Uciekli przed wojną i przeżyli niebezpieczną podróż. Teraz uchodźcy z obozu na greckiej wyspie Chios prowadzą strajk głodowy, a wraz z nimi jedna z polskich wolontariuszek. To ich wspólny krzyk rozpaczy i apel o pomoc ze strony Europy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
18 mieszkańców obozu Souda wraz z Hanną Muśnicką, polską wolontariuszką, protestują już od trzech tygodni. Na początku w głodówce brało udział 40 osób. Wiele z nich z powodu wycieńczenia trafiło do szpitali.
Warunki panujące w tamtejszym obozie są dalekie od humanitarnych standardów. Nie ma tam dostępu do ciepłej wody, a na ponad tysiąc przebywających tam osób jest tylko kilka pryszniców i jedno ujęcie wody pitnej.
"Mamy katastrofalną sytuację tu i teraz"
Protest imigrantów dotyczy jednak trzech zupełnie innych spraw. - Oni chcą po pierwsze pomocy prawnej, po drugie: relokacji - tłumaczy pani Hanna. Dodaje, że trzecie oczekiwanie dotyczy przeprowadzania tzw. wywiadów.
To jeden z elementów procedury azylowej, który zgodnie z prawem powinien odbyć się w ciągu dwóch tygodni od złożenia wniosku o status uchodźcy. Tymczasem niektórzy czekają na swój wywiad już od stycznia. Na całej wyspie są bowiem tylko trzy osoby, które przeprowadzają takie rozmowy.
- Mamy tragiczną, katastrofalną sytuację tu i teraz - mówi Rafał Kostrzyński z polskiego biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR).
- I jeżeli rządy poszczególnych państw członkowskich nie zadeklarują dobrowolnie udziału w rozwiązywaniu tego problemu, to ten problem będzie narastał - dodaje.
Grecka wyspa Chios jest jednym z pierwszych miejsc w Europie, do którego docierają uchodźcy z Bliskiego Wschodu. Jest ona bowiem oddalona od wybrzeża Turcji o zaledwie kilka kilometrów, podobnie jak inne greckie wyspy: Samos, Lesbos czy Kos. Według najnowszych szacunków, w Grecji przebywa ok. 50 tys. uchodźców i migrantów.
Autor: ts/kk / Źródło: tvn24