Jest znany z ciętego języka, niechęci do mediów oraz ideowej ewolucji od komunisty do konserwatysty. Janez Jansza w polityce jest od ponad trzydziestu lat, trzykrotnie stawał na czele słoweńskiego rządu, w niedzielę zawalczy o kolejną kadencję. Czy ma szansę utrzymać się u władzy?
Słowenia przez niemal siedemdziesiąt lat była częścią Jugosławii. Najpierw powojennego królestwa, które powstało na gruzach dawnych Austro-Węgier, a później federacyjnego, wielonarodowego państwa, które starało się rozwijać "własną koncepcję socjalizmu", pozostając na uboczu zimnowojennych sporów między Wschodem i Zachodem. Gdy Jugosławią zaczęły wstrząsać wewnętrzne turbulencje pod koniec lat 80., Słoweńcy jako jeden z pierwszych narodów komunistycznej federacji zaczęli domagać się demokratyzacji oraz wolności słowa.
Aresztowanie przez ówczesne władze wiosną 1988 roku kilkorga niepokornych publicystów oraz działaczy opozycji doprowadziło do powstania Komitetu Obrony Praw Człowieka. KOPCz organizował masowe protesty w ich imieniu i domagał się wypuszczenia zatrzymanych. Jednym z internowanych był Janez Jansza.
Konflikt z partyjną elitą
Przyszły premier urodził się w 1958 roku w Lublanie, ale pierwsze lata życia spędził w małej miejscowości nieopodal słoweńskiej stolicy, ponieważ stamtąd pochodzili jego rodzice. Janszowie nie wyróżniali się wśród innych rodzin, zamieszkujących najbogatszą republikę Jugosławii. Jansza od najmłodszych lat był zafascynowany polityką. Już w nastoletnim wieku dołączył do Związku Komunistów Słowenii. W międzyczasie ukończył studia z zakresu obronności oraz pracował w sekretariacie do spraw obrony, będącym częścią administracji Socjalistycznej Republiki Słowenii.
Jego kariera w strukturach komunistycznych nie trwała długo i już po kilku latach popadł w konflikt z partyjną elitą przez swoje publikacje w lewicowym periodyku "Mladina", w którym wielokrotnie krytykował funkcjonowanie jugosłowiańskiej armii. Na celowniku Janszy znalazła się między innymi struktura organizacyjna sił zbrojnych, która opierała się na angażu wszystkich obywateli Jugosławii w ewentualny konflikt z NATO bądź Układem Warszawskim. Koncepcja ta miała stanowić nawiązanie do działań komunistycznej partyzantki pod wodzą Josipa Broz Tity w okresie II wojny światowej. Jansza opowiadał się również za większą demokratyzacją życia publicznego oraz zwracał uwagę na kwestie ekologiczne. Przez swoją publicystyczną działalność miał problemy z zatrudnieniem, znalazł się na cenzurowanym, mocniej zaangażował się w ruch pacyfistyczny, żeby ostatecznie w maju 1988 roku trafić do więzienia za rzekome ujawnienie tajemnic wojskowych.
Kiedy KOPCz stanął w jego obronie, stał się ważną postacią opozycji antykomunistycznej. Osobista popularność pozwoliła mu na objęcie teki ministra obrony po pierwszych, częściowo wolnych wyborach w 1990 roku. Funkcję sprawował między innymi w tak zapomnianym przez historię okresie, jakim jest dziesięciodniowa słoweńska wojna o niepodległość. To właśnie w czerwcu 1991 roku Słowenia ogłosiła swoją secesję od Jugosławii, a na czele niepodległego rządu stanęli głównie politycy demokratycznej opozycji. Działania Słoweńców doprowadziły do zbrojnej interwencji wojsk jugosłowiańskich i krótkotrwałego konfliktu, w którym Janez Jansza, jako szef resortu obrony, kierował wojskami terytorialnymi. Po wspomnianych 10 dniach zawieszono działania wojenne, a sam konflikt - w późniejszym okresie - okrzyknięto jedną z najkrótszych wojen w Europie. Od tego czasu Jansza stał się kluczowym aktorem krajowej sceny politycznej, niedługo później obejmując przewodnictwo Socjaldemokratycznej Partii Słowenii. Tekę ministra stracił jednak w 1994 roku w cieniu oskarżeń o nadużywanie władzy, a jego partia przeszła do opozycji.
