Sukcesy oraz błędy i wypaczenia trumpizmu

Źródło:
TVN24 BIS

Długo, bardzo długo będziemy zastanawiać się nad przebiegiem trumpistowskiej rewolucji z lat 2016-2020 oraz nad spuścizną prezydenta Trumpa. Jego kadencja w Białym Domu stanowiła czas wyjątkowy w amerykańskiej tradycji, różniła się od wszystkich kadencji, jakie pamiętamy z XX i XXI wieku. Prezydentura Bidena naznaczona będzie ciągłym porównywaniem do działań poprzednika, jak właściwie żadna inna dotychczasowa prezydentura – pisze w felietonie Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BIS.

Naśladowcy Donalda Trumpa, także w Europie Środkowej, będą nadal inspirować się jego działaniami, nie zważając na fakt, że ponad 81 milionów Amerykanów miało dosyć tego akurat prezydenta i pokazało mu czerwoną kartkę. Tych, którzy chcieli, by został na drugą kadencję, było bardzo wielu, ponad 74 miliony, ale jednak zwycięstwo Bidena jest wyraźne i przekonywujące.

Wielki błąd popełnią także ci, których niechęć do Trumpa jest na tyle silna, że będą ignorować fakt zdobycia przez Trumpa pokaźnej liczby głosów. Te 74 milionów obywateli, którzy chcieli ponownego wyboru dotychczasowego prezydenta, na pewno nie może być ignorowanych. Wszyscy, którzy dobrze życzą Bidenowi, i chcą, aby jego administracji udało się odnowić amerykańskiego ducha i jedność amerykańskiego społeczeństwa, powinni potrafić skomunikować się z wyborcami Trumpa. Powinni odczytywać sygnał, jaki owi wyborcy dwukrotnie wysłali do Waszyngtonu: najpierw wybierając go w 2016 roku, wbrew wszelkim oczekiwaniom tradycyjnych elit, a po raz drugi właśnie w listopadzie ubiegłego roku, dając mu jeszcze więcej głosów niż w 2016 roku.

Gdyby Trump umiał pogodzić się z porażką, to potrafiłby już teraz na tych 74 milionach budować jakiś nowy fundament polityczny i podtrzymywać wsparcie od wyborców. Jego, ośmielę się napisać, nierzadko infantylne zachowanie, polegające na głoszeniu publicznie, w całym majestacie prezydenta Stanów Zjednoczonych, urojeń o swoim zwycięstwie, było marnowaniem tego poparcia. Nikt tak jak Donald Trump w sposób koncertowy nie potrafił zburzyć swoich dokonań.

Gdyby Trump realizował jakąś spójną, sensowną strategię walki z covidem i gdyby okazał więcej współczucia i zrozumienia dla tych, którzy ucierpieli z powodu covidu bądź stracili bliskich w czasie pandemii, i gdyby okazał więcej wsparcia i solidarności medykom, walczącym z koronawirusem, to niewykluczone, że wygrałby wybory. Zabrakło strategii, wyczucia i współczucia. Joe Biden w prosty sposób wypunktował te błędy Trumpa i zdobył większe zaufanie wyborców. W dużej mierze Trump przegrał na własne życzenie.

SŁUCHAJ PODCASTU "HORYZONT STAWISKIEGO" >>>

Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BISTVN24

Trump odchodzi, nie wiemy dzisiaj, czy odchodzi na stałe z polityki, ale przesłanki trwania trumpistowskiej rewolucji pozostają i nowy gospodarz Białego Domu musi to wziąć pod uwagę. Trump i jego ekipa przed kilku laty zobaczyli Amerykę, która nie radzi sobie z pędzącymi zmianami gospodarczymi, technologicznymi, kulturowymi i wszelkimi innymi. To, co w Ameryce stanowiło o jej powodzeniu, sukcesie i potędze, to było sprzężenie ogromnego potencjału gospodarczego, przemysłowego, finansowego, kulturowego, naukowego i wreszcie wojskowego, z dobrobytem i pomyślnością obywateli amerykańskich.

Po II wojnie światowej Ameryka stała się centrum świata, była od dekad najbogatszym krajem świata, a jej obywatele korzystali z tego dobrobytu. W XXI wieku, na skutek kolosalnych zmian w samej Ameryce i wokół niej, nieograniczony i niekończący się model rozwoju Ameryki nie jest już oczywistością. Co więcej, ten model w wielu obszarach się załamuje. Wraz z tym załamaniem w życie Amerykanów wkradły się na nowo niepewność jutra, poczucie degradacji, strach przed bezrobociem i zwyczajną biedą. Trump i ideolodzy trumpizmu, tacy jak Steve Bannon, zaczęli głosić potrzebę powrotu do czegoś, co uważają za wzorzec amerykańskiej wielkości i potęgi: do oparcia się ponownie na własnym przemyśle, produkcji oraz na postawieniu barier na granicach: najpierw dla towarów z zagranicy, a wkrótce potem dla ludzi. Bannon powiedział, że jest nacjonalistą amerykańskim, właściwie nie opowiada się za żadną partią i ideologią, ale zależy mu na tym, by Ameryka jako taka powstrzymała swój rzekomy upadek.

Donald Trump, mówiąc "Po pierwsze, Ameryka", też wpisywał się w ten nastrój.

Po wejściu do Białego Domu Trump obiecał Amerykanom, że ich kraj będzie uczestniczył w globalizacji tylko na tyle, na ile na tym korzysta. Zaskoczeni porażką w 2016 roku demokraci oraz część mediów poniewczasie zrozumieli, jakie są prawdziwe bolączki "świata pracy", "klasy średniej", "prowincjonalnej Ameryki" itd. Okazało się, że dziesiątki milionów Amerykanów na co dzień widzą, jak wiele miejsc pracy wyprowadziło się do innych krajów, jak wiele miejsc pracy, do tej pory dobrze płatnych i prestiżowych, zostało zastąpionych przez maszyny, roboty, sztuczną inteligencję. Zorientowano się, że wielu obywateli amerykańskich staje na głowie, zadłuża się, by ich dzieci mogły skończyć dobre szkoły, ale nawet ukończenie tych szkół nie daje już gwarancji dobrej, stabilnej pracy. Dostrzeżono także, że Amerykanie zwyczajnie chcą, by większość produktów miała stempel "made in USA". Zorientowano się, że dla przeciętnego Amerykanina nie jest żadnym powodem do dumy to, że Ameryka dzisiaj czerpie swoją potęgę choćby z dominacji Doliny Krzemowej w sektorze nowych technologii. Ilu z Amerykanów ma szansę na pracę w Dolinie Krzemowej?

Trump, Bannon i im podobni zauważyli też, że gospodarka chińska, dźwignięta z upadku po ekstremalnie komunistycznych rządach Mao, właśnie dzięki wsparciu Ameryki i Zachodu stała się potężnym, rosnącym cały czas w siłę rywalem Stanów Zjednoczonych. Zauważono też, że Amerykanie mają dosyć niekończących się wojen, szczególnie w egzotycznych krajach muzułmańskich, które trwają dłużej niż wszystkie poprzednie wojny, kosztowały życie i zdrowie rzesze młodych żołnierek i żołnierzy, i wcale nie przyniosły Ameryce większego bezpieczeństwa i siły. Siła i impet trumpistowskiej rewolucji wzięły się z przeistoczenia frustracji tymi zjawiskami na konkretne polityczne głosy i działania.

To tylko w zarysie sukcesy trumpizmu. Ale natychmiast wraz z sukcesami przyszły błędy i wypaczenia. Rozpoznaniu frustracji i odniesieniu się do bolączek, dręczących i nurtujących miliony obywateli, natychmiast towarzyszyła trumpistowska propaganda, dzielenie wszystkich na lepszych i gorszych, wojna z mediami, chaos, dziwaczna komunikacja ze światem poprzez dwu-, trzyzdaniowe wpisy w internecie. Trump będąc prezydentem cały czas jeździł na wiece o charakterze wyborczym. Coraz częściej jedynie wiece pochłaniały jego uwagę. Wplątał się w szereg dziwacznych decyzji w polityce zagranicznej, jak choćby kompletnie nieudana próba dialogu z dyktatorem Korei Północnej. Ameryka nie osiągnęła w tych rokowaniach nic, a Kim Dzong Un dostał uznanie od Waszyngtonu i kupił sobie więcej czasu na budowę arsenału jądrowego.

W niezrozumiały sposób, nie pojmując niuansów polityki transatlantyckiej, Trump zraził do siebie sojuszników europejskich. Tam, gdzie jego zasada wywracania stolika przyniosła zauważalne sukcesy, jak doprowadzenie do porozumień Izraela z kilkoma krajami arabskimi, brakło mu czasu na wyjaśnienie tych sukcesów opinii publicznej. Gdy nastała pandemia, prezydent dosłownie miotał się i nie wiedział, jak podejść do nowego zagrożenia. Wyraźnie też kibicował często skrajnym ruchom protestu przeciwko ograniczeniom covidowym.

Nie dostrzegał albo nie chciał dostrzegać, że jego retoryka polaryzacji, ciągłej gorączki werbalnej i propagandowej, zamiast wzmacniać Amerykę, dzieli kraj, dzieli społeczeństwo i osłabia ją w chaotycznym świecie. Dlatego od Trumpa odwrócili się wybitni eksperci od polityki zagranicznej i spraw wojskowych, którzy początkowo mu zaufali. To zostało dostrzeżone w świecie i nie wzmocniło autorytetu Stanów Zjednoczonych.

Prezydentura Donalda Trumpa to przeszłość. Joe Biden to przeciwieństwo Trumpa. Biden może odnieść wielki sukces i przejść do historii jako wielki prezydent, jeśli dokona syntezy bidenizmu i trumpizmu, jeśli będzie w sposób spokojny i wiarygodny realizował własny plan działań, własne zamierzenia, i jednocześnie zwróci się do wyborców Trumpa, dając im do zrozumienia, że dostrzega ich oczekiwania. Trump nigdy nie zadbał o to, podobnie jak odwołujący się do niego politycy w Europie Środkowej, aby zadbać o innych wyborców niż tylko swoi zwolennicy. Jeśli Bidenowi uda się otworzyć na oczekiwania obu grup wyborców, odpowiedzieć na frustracje wszystkich, niekoniecznie tych z własnego obozu, to w ten sposób stworzy sobie szansę, by "uczynić Amerykę wielką".

Autorka/Autor:Jacek Stawiski

Źródło: TVN24 BIS

Źródło zdjęcia głównego: TVN24