Stosujemy wobec Rosji jej własne metody i mamy do tego pełne prawo – mówią PAP ukraińscy wojskowi przy przejściu granicznym Junakiwka w obwodzie sumskim, który prowadzi do zajętej części rosyjskiego obwodu kurskiego. Pytani, jak oceniają możliwości obronne Rosjan, odpowiadają, że "to zależy od miejsca i od rodzaju wojsk". Wskazują, że "żołnierze służby zasadniczej, którzy nie mają doświadczenia, to mięso armatnie", ale - jak dodają - są też "zawodowcy".
Zbombardowanych budynków po ukraińskiej stronie granicy, z powyginanymi blachami dachów i zwisającymi deskami, pilnuje kilku uzbrojonych żołnierzy. Nie podoba im się przyjazd dziennikarzy. - Zjeżdżajcie stąd, za dużo was, zobaczą taką grupę z drona, to nas ostrzelają – ostro reagują, ostrzegając przed możliwym rosyjskim atakiem.
Przez zamknięte przejście w Junakiwce przejeżdżają pojazdy z żołnierzami, którzy uczestniczą w operacji kurskiej. Dalej leży rosyjskie miasteczko Sudża, które jest pod kontrolą Ukrainy. To linia frontu, więc aby tu dotrzeć, potrzebne jest zezwolenie Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Oficer, przysłany do opieki nad dziennikarską grupą, pokazuje wartownikom papiery. Oddalają się, wciąż niezadowoleni, zakładając maski na twarze. Nie chcą być fotografowani.
- Nie musicie jechać aż do Sudży, tam nie ma nic do oglądania, a poza tym złamalibyście prawo i Rosja z pewnością będzie was za to ścigać – zniechęca ten sam oficer jeszcze w punkcie zbiórki na obrzeżach Sum.
Wszędzie unosi się zapach wojny
Nie wszyscy się tego obawiają. Część "wycieczki" ładuje się tylnym włazem do dwóch, napędzanych na cztery koła, wysokich transporterów opancerzonych. Zawiozą one dziennikarzy na terytorium Rosji. Część pozostaje we własnych samochodach, by dotrzeć jedynie do granicy.
Bardzo szybki przejazd kolumną pojazdów. Wszyscy ubrani w kamizelki kuloodporne i hełmy. Pasów nie można zapinać, żeby w razie czego wyskoczyć z auta. Na przykład, gdyby nadleciał rosyjski dron czy bomba lotnicza. Przy trasie znak informujący, że do Kurska jest 108 kilometrów.
Droga tak dziurawa, a tempo jazdy tak szybkie, że od trzymania kierownicy, a może i ze stresu, bolą ręce. Tumany kurzu, wzbijane przez mknące, podziurawione kulami, pojazdy wojskowe i karetki. Skwar, smród spalin i woń zgliszcz spalonych domów – wszędzie unosi się zapach wojny.
- Linia frontu się zmienia, ale prawo międzynarodowe nie. Gdybyście wjechali do Rosji, podpadlibyście pod sankcje. Zresztą i Rosjanie i cudzoziemcy, którzy wjeżdżają na okupowane terytoria ukraińskie od strony Rosji, też podpadają pod sankcje, tyle że nasze – wyjaśnia ukraiński oficer.
Chyba cieszy się, że tego dnia nie musi jechać do Sudży. - Tam naprawdę nie ma co oglądać. Droga, sklep, maruderzy. Moskal to Moskal, okrada sam siebie – opowiada.
- Cały alkohol ze sklepu ukradli; tam kradną nawet dzieci. Byłem tam drugiego dnia po wkroczeniu do obwodu kurskiego. Alkohol wynosili w pierwszej kolejności, bo to przecież towar strategiczny, waluta. Widzę, 12-letni chłopiec pcha dwa wózki, w jednym wódka, w drugim mrożone kury. Ponabierał tego, potem wyrzucił, wszędzie latają muchy – relacjonuje.
- Ale podobno przed sklepem w Sudży leży trup rosyjskiego żołnierza – dopytuje jeden z dziennikarzy. - Może leżał, ale już go nie ma. Ciała zabitych potrzebne są i jednej i drugiej stronie. Je również się wymienia – uspokaja wojskowy.
"Lustrzana odpowiedź na ich działania"
Wartownicy w punkcie po ukraińskiej stronie granicy dyżurują pod skleconym z desek daszkiem, przykrytym targaną wiatrem siatką maskującą. Pozwalają podejść jedynie do znaku "Stop. Kontrola". Dalej zaczyna się neutralny pas graniczny, a za nim Rosja. Granica biegnie wzdłuż drogi i Rosję widać także za siatką ogrodzeniową, zabezpieczoną od góry zasiekami żyletkowymi koncertina.
W dniu wizyty na przejściu Junakiwka wojska rosyjskie znajdowały się w odległości prawie 40 kilometrów od granicy. - Rosjanie stoją stąd w odległości 39 kilometrów, tak przynajmniej było wczoraj. To jest najdalszy punkt. Średnio 20 kilometrów w głąb ich kraju. To się zmienia każdego dnia i w lepszą dla nas stronę. Są terytoria w pełni przez nas kontrolowane, są częściowo kontrolowane – mówi jeden z żołnierzy.
Pytani, jak oceniają możliwości obronne Rosjan, ukraińscy wojskowi odpowiadają, że są one różne. - To zależy od miejsca i od rodzaju wojsk. Żołnierze służby zasadniczej, którzy nie mają doświadczenia, to mięso armatnie. Ci od razu się poddają. Ale są tam też zawodowcy. Nie należy nie doceniać wroga, tym bardziej, że Rosjanie dysponują poważnymi zasobami walki – podkreślają.
Ukraińcy mówią, że ich wkroczenie na terytorium Rosji nie jest okupacją tego kraju. - To nie okupacja, to jest po prostu lustrzana odpowiedź na ich działania. Oni wkroczyli na nasze terytorium 11 lat temu. Zajęli Krym, Donieck i Ługańsk. Dlaczego my nie mielibyśmy mieć prawa na takie same działania? – pytają żołnierze, z którymi rozmawiała PAP na granicy ukraińsko-rosyjskiej.
Źródło: PAP