Chociaż początki kariery politycznej Janeza Janszy w niepodległym państwie związane są z ugrupowaniem odwołującym się do świeckości, postulatów "państwa dobrobytu" i poszanowania praw człowieka, to w miarę upływu lat polityk ten zaczął ciążyć w kierunku konserwatyzmu obyczajowego i liberalizmu gospodarczego. Jednocześnie coraz częściej sięgał po kontrowersyjny, polaryzujący język oraz bazował na własnej legendzie ofiary komunistycznych prześladowań. Kulminacją politycznej ewolucji Janszy i jego formacji była decyzja o zmianie nazwy ugrupowania w 2003 roku na Słoweńską Partię Demokratyczną (SDS) i instytucjonalne zbliżenie z europejską, umiarkowaną prawicą, jaką jest Europejska Partia Ludowa (należą do niej między innymi PO i PSL oraz niemiecka CDU/CSU).
Po przejściu do opozycji w 1994 roku Jansza zaczął oskarżać politycznych przeciwników o spiski i polityczne powiązania ze służbami byłego reżimu. Polityk wielokrotnie odwoływał się do teorii tzw. głębokiego państwa (termin ten, w wersji anglojęzycznej "deep state", stał się wyjątkowo popularny w okresie rządów Donalda Trumpa w USA), uważając, że jego przeciwnicy polityczni zakulisowo są sterowani przez dawne komunistyczne elity. Jednocześnie lider SDS nie przedstawiał żadnych dowodów, które potwierdzałyby jego tezy. Mimo to, dzięki osobistej charyzmie, skutecznie ugruntował poparcie dla swojej partii, zyskując wiernych wyborców i zwiększając wspomniane poparcie do dwucyfrowego, począwszy od wyborów w 1996 roku, kiedy to 16 procent głosów przypadło właśnie SDS.
Sam Jansza od 1993 roku nieprzerwanie stoi na czele partii, bez pretendentów do objęcia fotela przewodniczącego.
Od spisku do spisku
Jansza, mocno krytykowany za swoją działalność jako polityk opozycyjny w niepodległej Słowenii, skutecznie utrwalał przekonanie swoich zwolenników, że padł ofiarą "spisku elit" (szczególnie komunistycznych), które nie dopuszczają jego partii do rządu. Spędził w opozycji dziesięć lat, od 1994 do 2004 roku.
Podzielone społeczeństwo albo uwielbiało go za niepokorność i wyrazistość, albo krytykowało jego ostrą retorykę skierowaną przeciwko innym narodom byłej Jugosławii i politycznym oponentom. Jednocześnie SDS opowiadała się za euroatlantyckim kursem Słowenii, popierając członkostwo w Unii Europejskiej i NATO. Lata spędzone w fotelu opozycyjnego posła skończyły się w 2004 roku, bo właśnie wtedy Janez Jansza poprowadził swoją partię do wyborczego zwycięstwa, obiecując liberalizację gospodarczą, decentralizację oraz pogłębienie integracji ze strukturami unijnymi.
W trakcie swoich czteroletnich rządów SDS przeprowadziła szereg reform, od zmian w ordynacji podatkowej po uznanie związków partnerskich osób tej samej płci (co nie przeszkadza Janszy w krytyce ruchu LGBT, który uznaje za kluczowy element "europejskiej lewicy"). Jednocześnie na celowniku nowego premiera znalazły się wolne media, jego zdaniem nadmiernie promujące opozycję i fałszujące obraz reform wprowadzanych przez SDS. Jansza utrwalił się we własnych poglądach, kiedy we wrześniu 2008 roku, na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi, jedna ze stacji telewizyjnych poinformowała, że ówczesny premier Słowenii zamieszany jest w skandal korupcyjny dotyczący zakupu przez rząd fińskich wozów opancerzonych. Jansza odrzucił wszystkie zarzuty, emocjonalnie atakując tytuły medialne powielające telewizyjne rewelacje i oskarżając dziennikarzy o "sprzyjanie lewicy" przed wyborami.
Polityk ponownie trafił do opozycji po tym, jak jego SDS zajęła drugie miejsce w wyborach i musiała oddać misję tworzenia rządu zwycięskim socjaldemokratom. Nie upłynęło jednak dużo czasu, a Jansza jeszcze raz sięgnął po stanowisko szefa rządu. Tym razem w 2012 roku, po nieudanych próbach sformowania parlamentarnej większości przez liberałów i lewicę. Jednak jego druga przygoda z premierostwem zakończyła się szybko, bo już po roku, kiedy to kryzys gospodarczy wymusił na Janszy niepopularne reformy gospodarcze, a media coraz częściej informowały o korupcjogennych procederach, które miał trawić rząd.
