Stany Zjednoczone muszą zacząć poprawiać relacje z Rosją i Chinami, a tradycyjnych sojuszników w świecie zachodnim rozliczać z pomocy wojskowej i "ochrony", jakiej im udzielają - tak w skrócie wygląda plan Donalda Trumpa dla amerykańskiej dyplomacji na lata jego prezydentury.
Trump przemawiał w środę, dzień po zwycięstwie w prawyborach republikanów w pięciu kolejnych stanach. W wystąpieniu opisał to, jak jego zdaniem wyglądają stosunki USA z innymi krajami i wskazał na błędy administracji Baracka Obamy i George'a W. Busha, które doprowadziły do "chaosu" w świecie.
Trump stwierdził, że politykę zagraniczną USA "należałoby odrdzewić". Ostatnie osiem lat rządów administracji Obamy było, zdaniem Trumpa, pasmem kolejnych klęsk dyplomacji, "Chiny wykorzystywały Stany Zjednoczone", a tzw. Państwa Islamskiego "nie udało się pokonać" - mówił miliarder.
Dogadać się z Chinami i Rosją
Jako prezydent Donald Trump "wysyłałby najlepszych amerykańskich żołnierzy tylko wtedy, gdy byłoby to konieczne" w inne zakątki świata i tylko wtedy, "gdybyśmy mieli plan na zwycięstwo" w kolejnej misji lub wojnie. - Jeżeli Amerykanie mają walczyć, to muszą walczyć tylko o zwycięstwo - stwierdził.
Następnie uznał, że "zmniejszenie napięcia w stosunkach z Rosją przy zachowaniu pozycji siły jest możliwe". Następnie skupił się na Chinach, mówiąc, że USA "pozwoliły im na osiągnięcie przewagi ekonomicznej", przez co w Państwie Środka "straciły cały szacunek", w Chinach bowiem "szanuje się siłę". Trump uznał, że uda mu się przekonać Pekin do "wzięcia w cugle" północnokoreańskiego programu nuklearnego. Stwierdził też, że należałoby zorganizować kilka "szczytów" współpracy z azjatyckimi krajami, by "przywrócić balans" w polityce gospodarczej USA.
Sojusznicy muszą płacić
Donald Trump miał też w środę wiadomość dla sojuszników USA w strukturach NATO i w Azji. Agencja Reutera pisze, że "srogim tonem" stwierdził, że sojusznicy Ameryki "korzystają na parasolu ochronnym USA, ale same nie płacą swojej doli". - Kraje, które chronimy, muszą płacić za naszą obronę. Jeżeli nie, USA będą przygotowane do tego, by te kraje broniły się same. Nie mamy wyboru - obwieścił.
- Nasi sojusznicy muszą się zwrócić w stronę finansowych, politycznych i ludzkich kosztów. Muszą to zrobić. (Korzystają) z naszego ogromnego wysiłku obronnego, a wielu tego nie robi. Spoglądają na Stany Zjednoczone jako słabe, pobłażliwe i nie czują się w obowiązku, by wypełniać nasze porozumienia - tłumaczył.
Zwrócił uwagę na to, że tylko "cztery kraje NATO" wydają na obronę ustalony limit 2 proc. PKB, a USA "płacą miliardy" za funkcjonowanie misji wojskowych. Trump zwrócił jednak uwagę na to, że sam Barack Obama nie dotrzymywał czasami umów z sojusznikami, m.in. "wycofując się z programu tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach".
Miliarder stwierdził też dość enigmatycznie, że jako prezydent zamierza "rozszerzyć plan walki z IS" i "dotrzeć do jego bojowników". Nie wykorzysta jednak do tego tylko siły ognia i wojsk, bo wojna z dżihadystami to również "wielka psychologiczna batalia jak nasza [Amerykanów - red.] długa batalia w czasach zimnej wojny".
Reuters zwraca uwagę na to, że środowe przemówienie Trumpa w jednym z waszyngtońskich hoteli obyło się bez zwyczajowego, "obrazowego" języka porównań, którymi w ostatnich miesiącach kandydat w prawyborach urzekł miliony sympatyków republikanów.
Tym razem posługiwał się teleprompterem i zerkał na notatki, starając się mówić zwięźle i poważne. Reuters uznał, że tym chciał sobie zaskarbić przychylność większego elektoratu.
Autor: adso\mtom / Źródło: Reuters