24 listopada upływa ostateczny termin zawarcia porozumienia w sprawie irańskiego programu atomowego między Teheranem a sześcioma mocarstwami. Teoretycznie istnieje możliwość przedłużenia rozmów o kolejne miesiące, ale Amerykanie nie widzą na razie takiej potrzeby.
- Tego, czy osiągniemy porozumienie, dowiemy się w ciągu trzech, czterech następnych tygodni - powiedział Obama na pierwszej konferencji prasowej po porażce demokratów we wtorkowych połówkowych wyborach do Kongresu. - Przedstawiliśmy im [Iranowi - red.] ramy (porozumienia), które pozwolą im spełnić pokojowe potrzeby energetyczne. I w rzeczy samej, to mówią ich przywódcy, że nie chcą broni atomowej - dodał.
Amerykański prezydent podkreślił, że wszystko to daje Irańczykom szansę na zakończenie negocjacji o swoim programie atomowym z sukcesem, co w efekcie przyniesie Teheranowi "wyjście spod sankcji" i "ponowne wejście do społeczności międzynarodowej" jak pełnoprawny jej członek.
Obama zastrzegł jednak, że na przeszkodzie do zawarcia porozumienia może stanąć "długa tradycja nieufności między obydwoma krajami".
Negocjacje bez efektu
Prowadzone od 2013 roku negocjacje grupy 5+1 (Chiny, Rosja, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy) z Iranem w sprawie ograniczenia irańskiego programu atomowego w zamian za złagodzenie dotkliwych międzynarodowych sankcji gospodarczych na razie nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Wyznaczony pierwotnie na 20 lipca ostateczny termin zawarcia porozumienia w tej sprawie został przesunięty właśnie na 24 listopada.
Teoretycznie także i tym razem możliwe jest przedłużenie rozmów o kolejne miesiące, ale sekretarz stanu USA John Kerry oznajmił, że tym razem może to być trudniejsze. - Myślę, że to się skomplikuje, jeśli nie zmieścimy się w terminie - oznajmił szef amerykańskiej dyplomacji, dodając jednak, że "nie jest to niemożliwe".
Kerry po spotkaniu z szefem francuskiej dyplomacji dodał, że na razie Waszyngton nie ma zamiaru mówić o przedłużeniu rozmów i nie rozważa takiego rozwiązania, jeśli do rozwiązania przed 24 listopada będą jeszcze "duże sprawy".
Republikanie skomplikują sprawę?
Sekretarz stanu USA odpowiadał też na pytanie, czy nowe rozdanie w amerykańskim Kongresie - republikanie, którzy są niechętni porozumieniu z Iranem, kontrolują teraz zarówno Izbę Reprezentantów jak i Senat - utrudni rozmowy z Teheranem.
Wielu republikanów domaga się bowiem, by ewentualna umowa z Iranem była ratyfikowana przez Kongres. Administracja Obamy stoi na stanowisku, że zawieszenie sankcji wobec Iranu leży w jej gestii, a jedynie ich zniesienie wymaga zgody parlamentu.
Kerry jest zdania, że przejęcie kontroli nad Senatem przez republikanów nie wpłynie na przebieg rozmów. Wskazał przy tym, że jeśli, w którymś kraju sprawa irańskiego atomu sprawia wewnętrzne problemy, nie są to Stany Zjednoczone. Kerry nie powiedział tego wprost, ale można się domyślać, iż miał na myśli niechętne Teheranowi Izrael i Arabię Saudyjską.
Sprzeczności nie do pogodzenia?
Według medialnych doniesień głównym przedmiotem sporu między mocarstwami a Iranem jest skala i wydajność programu wzbogacania uranu, który mógłby zostać wykorzystany do produkcji broni jądrowej. Mocarstwa chcą zredukować zdolności Iranu do wzbogacania uranu, tak by wyprodukowanie materiału do budowy jednej bomby atomowej zajęło co najmniej rok. Irańczycy mają obecnie 19 tys. wirówek do wzbogacania uranu, z których 10,2 tys. działa. Amerykanie proponowali zmniejszenie liczby działających wirówek do ok. 1,5 tys., podczas gdy Irańczycy chcą, by było ich nawet 190 tys. Władze w Teheranie twierdzą, że dzięki temu można by produkować wzbogacony uran do zasilania reaktorów jądrowych, np. w elektrowni Buszer.
Autor: mtom / Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl