W Cleveland wyburzono dom należącego do Ariela Castro, w którym przez ponad 10 lat przetrzymywał on trzy porwane dziewczyny. Gdy pod dom podjechał ciężki sprzęt, obecni na miejscu mieszkańcy Cleveland zaczęli bić brawo.
Decyzja o wyburzeniu domu podjęta została zaraz po skazaniu Ariela Castro na dożywocie i tysiąc lat więzienia. Odpowiada za nią Cuyahoga Land Bank - instytucja, która przejmuje posiadłości, by przywrócić im dawny blask lub przygotować do wyburzenia pod kątem odzyskania terenów.
Castro pokryje część kosztów wyburzenia
Już w poniedziałek rodzina przestępcy zabrała z posesji wszystkie rzeczy osobiste, a zakład energetyczny odciął dom od dostępu do prądu. Wydarzenie przyciągnęło dużą liczbę gapiów i zmusiło władze miasta do zamknięcia całej ulicy. Władze zapowiadają dopilnowanie, by szczątki nie trafiły jako "pamiątki" do sprzedaży internetowej
Część kosztów związanych z wyburzeniem pokryta została z oszczędności Castro, które znaleziono w jego pralce. W sumie policjantom udało się zabezpieczyć 22 tysiące dolarów.
Ariel Castro - skazany na dożywocie za porwania i gwałty
Ariel Castro, były kierowca autobusu szkolnego, został oskarżony o porwanie około 10 lat temu Amandy Berry, Giny DeJesus i Michelle Knight (miały wówczas 14,16 i 20 lat), ich przetrzymywanie i gwałcenie. Miały wielokrotnie zachodzić w ciążę, a Castro biciem wywoływał u nich poronienia.
Kobiety uciekły 6 maja br., gdy jedna z nich wyłamała fragment drzwi i zawołała sąsiadów na pomoc. Wieczorem tego dnia Castro został zatrzymany. Dom Castro, który szybko zaczął przyciągać rzesze ciekawskich, był strzeżony przez policję, m.in. w związku z groźbami podpalenia.
Sąd wymierzył Castro karę dożywocia i tysiąca lat więzienia za popełnione czyny.
Autor: kag/jk / Źródło: Chicago Tribune