Jak bumerang wracała do Janszy sprawa oskarżeń związanych z fińskim przetargiem z czasów jego pierwszego gabinetu, ale dopiero w 2014 roku były premier usłyszał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności. Sąd uznał, że ówczesny szef rządu preferencyjnie traktował firmę z Helsinek, a ta miała się odwdzięczać finansowo. Pomimo apelacji sądy podtrzymały decyzję i polityk trafił do więzienia. Sądowy wyrok oraz utrata władzy przypieczętowały spiskową teorię Janeza Janszy dotyczącą "komunistycznego establishmentu", który robi wszystko, aby wykluczyć go z politycznego życia Słowenii. Jansza utrzymywał również, że wyrok jest motywowany politycznie.
Zdania nie zmienił nawet po orzeczeniu Sądu Konstytucyjnego, który dopatrzył się nieprawidłowości w procesie. Sędziowie jednogłośnie uznali, że Janszy nie zapewniono pełnego prawa do obrony oraz zarządzili ponowne rozpatrzenie sprawy, tym samym wypuszczając byłego premiera z więzienia po zaledwie sześciu miesiącach. Do sprawy jednak nie wrócono, ponieważ się przedawniła.
Fan Trumpa, przyjaciel Orbana, miłośnik Twittera
Chociaż od lat słyszymy o brutalizacji języka, społecznej polaryzacji i hejcie, to dopiero powszechny dostęp do mediów społecznościowych doprowadził do uwypuklenia tych procesów i uczynił z etykiety martwe hasło słownikowe.
Izolowany przez lata Janez Jansza musiał znaleźć sposób na docieranie ze swoimi poglądami do szerszych grup społecznych. Szybko rozkochał się w Twitterze i - niczym były amerykański prezydent Donald Trump - zaczął tweetować bez oglądania się na zasady kultury. Gdy dwie dziennikarki opublikowały nieprzychylny jego partii reportaż, Jansza nazwał je "podstarzałymi prostytutkami". Z kolei redaktorzy Słoweńskiej Agencji Prasowej (STA) mogli o sobie przeczytać, że są "hańbą narodową", ponieważ politykowi nie spodobało się, że STA poświęciła więcej miejsca działalności popularnego rapera niż aktywności Janszy.
Dzięki swojej internetowej aktywności zyskał przydomek "Marszałek Twitto", który ma być prześmiewczym nawiązaniem do komunistycznego przywódcy Jugosławii, marszałka Josipa Broz Tity. Ten, co prawda, nie tweetował, ale miał władzę, o jakiej Jansza może tylko marzyć.
Jednak to nie Twitter był jedynym narzędziem w walce o wyborcze głosy. Lider SNS zaczął spoglądać w stronę Węgier i premiera Viktora Orbana, z którym czuł ideową symbiozę. Swojej politycznej przyjaźni postanowił nadać bardziej wymierny charakter, zwracając się z szeregiem propozycji do oligarchów związanych z szefem rządu w Budapeszcie. Węgierskie środowiska biznesowe zainwestowały swój kapitał w powołane przez partię Janszy w 2015 roku media - stację telewizyjną Nova24TV oraz tygodnik "Demokracija". W późniejszym okresie węgierska obecność w Słowenii stała się jeszcze bardziej wyraźna i sięgnęła znacznie dalej. Poza udziałami w sektorze medialnym pojawiły się transakcje związane z bankowością, a węgierski koncern paliwowy MOL, bezpośrednio lub pośrednio, zakupił ponad 100 stacji benzynowych w Słowenii.
Bliskie Janszy media mają być "pierwszymi w służbie prawdy", jak głosi hasło promocyjne. Nie ulega jednak wątpliwości, że ich głównym zadaniem jest zapewnienie medialnej platformy prawicowym politykom związanym z SDS i samemu liderowi partii, który ma cotygodniowy program na antenie wspomnianej wcześniej telewizji. "Rozmowa z premierem" to emitowany co poniedziałek talk-show, w którym Jansza odpowiada na pytania widzów bądź opowiada o sprawach, które z jego perspektywy są warte uwagi Słoweńców. Stowarzyszenia dziennikarskie wielokrotnie wskazywały na naruszanie zasad etyki zawodowej przez pracowników telewizji Nova24TV.
Pomimo inwestycji we własne tytuły słoweński premier (pełni tę funkcję ponownie od 2020 roku, korzystając ze słabości dawnej koalicji lewicy i liberałów) nie ustaje w atakach na media niezależne, cieszące się nadal zdecydowanie większą popularnością. Całkiem niedawno na Twitterze ogłosił "wojnę z mediami", jednocześnie podejmując próby wymuszenia zmian w linii redakcyjnej niektórych periodyków bądź grożąc odcięciem finansowania w przypadku wspomnianej STA. Bezskutecznie. Na drodze do przejęcia wolnych mediów stanęli polityczni koalicjanci, chadecka Nowa Słowenia i partia reprezentująca interesy emerytów DeSUS. Ostatecznie ta druga opuściła rząd po kilku miesiącach, tłumacząc, że nie może popierać premiera, który prowadzi do "orbanizacji Słowenii oraz atakuje media".
