Syryjscy rebelianci wspierani przez Turcję przejęli w sobotę kontrolę nad centrum kluczowego miasta Ras al-Ain w północno-wschodniej Syrii, na granicy z Turcją - powiadomił wysoki rangą przedstawiciel tureckich służb bezpieczeństwa. Siły kurdyjskie temu zaprzeczają.
Turcja rozpoczęła w środę operację militarną w północno-wschodniej Syrii wymierzoną w kurdyjskie milicje Ludowej Jednostki Samoobrony (YPG), które Ankara uważa za terrorystów. Są one jednak wspierane przez Zachód i stanowią główny trzon syryjskich sił SDF, które odegrały decydującą rolę w pokonaniu tak zwanego Państwa Islamskiego w Syrii.
Niejasna sytuacja w Ras al-Ain
Na linii frontu wokół Ras al-Ain, jednego z dwóch przygranicznych miast, które są celem ofensywy, w sobotę unosiły się gęste kłęby dymu, gdy turecka artyleria atakowała ten obszar - poinformował reporter Reutera, który znajdował się po drugiej stronie granicy w tureckim mieście Ceylanpinar. Jak dodał, intensywny ostrzał rozlegał się również wewnątrz Ras al-Ain, podczas gdy nad miastem przelatywały samoloty bojowe.
Syryjska opozycyjna "Armia Narodowa przejęła dziś rano kontrolę nad centrum miasta. W dzielnicach mieszkalnych przeprowadzane są kontrole" - poinformował urzędnik, na którego powołała się agencja Reutera. Informacje te przekazała również turecka telewizja TRT, powołując się na ministerstwo obrony Turcji.
Natomiast przedstawiciel Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), których główny trzon stanowią kurdyjskie milicje o nazwie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), powiedział, że "opór Ras al-Ain i starcia trwają".
Nieco spokojniej było w mieście Tall Abjad, położonym około 120 km na zachód od Ras al-Ain. W okolicy słychać było tylko sporadyczne wystrzały - powiadomił inny reporter Reutera. Tall Abjad jest drugim głównym celem tureckiej operacji.
Ofiary śmiertelne, ludzie pozbawieni domów
Syryjscy Kurdowie, kierujący administracją w regionie, poinformowali w sobotę, że 191 069 osób zostało zmuszonych do opuszczenia domów w wyniku operacji militarnej Turcji. Jak sprecyzowano w komunikacie, ofensywa spowodowała kilka fal ucieczek z miasta al-Malikijja na północnym wschodzie Syrii do oddalonego około 400 km na zachód kurdyjskiego miasta Kobane.
W piątek ONZ także informowała, że od rozpoczęcia w środę tureckiej ofensywy w północno-wschodniej Syrii około 100 tys. mieszkańców tego regionu opuściło swe domy, a coraz więcej ludzi tłoczy się w schronach i szkołach.
Według Reutera, który powołuje się na niewymienioną z nazwy organizację monitorującą ofensywę, od pierwszego dnia ataku śmierć poniosło ponad sto osób, w tym 17 cywilów.
Szef organizacji Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka Rami Abdul Rahman przekazał natomiast w sobotę, że liczba zabitych kurdyjskich bojowników w Syrii wzrosła do 74. Większość z nich zginęła w Tall Abjad. Po stronie wspieranych przez Turcję syryjskich rebeliantów zginęło - według tego źródła - 49 bojowników, a do 20 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów.
W sobotę rano tureckie ministerstwo obrony poinformowało natomiast, że od początku operacji "zneutralizowano" 415 bojowników YPG.
Ostrzał amerykańskiej bazy
Dodano, że żaden amerykański żołnierz nie ucierpiał w tureckim ostrzale artyleryjskim w pobliżu miasta Kobane w Syrii, około 60 km na zachód od głównego obszaru konfliktu.
Ministerstwo obrony Turcji zaprzeczyło, jakoby tureckie wojsko ostrzelało bazę USA. Resort przekazał, że podjęto wszelkie środki ostrożności, aby zapobiec szkodom w bazie USA, gdy reagowano na ostrzał z pobliskiego obszaru ze strony kurdyjskiej milicji YPG (Ludowe Jednostki Samoobrony). "Po sygnale od strony amerykańskiej wstrzymaliśmy ostrzał" - wyjaśnił w komunikacie turecki resort obrony.
W piątek minister finansów USA Steven Mnuchin poinformował, że prezydent Donald Trump wydał rozporządzenie, na mocy którego Waszyngton może nałożyć "znaczące sankcje" na Turcję w związku z jej inwazją w Syrii. Mnuchin zastrzegł jednak, że na razie restrykcje te nie zostaną wprowadzone. W reakcji na to tureckie MSZ oświadczyło, że Ankara zareaguje stosownymi działaniami odwetowymi na "każdy krok" podjęty przeciwko prowadzonej przez Turcję walce z terroryzmem.
Turecka ofensywa
Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), których główny trzon stanowi właśnie kurdyjska milicja YPG, obecnie zajmują większość terytorium niegdysiejszego samozwańczego kalifatu tak zwanego Państwa Islamskiego w Syrii. SDF odegrały decydującą rolę w pokonaniu sunnickiej ekstremistycznej organizacji zbrojnej o nazwie Państwo Islamskie w Syrii. SDF przetrzymują w więzieniach tysiące bojowników IS, a w obozach dziesiątki tysięcy członków ich rodzin. Kurdyjska milicja twierdzi, że turecka ofensywa może spowodować odrodzenie się dżihadystów na tym terenie w sytuacji, gdy niektórzy z nich zdołali uciec z więzień.
Turecka ofensywa ruszyła po ogłoszeniu przez prezydenta Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. Kurdowie określili ją jako "cios w plecy". W czwartek Trump napisał na Twitterze, odnosząc się do tej operacji, że "rozmawia z obiema stronami" konfliktu i ostrzegł Turcję, by "grała zgodnie z regułami gry".
Według Ankary ofensywa ma na celu wyeliminowanie - jak to ujęto - "korytarza terrorystycznego" wzdłuż południowej granicy Turcji i przywrócenie pokoju w regionie. Według tureckich władz chodzi o wyeliminowanie zagrożeń ze strony syryjskich Kurdów z YPG oraz bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego i ułatwienie powrotu do kraju syryjskich uchodźców, przebywających obecnie w Turcji, po utworzeniu "strefy bezpieczeństwa" w tym rejonie.
Autor: mart//rzw / Źródło: PAP