Grupa Syryjczyków i Irakijczyków, która w niedzielę trafiła do malutkiej szwedzkiej miejscowości w środku lasu, domaga się przewiezienia do większego miasta. - Tu jest za zimno, nie ma nawet sklepu, ani lekarza - tłumaczy jeden z niezadowolonych przybyszów.
W niedzielę wieczorem kilkudziesięciu Irakijczyków i Syryjczyków trafiło do oddalonej od cywilizacji, malutkiej miejscowości Limedsforsen, niedaleko norweskiej granicy. Tam, zakwaterowani w drewnianych domkach, mieli oczekiwać na rozpatrzenie wniosków o status uchodźcy.
Zimno i niebezpiecznie
Po przybyciu na miejsce kilkanaście osób nie chciało jednak opuścić autobusu. Niezadowoleni rozpoczęli protest i domagają się przewiezienia do większego miasta lub do Niemiec. - Powiedzieli nam, że będziemy tu mieszkać, a nie dla wszystkich jest to dobre rozwiązanie. Są wśród nas dzieci, kobieta w ciąży. Tu nie ma sklepu ani lekarza - tłumaczy dziennikarzom Syryjczyk Waez Hadeel.
- Tu jest niebezpiecznie. Nie ma ludzi. Mamy dzieci, nie możemy tu zostać, jest za zimno - mówi. Podkreśla, jest wdzięczny za możliwość pobytu w Szwecji, ale warunki panujące w Limedsforsen ocenia jako "nieludzkie". Szwedzki urząd ds. migracji wyjaśnia, że do Szwecji każdego tygodnia przybywa ok. 10 tys. uciekinierów. Wobec tak wielkiego napływu ludzi istniejąca infrastruktura okazała się niewystarczająca.
- Nie mamy wyjścia. To wszystko, co mamy do zaoferowania - rozkłada ręce rzeczniczka urzędu Guna Graufelds. Jak podkreśla, przypadki odmowy pozostania w wyznaczonym miejscu są rzadkie. Z niezadowolonymi uchodźcami urząd będzie negocjował.
Dla ich postawy wyrozumiali są ci, którzy żyją w Limedsforsen na co dzień. - Muszą się integrować ze społeczeństwem, a będzie to trudne, jeśli tu zamieszkają - mówi jedna z mieszkanek. Inna przyznaje, że do sklepu i szkoły rzeczywiście trudno jest się dostać bez samochodu.
Od początku roku 2015 o azyl w Szwecji wystąpiło ponad 100 tysięcy ludzi.
Autor: kg//rzw / Źródło: www.dt.se,ouest-france.fr, Global Post