Nowozelandzki sąd zadecydował, że Kim Dotcom, twórca i były szef serwisu Megaupload, może pozwać wywiad o odszkodowanie. Służby specjalne szpiegowały Niemca na prośbę Amerykanów, którzy doprowadzili do zamknięcia jego strony. Jak się później okazało, uczyniono to bezprawnie.
Prokuratoria Nowej Zelandii próbowała uniemożliwić pociąganie do odpowiedzialności służb wywiadowczych w związku z sprawą Megaupload. Sprawa dotarła do Krajowego Sądu Apelacyjnego, który uznał, że państwo nie może się w ten sposób bronić i Kim Dotcom ma prawo domagać się od niego odszkodowania.
Pieniądze za szkody na Megaupload
Twórca Megaupload chce uzyskać zadośćuczynienie od władz za nalot policji na jego posiadłość w 2012 roku. Został on przeprowadzony na zlecenie służb amerykańskich, które oskarżają Kima Dotcoma o zarządzanie grupą, która od 2005 roku zarobiła 175 milionów dolarów na łamaniu praw autorskich przy pomocy portalu Megaupload. Po kilku miesiącach nowozelandzki sąd zadecydował, że nalot na posiadłość i zajęcie majątku Niemca było bezprawne. Kim Dotcom wniósł więc do sądu wniosek o odszkodowanie od policji. Gdy na jaw później wyszły informacje, iż osoby zarządzające Megaupload były podsłuchiwane przez Biuro Bezpieczeństwa Komunikacyjnego, agendę nowozelandzkiego kontrwywiadu, Niemiec pozwał również tę instytucję. Za szpiegowanie Dotcoma przeprosił sam premier John Key, ale państwowi prawnicy starali się zablokować jego pozew. Argumentowali przy tym, że Niemiec pozwał już państwo reprezentowane przez policję i nie może pozywać go jeszcze raz za to samo uchybienie.
Problemy nie znikają
Równocześnie do postępowań o odszkodowanie toczy się postępowanie o ekstradycję Dotcoma i jego współpracowników do USA. Czekają na nich tam zarzuty za piractwo internetowe, defraudację i pranie pieniędzy, w związku z zarządzaniem Megaupload, portalu służłącego do dzielenia się plikami, który internauci wykorzystywali do rozpowszechniania treści obłożonych prawami autorskimi. Dotcom broni się, że on tylko oferował miejsce na serwerach do przetrzymywania plików i nie miał kontroli nad ich treścią. Niedawno uruchomił kolejny podobny serwis - Mega. Teraz osoby zarządzające portalem nie mają nawet wglądu w pliki składowane na serwerach, co ma chronić całą stronę przed pozwami.
Autor: mk//bgr / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: mega.co.nz