"Nigdy nie powiedziałem, kiedy dojdzie do ataku na Syrię" - napisał amerykański prezydent. Dzień po tym, jak również za pośrednictwem Twittera zagroził uderzeniem rakietowym, Donald Trump stwierdził w czwartek, że może się to stać niedługo, ale nie musi.
Amerykański prezydent wyraził też przekonanie, że pod jego rządami Stany Zjednoczone "zrobiły świetną robotę w pozbywaniu się dżihadystów z regionu". "Gdzie nasze 'dziękuję, Ameryko'?" - zapytał Trump.
Rośnie napięcie
Wcześniejszy, środowy, wpis amerykańskiego prezydenta wywołał bardzo szeroki odzew, ponieważ bezpośrednio zagroził w nim atakiem rakietowym na Syrię. Reagował w ten sposób na wcześniejszą deklarację rosyjskiego ambasadora w Libanie, który stwierdził, że każda amerykańska rakieta lecąca na Syrię zostanie zestrzelona, a wyrzutnie zniszczone.
"Szykuj się, Rosjo, bo te rakiety nadlecą. Ładne, nowe i inteligentne! Nie powinniście byli zostawać partnerem Zwierzęcia Zabijającego Gazem, który morduje swoich obywateli i czerpie z tego radość" - pisał Trump, dodając potem, że relacje z Rosją "są gorsze niż kiedykolwiek".
Jeszcze tego samego dnia rzeczniczka Białego Domu tłumaczyła, iż nie podjęto decyzji o ewentualnej interwencji militarnej w Syrii. Ma to być jedynie jedna z opcji.
Środowy wpis amerykańskiego prezydenta wywołał jednak reakcje na całym świecie, zwłaszcza w Rosji. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa napisała na Facebooku, że "inteligentne pociski powinny lecieć w kierunku terrorystów, a nie prawowitego rządu (Baszara al-Asada - red.), który od lat walczy z międzynarodowym terroryzmem na swym terytorium".
Premier Turcji stwierdził z kolei, że mocarstwa "zachowują się jak zbiry". - Jeden mówi: "Ja mam lepsze pociski", a drugi na to: "Nie, to ja mam lepsze pociski. Dalej, wyślijcie je!" - stwierdzał tego dnia Binali Yildirim, mówiąc o napiętych relacjach Moskwy i Waszyngtonu.Deklaracje prezydenta USA i możliwy atak na Syrię są reakcją na domniemany atak bronią chemiczną dokonany w miniony weekend. Miało w nim zginąć co najmniej 60 osób w kontrolowanym przez rebeliantów mieście Duma. Wśród ofiar widocznych na zdjęciach było wiele dzieci. Rosjanie i Syryjczycy twierdzą, że była to prowokacja i nie ma dowodów na użycie środków bojowych, o jakich mówi Zachód. Próby wszczęcia uznawanego przez wszystkie strony niezależnego śledztwa spaliły na panewce po kłótni w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i zawetowaniu wniosku USA przez Rosję.
Autor: mk/adso / Źródło: Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Victoria Foley/US Navy