Policję w Seulu alarmowano już kilka godzin przed tragedią. "Jest zbyt tłoczno. Powinniście to skontrolować"

Źródło:
BBC
Tragedia w Korei Południowej. Wybuch paniki na imprezie
Tragedia w Korei Południowej. Wybuch paniki na imprezieReuters
wideo 2/2
Tragedia w Korei Południowej. Wybuch paniki na imprezie, nie żyje blisko 150 osóbReuters

Pierwsze połączenie ze służbami w Seulu, w którym informowano o masowym zagrożeniu, nastąpiło na kilka godzin przed tragedią, w której zginęło przeszło 150 osób - podało BBC. Dzwoniący na numer alarmowy - według portalu - mówił, że sytuacja w uliczce w imprezowej dzielnicy Itaewon jest "naprawdę niebezpieczna" i wkrótce dojdzie do "zmiażdżenia" będących na niej osób. Brytyjska telewizja wskazuje, że coraz więcej dowodów, wypowiedzi ekspertów i szereg oficjalnych przeprosin wskazują na rażące błędy w działaniu służb.

Portal brytyjskiego nadawcy poinformował, że dzwoniący o godzinie 18.34 (koreańskiego czasu - red.) na numer alarmowy był na głównej ulicy w dzielnicy Itaewon, informując o ścisku na alejce naprzeciwko hotelu Hamilton. - Ta aleja jest teraz naprawdę niebezpieczna, ludzie chodzą w górę i w dół, więc inni nie mogą zejść, ale ludzie wciąż się pojawiają. Dojdzie do zmiażdżenia. Ledwo udało mi się wydostać, ale jest zbyt tłoczno. Myślę, że powinniście to skontrolować – powiedział rozmówca.

Policjant zapytał, czy dzwoniący miał na myśli to, że ludzie nie przemieszczają się poprawnie, że "zmiażdżą się i upadną, a potem będzie duże nieszczęście?". Alarmujący odpowiedział twierdząco. - To jest teraz bardzo przerażające - dodał.

Przez trzy godziny wielokrotnie alarmowano policję

Był to pierwszy z co najmniej 10 telefonów na policję w stolicy Korei Południowej w ciągu kolejnych trzech godzin. Jednak tamtej nocy - twierdzą miejscowi - obecność policji była absolutnie niewystarczająca. Do tragedii doszło w noc z soboty na niedzielę.

Coraz więcej dowodów, wypowiedzi ekspertów i szereg oficjalnych przeprosin wskazują na rażące błędy w działaniu służb. Lokalni urzędnicy i policja nie byli przygotowani na tłumy w wąskiej uliczce. Ich reakcja na rosnący tłum była jednak zbyt późna.

CZYTAJ TAKŻE: Wzrósł bilans ofiar tragedii w Seulu. Szef policji "czuje się odpowiedzialny"

Według różnych szacunków w sobotnią noc w dzielnicy Itaewon bawiło się nawet 100 tysięcy osób. Ostatnie dane przekazane przez służby mówią, że w wyniku wybuchu paniki w tłumie zmarły do tej pory 156 osoby, które w większości się udusiły bądź też zostały stratowane. - Więcej niż pięć osób na metr kwadratowy jest uważane za potencjalnie niebezpieczne, zaś w uliczce było co najmniej 10 osób na metr kwadratowy - stwierdził Baek Seung-joo, profesor bezpieczeństwa przeciwpożarowego z Open Cyber ​​University. Przekazał, że oszacował to na podstawie zdjęć i filmów. - Instynktownie w takiej sytuacji ludzie nie pomagają sobie nawzajem, konkurują i nie wykonują rozkazów. Nie można winić młodych ludzi, którzy popychali innych, gdy byli pod ogromną presją – powiedział. Ocenił też, że "władze są odpowiedzialne za brak wcześniejszej kontroli nad tłumem".

Przez tłum nie mogli wyjść z domu lub wracali z pracy inną drogą. Relacje świadków

Jeong An-sook, która mieszka około 300 metrów od miejsca tragedii, próbowała wyjść z domu między 21 a 22 czasu lokalnego. Przekazała jednak, że tłum na ulicy był tak gęsty, że nie mogła się ruszyć i przerażona postanowiła wrócić do mieszkania.

Właściciel restauracji, który wracał do domu około godziny 22, powiedział, że nie mógł nawet wyjść ze stacji metra ze względu na tłok. Udał się więc na inną stację i stamtąd wrócił do domu.

Inna kobieta powiedziała, że ​​widziała na miejscu kilku policjantów. Ale - jak mówiła - próby zapanowania nad tłumem podejmowali wcześniej tego wieczoru lokalni wolontariusze, a ​​nie policja. Dodała, że lokalne stowarzyszenie przedsiębiorców poprosiło w minionym tygodniu policję o pomoc w radzeniu sobie z tłumami w weekend, ale nie otrzymało jej.

Dwa spotkania miejskich organów. Nie mówiono o kontroli nad tłumem

Wiadomo jednak, że odbyły się dwa spotkania rady lokalnej, Yongsan-gu. Pierwsze odbyło się 26 października i brała w nim udział lokalna policja, szef miejscowej stacji metra i stowarzyszeni lokalnych przedsiębiorców. Następnego dnia odbyło się drugie spotkanie jedynie z udziałem członków rady, aby omówić sposób radzenia sobie z obchodami Halloween w weekend.

Według informacji na stronie internetowej okręgu Yongsan, omawiano sprawy takie jak: środki kwarantanny covidowej, kontrole u sprzedawców żywności, bezpieczeństwo w dużych obiektach i stacjach metra, wywóz śmieci i nielegalne parkowanie. Burmistrz dzielnicy, Park Hee-young, powiedział 27 października: - To pierwsze Halloween od trzech lat bez (konieczności zachowania - przyp. red.) dystansu społecznego. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, ponieważ jesteśmy zaniepokojeni ponownym rozprzestrzenianiem się COVID- 19, incydentami narkotykowymi i innymi wypadkami."

Nie ma dowodów na to, że na którymkolwiek ze spotkań ktokolwiek podniósł lub omówił możliwe problemy z kontrolą tłumu.

Autorka/Autor:akr / prpb

Źródło: BBC