W okolicach wsi Borowa pod Charkowem, gdzie ukraińska armia przechowuje swoje czołgi, żołnierze coraz głośniej apelują o pomoc w postaci ciężkiego sprzętu - relacjonował we wtorek korespondent "Faktów" TVN i TVN24 Wojciech Bojanowski, który jest na miejscu.
W okolicach wsi Borowa w obwodzie charkowskim ukraińskie wojsko przechowuje czołgi, które przygotowuje się do odpierania potencjalnych rosyjskich ataków.
- Z linii frontu, który znajduje około osiem kilometrów stąd, dochodzą odgłosy wystrzałów artylerii – powiedział Wojciech Bojanowski. Ukraińska artyleria, jak relacjonował, została ostrzelana przez rosyjskie rakiety Grad.
Bojanowski: sytuacja staje się coraz bardziej dynamiczna
- Żołnierze, z którymi rozmawialiśmy mówią, że robi się niespokojnie – podkreślił. Kilka ostatnich tygodni na północnej linii frontu było dużo spokojniejszych. Zdaniem dziennikarza, obecnych ataków nie można nazwać rosyjską ofensywą, a prędzej badaniem, gdzie Ukraińcy są i jak reagują na ostrzały.
Czytaj także: Ile zmieniłyby Leopardy 2 dla Ukrainy?
- Sytuacja staje się coraz bardziej dynamiczna i z perspektywy żołnierzy coraz bardziej niebezpieczna. Tym głośniejsze na linii frontu są głosy o pomoc w postaci ciężkiego sprzętu, którego Ukraińcom w tym starciu coraz bardziej brakuje – dodał Wojciech Bojanowski.
Środa jest 336. dniem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Obecnie najcięższe i najkrwawsze działania zbrojne trwają w pobliżu Bachmutu.
Źródło: TVN24