"Thatcher w Londynie, a Mitterrand w Paryżu"


Walczący o reelekcję prezydent Francji Nicolas Sarkozy oskarżył swego rywala, socjalistę Francois Hollande'a, o dwulicowość w sprawach gospodarki. Swym sympatykom powiedział, że Hollande w "Londynie jest jak Thatcher, a w Paryżu jak Mitterrand".

W Marsylii, w czasie pierwszego wielkiego wiecu przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi, Sarkozy zarzucił konkurentowi, nie przywołując jednak jego nazwiska, że w zależności od okoliczności staje się liberałem lub socjalistą. Słowa te spotkały się z aplauzem około 10 tysięcy zwolenników Sarkozy'ego. Kandydat Partii Socjalistycznej ma w sondażach przewagę nad obecnym szefem państwa.

Kilka dni temu Hollande przekonywał w brytyjskim dzienniku "Guardian", że jego zwycięstwo nie zagraża wolnemu rynkowi i prywatnej własności. Natomiast nieco wcześniej - podczas swojego pierwszego wiecu 22 stycznia - kandydat lewicy oświadczył, że jego głównym adwersarzem jest "świat finansów".

Francja zdołała "uniknąć katastrofy"

Sarkozy po raz kolejny stwierdził, że Francja, dotknięta w 2008 roku kryzysem, zdołała "uniknąć katastrofy". - Światowe banki upadały, wasze miejsca pracy były zagrożone. Udało nam się uniknąć tej katastrofy - mówił, kreując się - jak odnotowała agencja AFP - na gwaranta francuskiego państwa opiekuńczego, choć w 2007 roku bronił bardzo liberalnej polityki gospodarczej.

Zaznaczył też, że nie obawia się o swoje notowania i będzie bronił niepopularnych decyzji jak podniesienie wieku emerytalnego.

Prezydent zapewnił również, że nie zamierza być "kandydatem nielicznej elity, przeciwko ogółowi" i bronił planowanych przez siebie referendów w sprawie imigrantów i systemu zasiłków dla bezrobotnych. - Referendum leży w duchu Piątej Republiki - przekonywał, krytykując tych, którzy sądzą, "że zwrócenie się do narodu (z pytaniem w referendum) jest populistyczne, ponieważ w gruncie rzeczy uważają oni, że naród nie jest dość rozsądny i dość inteligentny".

Obcokrajowcy bez prawa głosu

Sarkozy powtórzył, że sprzeciwia się przyznaniu obcokrajowcom (spoza UE) prawa głosu w wyborach lokalnych, co z kolei popiera Hollande. - Kiedy kocha się Francję, narodowość francuska nie może być sprowadzona jedynie do adresu (...) - mówił.

Agencja AFP zauważa, że Sarkozy, któremu w Marsylii towarzyszyła małżonka Carla Bruni-Sarkozy, nie wyjaśnił zmiany stanowiska od 2005 roku, kiedy to nie sprzeciwiał się prawu głosowania dla obcokrajowców w wyborach lokalnych. Oświadczył jedynie, że nigdy nie był zwolennikiem "opcji zero jeśli chodzi o imigrację, co w kraju takim jak Francja zwyczajnie nie miałoby sensu".

- Ale odmowa wszelkiej kontroli, odrzucenie imigracji z wyboru i pozostawienie jednocześnie otwartych drzwi dla imigracji z konieczności jest nieodpowiedzialne - oznajmił prezydent w Marsylii, mieście licznie zamieszkiwanym przez imigrantów, głównie z krajów Afryki Północnej.

Wybory prezydenckie we Francji odbędą się 22 kwietnia, a druga tura - 6 maja.

Źródło: PAP