domów i wszechobecne zwłoki rosyjskich żołnierzy. Po ich stanie widać, że zginęli niedawno. Jeszcze kilkanaście godzin temu walczyli z ukraińskim wojskiem.

- Skarpetki i buty Sił Zbrojnych Ukrainy. Zdejmują z naszych poległych żołnierzy. Buty wolontariackie, na pewno te, które wolontariusze dawali naszym żołnierzom - pokazuje Tamożnia. - Plądrują, rozbierają nawet naszych cywilów, zdejmują z nich odzież, zabierają telefony. Z naszych zabitych żołnierzy również zdejmują odzież. Oni swoich nie zabierają, a ciężko rannych to nawet dobijają - dodaje.

Tamożnia tłumaczy, że Rosjanie "to jest taki naród". - Robią tylko wrażenie, że są bohaterami, ale w rzeczywistości wcale tacy nie są - podkreśla. Dowódca zwraca uwagę, że ukraińskie wojska starają się zabierać swoich poległych, żeby rodziny mogły ich pochować, jak zasłużonych żołnierzy. - A to, to dla Putina są śmieci - ocenia.

Członkowie 72. Brygady ZmechanizowanejTVN24

Starcie z rosyjskimi wojskami w Hostomelu

W pierwszych godzinach wojny rosyjskie wojska desantowe próbowały zdobyć lotnisko w pobliskim Hostomelu. Oficer Igor jest bohaterem tamtej bitwy, mówi, że to on nad Zbiornikiem Kijowskim zestrzelił rosyjskie śmigłowce.

- To był pierwszy dzień wojny. Był chaos. Stanowiska nie były przygotowane, nie było łatwo. Rozłożyliśmy się tam, zaczęliśmy obserwacje. Przez krótkofalówkę dowódca nam powiedział, że mamy uważać, bo z północy nadlatują śmigłowce wzdłuż Dniepru - opowiada Igor.

- Pierwsza myśl to, czy to są nasi, czy kto? Martwiłem się, że to był pierwszy wojskowy ostrzał. To był dla mnie szok. Nie spodziewałem się, że uda się za pierwszym strzałem. Kiedy widziałem, że on spada do wody, krzyczeliśmy: "hurra, zrobiliśmy to" – dodaje.

Anatolij Wasiljewicz obsługuje automatyczny granatnikTVN24

W niegdyś tysięcznej wsi nie ma żywego ducha, mieszkańcy pouciekali ze swoich domów, dobytek życia wielu Ukraińców został w całości zniszczony albo splądrowany przez Rosjan. W jednym z takich opuszczonych domów żołnierze 72. brygady urządzili bazę oraz punkt obserwacyjny. Oddział Tamożni odnalazł dokument, który poświadcza wynagrodzenie rosyjskiego żołnierza. Wynosi ono w przeliczeniu niespełna 410 złotych miesięcznie.

Ewakuacja kobiety z miejscowości Moszczun

Reporterzy "Superwizjera" jadą dalej w kierunku frontowej pozycji brygady, tym razem do niedawno wyzwolonego Hostomela. To tu pierwszego dnia wojny miały miejsce najcięższe walki. Lotnisko w Hostomelu było głównym celem rosyjskiej inwazji. Gdyby udało się je zająć, Kijów mógłby paść w kilka dni. To tutaj Rosjanie mieli zrzucić elitarne wojska spadochronowe. Gdy plan zawiódł, Rosjanie tygodniami ostrzeliwali miasto ogniem artyleryjskim.

Teraz miasto jest wyludnione. Mimo wycofania się głównych wojsk okupacyjnych, zacięte walki wciąż trwają. Co chwilę słychać wybuchy artylerii. Ukraińscy strzelcy wyborowi sieją postrach i śmierć wśród Rosjan. Nie chcąc ryzykować utraty żołnierzy, wróg ostrzałem artyleryjskim próbuje wyeliminować snajperów.

Zniszczone przez Rosjan autobusy przygotowane do ewakuacji ludności cywilnejTVN24

- Niedawno weszliśmy do miejscowości Moszczun i ewakuowaliśmy kobietę. Powiedziała, że pierwszego dnia, gdy weszli do nich Ruscy, od razu zaczęli strzelać - opowiada Tamożnia. - Powiedziała, że ukrywała się w piwnicy przez osiem dni, póki nie weszliśmy i nie wyzwoliliśmy Moszczunu. Tego samego dnia ją ewakuowaliśmy - dodaje.

Wielu Ukraińców, ratując swoje życie, miało tylko kilka chwil, żeby zabrać z domu najcenniejsze rzeczy. Niestety w pośpiechu porzucili zwierzęta domowe. Reporterzy dotarli na sam skraj ukraińskich pozycji, do granicy zajętej przez Rosjan Buczy. Dzień później zostanie wyzwolona, wtedy też świat ujrzy setki ofiar ludobójstwa.

Cała rozmowa o reportażu "Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć"
Cała rozmowa o reportażu "Pierścień wokół Kijowa. Ukraina albo śmierć""Superwizjer" TVN

ZOBACZ POPRZEDNIE REPORTAŻE "SUPERWIZJERA" Z UKRAINY: "Ukraina kontratakuje. Bitwa o Łukjaniwkę" "Oddział Wowy staje do walki" "Obrońcy Charkowa. Pierwsza linia frontu" "Ucieczka z Irpienia"

Autorka/Autor:Michał Przedlacki 

Źródło: "Superwizjer" TVN

Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN

Tagi:
Magazyny:
Raporty: