Prezydent Sri Lanki wprowadził na terenie całego kraju stan wyjątkowy. To odpowiedź na gwałtowne protesty, które dzień wcześniej objęły kilka miast. Kraj zmaga się z potężnym kryzysem gospodarczym.
Mieszkańcy stolicy Sri Lanki w czwartek wieczorem wyszli na ulice. Protestowali przeciwko niedoborom żywności i paliwa oraz przedłużającym się przerwom w dostawie prądu. W Kolombo demonstracja przerodziła się w zamieszki. Protestujący starli się z policją, która odpowiedziała użyciem gazu łzawiącego i armatek wodnych. W stronę funkcjonariuszy poleciały kamienie.
Władze Kolombo zarządziły godzinę policyjną od godziny 18 czasu lokalnego w sobotę do 6 rano w poniedziałek.
Stan wyjątkowy w całym kraju
W piątek prezydent Gotabaya Rajapaksa ogłosił także wprowadzenie w całym kraju stanu wyjątkowego. Tłumaczył to potrzebą "ochrony bezpieczeństwa publicznego, utrzymania podstawowych dostaw i usług dla życia społeczności". Wcześniej za zamieszki obwinił "elementy ekstremistyczne".
Zgodnie z dokumentem, opublikowanym w lankijskim dzienniku ustaw, stan wyjątkowy, który wszedł w życie 1 kwietnia, umożliwia władzom aresztowanie i więzienie podejrzanych bez nakazu.
Jak pisze Reuters, pojawiły się obawy, że wprowadzenie stanu wyjątkowego ma na celu stłumienie protestów, które ogarnęły kraj.
"Obserwujemy brak zrozumienia dla aspiracji narodu i brak empatii wobec cierpienia mieszkańców" - czytamy w apelu, opublikowanym przez prawników z Izby Adwokackiej Sri Lanki.
Czytaj też: Sri Lanka w największym kryzysie od niepodległości. Prezydent kraju prosi o restrukturyzację zadłużenia
Głos w sprawie zabrała także m.in. ambasadorka USA na Sri Lance Julie Chung. "Lankijczycy mają prawo do pokojowych protestów" - oświadczyła we wpisie na Twitterze. "Uważnie obserwuję sytuację i mam nadzieję, że nadchodzące dni przyniosą ze sobą powściągliwość obu stron oraz tak bardzo potrzebną stabilizację gospodarczą i ulgę dla tych, którzy cierpią" - dodała dyplomatka.
Źródło: CNN, Reuters