Niepogodzenie się z medialną krytyką, polaryzujące postulaty, bezpardonowy język i budowanie atmosfery izolacji towarzyszyły Janezowi Janszy w jego długoletniej politycznej drodze na szczyt. W ostatnich latach Jansza dorzucił do tego worka jeszcze jeden element: bliskie relacje z populistycznymi liderami. Inspirując się węgierskim przywódcą, zaczął reorganizować program swojej partii, nadając jej zdecydowanie bardziej konserwatywny sznyt i podkreślając przywiązanie do europejskich wartości w duchu tradycji chrześcijańskiej. Viktor Orban był także jednym z gości honorowych na kongresie SDS, a bliskie relacje z liderem Fideszu Janez Jansza podkreślał na forum unijnym, broniąc stanowiska Węgier i Polski w sporach z Brukselą w zakresie praworządności.
Do grona politycznych sojuszników Słoweńca dołączył też Donald Trump, w którym Jansza czuł tak bliskiego kompana, że odmawiał uznania wyników amerykańskich wyborów z 2020 roku, gratulując Partii Republikańskiej "zwycięstw wyborczych". We wcześniejszych wpisach na Twitterze sugerował, że Joe Biden byłby "najsłabszym prezydentem USA w historii", a gdy okazało się, że kandydat demokratów wybory wygrał, Jansza z maniakalną pasją udostępniał tweety Donalda Trumpa oraz polityków amerykańskiej skrajnej prawicy, sugerujące, że wybory zostały sfałszowane. Ostatecznie pogratulował Bidenowi, podkreślając, że USA i Słowenia "były i pozostaną sojusznikami".
"Za lub przeciw Janezowi Janszy"
Lider Słoweńskiej Partii Demokratycznej ma ambicje, które zdają się nie mieścić w niespełna dwumilionowej Słowenii.
Skomplikowana ordynacja wyborcza uniemożliwia przejęcie pełni władzy przez jedno ugrupowanie, co wiąże się z koniecznością współpracy i zawierania politycznych kompromisów. W odróżnieniu od Polski, gdzie stosowana jest metoda d'Hondta, premiująca większe komitety, Słoweńcy korzystają z tak zwanego systemu głosu przechodniego i ilorazu Droopa, na podstawie którego określa się kandydatów z największą liczbą wskazań. Jeśli dany kandydat nie uzyska wystarczającej liczby skreśleń na karcie wyborczej, jego głosy trafiają do kolejnego polityka na liście.
Ten niełatwy system przeliczania głosów w połączeniu z 4-procentowym progiem wyborczym prowadzi do parlamentarnego rozdrobnienia. Ponadto względna dynamika słoweńskiej sceny politycznej nie pozwala w pełni przewidzieć wyników wyborów. W tych zaplanowanych na koniec kwietnia SDS będzie musiała zmierzyć się z silnym sondażowo konkurentem w postaci Ruchu Wolności (GS) - nowej partii liberałów i ekologów, która próbuje pozycjonować się jako alternatywa wobec obecnego establishmentu. W badaniach opinii publicznej obie partie idą łeb w łeb.
Jansza nadal krytykowany jest za swoje osobiste i biznesowo-medialne związki z premierem Węgier, a obecna postawa Viktora Orbana, dystansowanie się od pomocy Ukrainie oraz coraz częstsze zarzuty o autorytaryzm, nie przysparzają Janszy nowych zwolenników. Lider SDS spróbuje odnowić swój mandat i zawalczy o kolejną czteroletnią kadencję w fotelu premiera. Zadania tego na pewno nie ułatwi mu opozycja, zdeterminowana do ponownego odcięcia Janszy od politycznych wpływów i gotowa do parlamentarnej izolacji partii obecnego premiera dzięki zawieraniu egzotycznych sojuszy politycznych.
Same wybory, w oczach ekspertów, jawią się jako plebiscyt "za lub przeciw Janezowi Janszy". Publicysta Robert Botteri z "Mladiny" mówił o dawnym redakcyjnym koledze, że "miał szansę stać się słoweńskim Havlem, ale wybrał ścieżkę słoweńskiego Orbana". Czy dalej pozostanie słoweńskim premierem? O tym zdecydują obywatele tego kraju w niedzielnych wyborach parlamentarnych.
Autorka/Autor: Cezary Paprzycki
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images